niedziela, 27 kwietnia 2014

01 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

Luty, 2014 r.
   Śniła mi się Ona - Emily - mój największy skarb. Osoba, dla której budziłem się rano i z chęcią ruszałem w nieznane. Dziewczyna, którą kochałem, która była dla mnie natchnieniem. Darzyłem ją bezgraniczną miłością i bardzo jej ufałem, może czasem nawet za bardzo. Byliśmy parą. Tylko ona i ja. Dwoje najszczęśliwszych ludzi na tej ziemi. Nierozłączni. Było wiele osób, którzy nie wierzyli w naszą miłość. Mnie po prostu się wydawało, że zazdrościli tego, że mieliśmy siebie. Nie wiedziałem, o co im chodziło. Ja i Emily świetnie się dogadywaliśmy. Oczywiście, że były między nami kłótnie, ale to zdarzało się bardzo rzadko i od razu się godziliśmy. Chyba zostaliśmy stworzeni dla siebie.

   Śniły mi się jej kasztanowe włosy, które opadały jej na ramiona. Nigdy ich nie spinała, więc mogłem się nimi bawić. Byłem jedyną osobą, której na to pozwalała. Miałem ten zaszczyt. Nie raz nakrzyczała na mnie, że wyrywam jej włosy, ale z biegiem czasu sami się z tego śmialiśmy.

   Śniła mi się cała ona. Jak zwykle w świetnym humorze, cała rozpromieniona. Śmiała się do mnie. Widziałem jej filigranową figurę, smukłe palce gładzące mój policzek i piękne piwne oczy w których można było się zakochać i odpłynąć. Może uznacie, że przesadzałem, ale po prostu nie wiecie, jak ta dziewczyna była dla mnie ważna.

   Niestety pewna osoba nie pozwoliła mi na to, abym nadal rozkoszował się widokiem mojej dziewczyny.

- Wstawaj Harry!- krzyknęła moja mama. Już nawet dzisiaj nie dadzą mi spokoju!
- Jeszcze chwilę.- poprosiłem. Było mi tak fajnie leżąc w łóżku, że nie miałem ochoty z niego wychodzić. Zamierzałem cały dzień spędzić pod kołdrą. Czy to takie dziwne? Chciałem po prostu odpocząć od życia.
- Emily na ciebie czeka, a ty nie chcesz ruszyć dupy. Wstawaj!- krzyknęła i bezprawnie pociągnęła moją kołdrę. Tak nie można! A co, jeżeli nie ubrałbym bokserek?! Kocham moją mamę, ale czasem doprowadzała mnie do szału. Traktowała mnie jak małe dziecko, a przecież byłem już dorosły. Anne była wspaniałą kobietą, która poświęciła całe swoje życie, aby wychować mnie i Gemmę, ale chyba zapomniało jej się, że jestem leniem.
- Już idę. Normalnie zero życia w tym domu.- zaśmiałem się pod nosem i powoli zwlokłem się z łóżka. Usiadłem i przetarłem moje zmęczone oczy. Budzą mnie w środku rana! Przecież to nie jest fair!

   No dobra, nie oszukujmy się. Nie byłem rannym ptaszkiem, a tak w sumie, to właśnie był środek popołudnia. Rozleniwiłem się troszeczkę. Ale miałem do tego prawo, prawda?

- Harry, wstawaj!- usłyszałem krzyk dochodzący ze strony drzwi. Od razu poznałem ten przepiękny, aksamitny głos mojej dziewczyny.
- Ale miłe powitanie.- zaśmiałem się.
- Och.- zrezygnowana Emily podeszła do mnie i złożyła na moim policzku krótki pocałunek.- Tak lepiej?- zapytała stając przede mną z założonymi na piersiach rękami. Zawsze tak robiła, gdy była zniecierpliwiona.
- Taak.- przyznałem z uśmiechem na twarzy.
- Czy teraz mógłbyś łaskawie ruszyć dupę?- zapytała.
- Po co ten pośpiech?- odpowiedziałem jej pytaniem wstając z łóżka i podchodzą do szafy, aby wybrać ubrania na dziś.
- Pozamykają nam najlepsze sklepy.- zauważyła.
- Co?- zdziwiłem się. Nie proszę, tylko nie to. Przesłyszałem się, prawda? Nie lubiłem chodzić do sklepów. Jeszcze z nią? Czy wy wiecie, ile ona potrafi siedzieć w jednym sklepie? To nie jest fajne! Tak bardzo tego nie lubiłem. Jeszcze akurat dzisiaj musiała to sobie wymyślić! Przecież to jest MÓJ dzień, a nie jej.
- Muszę iść?- zapytałem. Proszę, niech powie: nie.
- Tak. Nie masz innego wyjścia.- powiedziała triumfalnie.
- Na pewno?- upewniłem się.
- Tak.- odpowiedziała zdecydowanie i wyszła z pokoju.

   Kochałem ją, ale czasami chciałem uciec od niej daleko. Na przykład dzisiaj. Nie uśmiechało mi się iść z nią. Czy ona nie może robić tego beze mnie? Dzisiaj chciałem odpocząć. Nie wyobrażałem sobie, że w MÓJ dzień będę musiał chodzić z Emily na zakupy. Miałem taki świetny humor, który w jednej chwili się popsuł.

   Czyli jednak nikt nie pamięta o moich urodzinach? Nawet dziewczyna i mama również. Czułem się, jakby wszyscy o mnie zapomnieli. Byłem rozdarty od środka. Nie pamiętają… Przecież ja zawsze kupowałem im prezenty, składałem życzenia i pomagałem w przygotowaniu imprezy. A oni? Oni nie pamiętali. Ukuło mnie to trochę w serce, ale postanowiłem się tym nie zadręczać. W końcu spędziłem ekscytujący dzień z moją dziewczyną! Taaa, nie oszukujmy siebie. Nie chciało mi się z nią wychodzić na te zakupy, ale nie mogłem odmówić, ponieważ obraziłaby się na mnie, a tego nie zniósłbym. Przecież nie wytrzymam nawet jednego dnia bez niej. Szalałem za nią, mimo tego, że ona nie zawsze okazywała mi swoją miłość. Jednak wiedziałem, że z pewnością mnie kochała.

   Zniechęcony wstałem z łóżka i biorąc przygotowane wcześniej ubrania poszedłem do łazienki. Wykonałem poranną toaletę starając się to wszystko jak najbardziej przedłużyć. Po prostu liczyłem na to, że moja dziewczyna się rozmyśli i pójdzie beze mnie na te durne zakupy. Taka moja mała nadzieja.

   Włosy idealnie ułożyłem i byłem gotowy. Ruszyłem białym korytarzem na dół, gdzie z pewnością znajdowała się moja cała rodzinka łącznie z moją dziewczyną. Na białych ścianach powieszone były fotografie, które przedstawiały mnie wraz z mamą i siostrą. Na wszystkich byliśmy tacy szczęśliwi. Po prostu idealna rodzina. Szkoda, że w rzeczywistości tak nie było. Ojciec zostawił mnie gdy miałem 7 lat. Zostawił mnie, siostrę i załamaną mamę, która nie mogła poradzić sobie z tym wszystkim. Anne do dziś obwinia siebie za to, że nie zapewniła mi ojca. Ja jednak nie mam jej tego za złe. Mój ojciec był, jaki był i nie mógłbym znieść tego, gdyby znów pojawił się w moim życiu. Po prostu nienawidzę go za to, co zrobił mojej rodzinie.  Nie wiem, co myśli moja siostra. W sumie, to muszę przyznać, że nigdy z nią nie rozmawiałem o naszym ojcu. Był to raczej temat tabu. Prawie nigdy o tym nie wspominałem, bo wtedy moja mama się załamywała. Nie chciałem doprowadzić jej do płaczu i rozpaczy. Nie lubiłem, gdy kobiety się smucą. Byłem, a tak w sumie to nadal jestem bardzo czuły, ale to raczej wynika z tego, że wychowały mnie wie kobiety - mama i starsza siostra, która zawsze była dla mnie oparciem i pomagała mi w sprawach sercowych. Do mamy raczej nie warto się zwracać z prośbą o takie rady, bo od razu była afera na całą rodzinę, że jej kochany synuś znalazł sobie dziewczynę. Na szczęście od dość dawna chodzę z Emily i nie mam już tych problemów.

   Dość szybko znalazłam się w kremowej kuchni. Po prawej znajdowały się różne szafki i szafeczki, gdzie moja mama trzymała najważniejsze rzeczy i różne przyprawy. Dalej była lodówka wraz ze zlewem i zmywarką. Naprzeciw drzwi, w których stałem znajdowało się okno, a pod nim szeroki, marmurowy blat i piec. Na parapecie poustawiane były kwiatki, które dodawały klasy temu pomieszczeniu. Po lewej stał niewielki stolik na cztery osoby, przy którym siedziała już Anne, Gemma i Emily.

- Dzień dobry.- powiedziałem wchodząc głębiej do kuchni, aby później zająć miejsce obok mojej dziewczyny.
- Cześć.- odpowiedziały na równo Gemma z moją mamą. Obie z tego powodu zaczęły się śmiać.
- Zjesz coś?- zapytała Anne.
- Nie mamo. Razem z Emily zjemy coś na mieście, prawda?- odwróciłem się w stronę mojej dziewczyny, a ona na zgodę przytaknęła głową.
- No dobrze. Skoro tak chcecie. Nie będę się narzucać, chodź sądzę, że lepiej byłoby, gdybyście zjedli coś tutaj. Na pewno będzie zdrowiej.
- Nie trzeba mamo.- zaśmiałem się.
- Harry, ty lepiej uważaj na fast- foody, bo jeszcze przytyjesz.- zaśmiała się moja siostra.
- Tak. Jak przyjdę, to nie będę mógł zmieścić się w drzwiach.- zażartowałem, a wszyscy zaczęli się śmiać.
- Niewykluczone.- zauważyła moja siostra.-Ostatnio trochę przybrałeś.- powiedziała i nachylając się nad stołem dotknęła mojego brzucha. Jednak nie potrafiła pohamować śmiechu.
- Ty lepiej uważaj na siebie.- odpowiedziałem jej puszczając do niej oczko. Gemma udała obrażoną, ale po chwili znów zaczęła się śmiać, co znaczyło, że nie jest na mnie zła.
- Dobra, dosyć tych śmiechów. Idziemy do tego sklepu czy nie?- zapytała moja dziewczyna.
- Nie?- odparłem. Mimo wszystkiego na moją twarz wkradł się wielki banan, którego nie potrafiłem powstrzymać.
- Błędna odpowiedź.- zaśmiała się Emily.- Styles, dzisiaj się z tego nie wykręcisz.- powiedziała stanowczo i ciągnąc mnie za rękę wyprowadziła z pokoju.

   Założyliśmy buty i kurtki, po czym wyszliśmy z mieszkania. Chwyciliśmy się za ręce. W nasze twarze uderzyło zimne powietrze. Jak dobrze, że dziś nie padało. Na pobliskich drzewach gniazda miały ptaki, których niestety o tej porze nie można było zobaczyć. Świat już od rana tętnił życiem. Dzieciaki bez umiaru bawiły się na pobliskim placu zabaw, obok którego przeszliśmy. Miały świetny ubaw, ponieważ mogły zrobić bitwę na śnieżki. Mogły się tak bawić dopóki śnieg nie stopnieje. Na niebie nie zauważyłem ani jednej chmurki, co nie zdarzało się często. Od razu nabrałem ochoty do życia. Już nawet bez narzekania zgodziłem się na te całe zakupy. Chciałem Emily sprawić przyjemność. Kochałem jej uśmiech. Kochałem ją całą.

- I pomyśleć, że my też kiedyś tacy byliśmy.- zauważyła pokazując na bawiące się dzieci. Uśmiechnąłem się  na samo wspomnienie tych pięknych czasów.
- Przyjaciele od dzieciństwa, których połączyła wielka miłość.- zaśmiałem się.
- Od zawsze ciągnęło nas do siebie.- przyznała i poczułem jak mocniej chwyta moją rękę.
- Tyle lat…- zaśmiałem się.
- A pamiętasz, jak braliśmy ślub?- zapytała.
- Tego nie można zapomnieć.- zauważyłam i od razu wspomnienie pojawiło mi się przed oczami.

Dwoje najlepszych przyjaciół stanęło pod wielkim drzewie przy piaskownicy, które dla nich stanowiło niezniszczalność i potęgę. Nie bez powodu wybrały te miejsce. Otóż tutaj pierwszy raz się spotkali. Było to dokładnie 3 lata temu, a tych dwoje dzieci łączyła piękna przyjaźń, którą chcieli połączyć na wieczność. Mieli może po 9 lat. Chłopak miał piękne kręcone włosy, które opadały mu na czoło i zielone oczy, które przyciągały swoją pięknością. Żadna z dziewczyn nie mogła się mu oprzeć. Dziewczyna była brunetką o falowanych włosach. Miała śliczne brązowe tęczówki, w których można było utonąć. Tych dwoje młodych ludzi łączyła piękna więź. Byli dla siebie stworzeni.

- Emily wyjdziesz za mnie?- zapytał młodzieniec swoją najlepszą przyjaciółkę. Już od tak dawna chciał to zrobić. Oboje o tym marzyli, dlatego nie mieli sprzeciwu.
- Oczywiście.- uśmiechnęła się dziewczyna, a chłopak wsunął jej na palec cukierkowy pierścionek, łącząc tym samym ich przyjaźnią, która miała pozostać wieczna...

- Harry?- zapytała moja dziewczyna.
- Tak?
- Kocham Cię.- powiedziała i się do mnie uśmiechnęła.
- Ja ciebie też.- przyznałem i złożyłem krótki pocałunek na jej malinowych ustach.


Taa daa :D
No to ten, co sądzicie o rozdziale?
No, to już wiecie, że całe opowiadanie będzie pisane z perspektywy Harry'ego.
Nie pytajcie mnie, dlaczego go wybrałam, bo sama nie wiem :P Tak jakoś wyszło.
No, to co sądzicie o Emily? Spodobała Wam się?
Czekam na Wasze opinie :D
Do następnego!

środa, 23 kwietnia 2014

00 - Prolog - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Czy przyjaźń bardzo różni się od miłości? Są to dwa inne zjawiska? Według mnie tak. Przyjaźń jest czymś, co trudno określić. Jest to grupa, czasem dwie osoby, które ufają sobie bezgranicznie. Mogą powiedzieć sobie wszystko i żadne się nie obrazi. Nigdy nie okłamaliby siebie. Traktują się jak rodzeństwo, które zawsze żyło w zgodzie, chodź czasem zdarzały się drobne kłótnie. Jednak szybko spór został rozwiązany. Są to przede wszystkim osoby, które darzą siebie przyjaźnią, są nierozłączne. To wspaniałe uczucie, gdy możesz na kimś polegać.

   A miłość? Tego nie da się dokładnie określić. Osoba, którą kochasz jest dla Ciebie wszystkim, i Ty po prostu to wiesz. Poznajesz, że jest smutna, nawet wtedy, gdy się uśmiecha. Akceptujesz ją z wadami, ponieważ ta osoba jest dla Ciebie idealna.

   Z pewnością pytacie, do czego dążę, prawda?  Nie martwcie się, jeszcze wszystko Wam wytłumaczę. Musicie trochę wytrzymać.

   W tym momencie jestem w szpitalu. Zaskoczyłem Was?  Nie obawiajcie się, mi nic się nie stało. Nie musicie się smucić. Nie bierzcie przykładu ze mnie. Uproszczę Wam to troszkę i przyznam, że siedzę w sali, gdzie znajduje się bardzo ważna dla mnie osoba. Ściskam jego rękę i płaczę. Wiem, że to wszystko jest moją winą. Ja do tego doprowadziłem. To przeze mnie on właśnie cierpi. Byłem tak głupi, egoistyczny, że tego nie przewidziałem. Obwiniałem siebie za to wszystko. On tak bardzo chciał, aby wszystko było dobrze, a ja po prostu zachowałem się jak tchórz i nie powiedziałem mu bardzo ważnej rzeczy. Bałem się tego, co mogę od niego usłyszeć. Bałem się, że mnie odrzuci. Nie wyobrażałem sobie wcześniej, jak bardzo jest to istotne w naszych relacjach. W jakiś sposób, nieświadomie go zraniłem i nie potrafię sobie tego wybaczyć.

   Czym ja jestem, bez niego? Jeżeli on teraz umrze przeze mnie, to znienawidzę siebie. Zresztą już nie ma to dla mnie żadnej różnicy. Sam uważam siebie za dupka. Nie zasługuję na to, aby być teraz przy nim.

   Czuję się, jakbym przegrał. Przegrał to, co jest najlepsze. Zmarnowałem swoje ostatnie życie. Więcej już nie dostanę, a w tej grze nie można cofnąć czasu. Popełniłem błąd, wpadłem w przepaść, a zapomniałem, że nie potrafię latać. Nikt mnie tego nie nauczył, a skrzydeł nie posiadam. Moja gra się skończyła i teraz tkwię bez punktu wyjścia. Jedyne, co może mnie jeszcze uratować, to on. On jest moim aniołem, który wskoczy za mną w tą przepaść i pozwoli mi żyć. Jednak mój anioł sam musi najpierw zdobyć swoje życie i boję się, że nie da rady. Co wtedy? Wtedy i moja gra się skończy. Game over. Proste, prawda?

   Jestem taki nieodpowiedzialny. Sam jestem temu wszystkiemu winny. Zniszczyłem go i właśnie pozwalam na to, aby umarł. Nic nie potrafię zrobić. Jestem całkowicie bezsilny. Głupie, nie sądzicie? Ale chyba mi się to należało. Tak, należała mi się taka nauczka. Może nareszcie coś zrozumiem?

   Zastanawiacie się, dlaczego tak bardzo siebie za to wszystko obwiniam? Otóż spróbuję Wam to jakoś wytłumaczyć. Opowiem Wam moją historię. Wtedy stwierdzicie czy moje życie jest coś warte. Da się mnie jeszcze uratować? Nie, nie powinienem o to pytać. Czy da się jego uratować? Tak, to chyba lepiej brzmi. To ja powinienem leżeć teraz na tym łóżku i umierać, a nie on. To ja powinienem cierpieć…


A więc chciałabym wszystkich powitać :D
To mój pierwszy blog o takiej tematyce i chyba będzie on moją perełką.
Postaram się go pisać jak najlepiej, obiecuję :)

Całe opowiadanie będzie pisane z perspektywy jednego z chłopaków.( jeszcze nie zdradzę Wam którego) Przekonacie się w następnym rozdziale.
Dodam jeszcze, że opowiadanie będzie tak jakby wspomnieniem. Dlatego nie zdziwcie się, że wszystko będę starała się pisać w czasie przeszłym, a tylko czasem wrócę do teraźniejszości :D

Myślę, że spodoba Wam się opowiadanie.

No to do zobaczenia!

It's Only Your Shadow, Never Yourself



Tytuł: It's Only Your Shadow, Never Yourself

Gatunek: Dramat

Czas akcji: 6 lat.

Połączenie: Larry Stylinson ( Harry Styles + Louis Tomlinson )

Bohaterowie: Harry Styles, Louis Tomlinson, Emily Cook, Zayn Malik, Liam Payne, Niall Horan, Gemma Styles i bohaterowie epizodyczni.

Ilość rozdziałów: Prolog + 25 rozdziałów + Epilog

Opis: Harry i Louis uważali się za dobrych przyjaciół, jednak gdyby się nad tym zastanowić, to tak naprawdę wcale się nie znali. Harry był człowiekiem sukcesu.Miał wspaniałą mamę, siostrę i piękną dziewczynę. Louis'owi również nie najgorzej wiodło się w życiu. Przyjaciele myśleli, że nic nie może zaburzyć ich szczęścia, jednak nie wiedzieli, jak bardzo się mylą. Chwila nieuwagi potrafiła zrujnować im życie. A przecież miało być tak pięknie...

One Direction nie istnieje!

Spis treści:


It's Only Your Shadow, Never Yourself   [1/25]

It's Only Your Shadow, Never Yourself   [2/25]

It's Only Your Shadow, Never Yourself   [3/25]