niedziela, 25 maja 2014

05 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   I pomyśleć, że tak bez rozważania propozycji Louis’a, zgodziłem się na wyjazd z nim na wakacje. Chciałem go poznać. Nie wiedziałem dlaczego, ale chciałem być przy nim. Dziwiło mnie, że wcześniej się tak dobrze nie znaliśmy, że przeoczyliśmy ten błąd. Nie wiedzieliśmy, że mimo iż jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi to za wiele o sobie nie wiemy. Nie znaliśmy się i żaden z nas nie mógł zaprzeczyć w tej sprawie. Tyle lat przyjaźni nas minęło… Tyle chwil, które przeoczyliśmy. Nigdy sobie nie pomagaliśmy, nigdy się nie wspieraliśmy. Nie widzieliśmy u siebie łez. Nie znamy każdego sekretu. To smutne, prawda? Byliśmy przyjaciółmi, a żyliśmy w tak wielkim błędzie. Mogliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem, a tymczasem unikaliśmy się jak woda ognia. Nie zauważyliśmy tego, że mało ze sobą rozmawialiśmy, że nigdy się spotkaliśmy się na osobności.

    Zawsze wydawało mi się, że to Louis mnie unikał. Nigdy nie zaczął ze mną rozmowy, to ja zawsze musiałem to robić. On nigdy nie był skłonny do wymiany zdań ze mną. Dopiero teraz zwróciłem na to uwagę.

   Wiedziałem tylko, że łączyła nas jedna wspólna rzecz. Żaden z nas nie lubił rozmawiać o sobie. Nikt nie wiedział o mnie zbyt wiele. Louis’a też prawie nikt nie znał. Oboje ukrywaliśmy się w cieniu. Robiliśmy wszystko, aby pewne tajemnice nie wyszły na jaw.

   Tak długo ukrywaliśmy przed sobą różnie sekrety, że zabrakło nam później czasu, aby sobie powiedzieć najważniejsze rzeczy. Nigdy nie sądziłbym, że może się coś takiego stać. To była największa nauczka życia, jaką dostałem.

- Jesteś gotowy do wyjazdu?- zapytał Louis.  Właśnie zorientowałem się, że stałem przed jego samochodem i patrzyłem. Nawet nie wiem na co się gapiłem.  Po prostu stałem i nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
- Od kiedy masz prawo jazdy i gdzie kupiłeś taką brykę?- zapytałem zdziwiony. Wiele rzeczy o nim nie wiedziałem i to była jedna z nich.
- Fajna co?- zapytał poklepując maskę swojego samochodu. Widać było, że cieszył się, że tak na to zareagowałem. No nie powiem, bo zrobiło to na mnie wrażenie.
- Zajebista.- prawie krzyknąłem.- Zawsze o takiej marzyłem.- przyznałem.- Ale mnie nie stać.- zaśmiałem się. Louis spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No, najtańszy samochód to to nie był.- przyznał.- To co, jedziemy?
- Tak.- odparłem.

   Pomogłem włożyć mu moje walizki do bagażnika samochodu. Dobrze, że była całkiem pojemny i pomieścił wszystkie walizki. Trochę dużo tego ze sobą zabrałem, ale nie wiedziałem jak mam się do tego przygotować, więc zabrałem wszystko co mogłoby mi się przydać. Wolałem przygotować się na zapas, niż później marudzić, że czegoś zapomniałem. Niestety byłem typem człowieka, któremu ciężko było dogodzić. Zresztą, ja nadal taki jestem, tylko że teraz doceniam więcej rzeczy, czynów, niż przedtem.

   W ciszy wsiedliśmy do samochodu. Louis odpalił silnik i mogliśmy jechać. Zapiąłem pasy i ułożyłem się wygodnie na krześle. Odwróciłem się w stronę okna i patrzyłem jak odjeżdżamy. Aby było mi wygodnie, głowę podparłem sobie na łokciu. Tak mogłem spędzić całą drogę.

- Harry… ja…- zaczął Lou, ale zaciął się. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Zauważyłem rumieńce, które zawitały na jego policzkach. Z pewnością próbował je powstrzymać, ale nie udało mu się to. Tej sztuki chyba nikt jeszcze nie opanował.
- Mów śmiało.- zachęciłem go. Spojrzał na mnie z wdzięcznością i kontynuował:
- Jestem ci wdzięczny, że ze mną jedziesz. Sam znów nudziłbym się tam.- przyznał.- Dziękuję.
- Nie ma za co.- uśmiechnąłem się.- To nie ma tam co robić, skoro się nudzisz?- zapytałem.
- Są tam bary i takie inne, ale nie lubię w takie miejsca chodzić sam. We dwójkę zawsze raźniej.- zaśmiał się i na chwilę spuścił wzrok z drogi patrząc na mnie. Mogłem przyjrzeć się jego twarzy przez ułamek sekundy, a czułem, że zapamiętałem każdą zmarszczkę, każdy najmniejszy szczegół.
- Rozumiem. Czyli nie będziemy się tam nudzić?- zapytałem. Wolałem się upewnić.
- Nie. Coś tak się obawiam, że nawet nie starczy nam czasu, abyśmy się dobrze poznali.- przyznał, a ja zrozumiałem o co mu chodzi.
- Tak, jestem ciekawy czy nam się to uda.- powiedziałem.
- Coś tak czuję, że będzie ciężko.- zaśmiał się Lou.- Oboje jesteśmy osobami, które nie lubią mówić o sobie za dużo. Ale po to wyjeżdżamy, aby się lepiej poznać, więc myślę, że jakoś się przed sobą otworzymy. Chyba warto zaryzykować. Jeszcze nie wiadomo co może się zdarzyć.- powiedział tajemniczo.
- Tak. Myślę jednak, że dowiemy się czegoś więcej o sobie.

   Zapadła między nami cisza, ale ona nie była niezręczna. W takiej ciszy mógłbym spędzić całe życie. Napawałem się tą chwilą. Było mi tak dobrze. Nie obchodziło mnie w tamtej chwili co spiker mówił w radiu, co takiego ludzie o mnie myśleli, czy ktoś za mną tęsknił. Liczyło się tylko to, że siedzę w samochodzie z Louis’em i mogę oglądać przepiękne widoki za szybą. Czułem się w tej chwili spełniony.

- Co tak w ogóle o mnie wiesz?- przerwał tą błoga chwilę Louis tym pytaniem.

   Niechętnie odciągnąłem oczy od lasu, który w tej chwili mijaliśmy i spojrzałem na mojego przyjaciela.

- A co dokładnie chcesz wiedzieć?- zapytałem.
- Nie wiem. Po prostu powiedź to, co o mnie wiesz.- zaproponował.
- Nazywasz się Louis Tomlinson. Urodziłeś się 24 grudnia 1991 r. Masz sporo rodzeństwa.- zaśmiałem się.- Tak a propos, to twoje siostry są słodkie. Lubisz ubierać koszulki w paski i kolorowe spodnie. Szalejesz na punkcie marchewek.- powiedziałem.- W sumie to tyle. A ty ile o mnie wiesz?
- Tyle ile ty o mnie. Tylko jeszcze nie zdążyłem rozszyfrować twojego stylu ubierania się.- przyznał z uśmiechem.
- Ha! To jest ciężki kawałek do zgryzienia.- zaśmiałem się.- Sam swojego stylu ubierania się jeszcze nie rozszyfrowałem.
- Czeka nas ciężka droga do poznania się. Wiele o sobie nie wiemy.- przyznał Lou.
- To żebyśmy się lepiej poznali, to powiedz najważniejsze rzeczy na swój temat, po czym zrobię to ja. Tak z pewnością będzie nam łatwiej.-zaproponowałem.
- Nie najgorszy pomysł.
- A więc opowiadaj.- zachęciłam go.

   I tak zaczęliśmy naszą długą rozmowę. Nie wiem ile ona trwała, ale nie chciałem jej przerywać. Tak świetnie siedziało nam się w samochodzie i słuchało się nawzajem. Odniosłem wrażanie, że obojgu nam się to spodobało.

   Czas nam leciał, a my nie zamierzaliśmy przestać o sobie odpowiadać. Tak dobrze nam się rozmawiało. Nikt nie chciał skończyć. Gdy jednak opowiedzieliśmy o sobie dość dużo i nasz mózg nie chciał przyswoić już więcej informacji postanowiliśmy posłuchać radia w którym rozbrzmiewała muzyka.

   Louis był zapatrzony w jezdnię starając się jechać poprawnie unikając jakichkolwiek wykroczeń, ale również czasem się popisał przez co na moją twarz często wkradał się uśmiech. Tak, on nie mógł żyć bez jakichkolwiek wygłupów i popisów. Poznałem go na tyle dobrze, że mogłem stwierdzić, że był niezłym zgrywusem i kabareciarzem. Opowiadał mi swoje zdarzenia z dzieciństwa w których brał udział. Niektóre były tak bardzo śmieszne, że myślałem, że umrę ze śmiechu. Wcale nie przesadzam. Nie mogłem przestać się śmiać. Ja nigdy nie miałem takich odpałów. Nigdy nie mógłbym mu dorównać. Był mistrzem wszystkich.

   Dowiedziałem się, że był klasowym klaunem, ale mu to jak najbardziej odpowiadało. Chciał być tak postrzegany. Po prostu chciał, aby wszyscy go lubili i muszę przyznać, że chyba mu się to udawało, ponieważ jego nie dało się nienawidzić. Była to tak pozytywna osoba, że na mnie przechodziła jego pozytywna energia. Miałem ochotę się śmiać i wygłupiać. Chciałem zrobić coś szalonego! Po prostu przy nim nie dało się nie śmiać. To takie ekscytujące, że to właśnie z nim mogłem spędzić te wakacje, które tak dobrze się zapowiadały. W tamtej chwili cieszyłem się, że będę mógł go lepiej poznać, że będziemy mogli być najlepszymi przyjaciółmi, ponieważ w głębi serca czułem, że tak właśnie będzie. I wcale się nie myliłem. Byliśmy jak bratnie dusze, które przez całe życie siebie szukały. I w końcu się odnalazły!

   Mogliśmy się dogadać w każdej sprawie. Mieliśmy takie same poglądy na niektóre tematy co sprawiało, że aż chciało się rozmawiać. Zresztą, nawet jeżeli myślelibyśmy coś całkiem innego w pewnych sprawach, to z pewnością poruszylibyśmy inne, ponieważ czuliśmy, że bez rozmowy nic nie zrobimy, a dzięki temu lepiej się poznamy. Chyba na tym nam najbardziej zależało.

   Louis dlatego poprosił mnie, abym pojechał z nim na wakacje. Po prostu bał się, że za bardzo się od niego oddalę i przestaniemy być przyjaciółmi. Trochę dziwne, ale prawdziwe. W tamtej chwili tego nie rozumiałem, jednak teraz przekonałem się o co mu chodziło. I pomyśleć, że zajęło mi to aż tyle czasu…

   Lou był osobą z którą chciało się żyć. Chciało się pokonać całe życie w śmiechu i bezgranicznej zabawie nie zważając na konsekwencje, które mogą z tego wyniknąć. Przy nim nie dało się zmęczyć. Nie myślało się o tym, że za chwilą może się coś stać, że można kogoś stracić. W jego towarzystwie wszystkie smutki odchodziły na bok. Nie było czasu aby zamartwiać się życiem i codziennymi wpadkami. Z jego opowieści wynikało, że nie lubił, gdy ludzie się smucą. Dlatego chodził cały czas wesoły. Chciał, aby inni brali z niego przykład. Jeżeli ktoś był smutny, zmęczony życiem on chciał mu udowodnić, że jeszcze można się bawić. Że nigdy nie wolno upaść, a gdy już to zrobisz, to zawsze znajdzie się osoba, która cię podniesie, bo od tego się przyjaciele, a jeżeli ktoś już ich nie posiada, to są osoby, które zawsze chcą pomóc i to im należy zaufać.

   Ja byłem osobą, która przejmowała się opinią innych. W przeciwności do Louis’a, ja zwracałem uwagę na każde słowo, które ktoś wypowiedział na mój temat. Nie mogłem przejść obojętnie i udawać, że nie słyszałem krytyki lub pochwał na swój temat. Louis nie martwił się takimi rzeczami i to również było dla mnie przykładem, który mi dawał.

   Byłem osobą, która sądzi, że ma wspaniałe życie i nic dookoła ją nie obchodziło. Byłem kimś w rodzaju egoisty. Nie potrafiłem dostrzec w człowieku cierpienia, póki sam nie pokazywał mi, że cierpi. Czasem przechodziłem obojętnie obok osób, które potrzebowały pomocy. Byłem tak bardzo nieczuły… Nie sądziłem, że na świecie ludzie cierpią, umierają w szpitalach, póki sam się o tym nie przekonałem.

    Chyba za bardzo wierzyłem w to, że świat jest taki idealny i piękny. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że cały czas ktoś płacze, ktoś się smuci. Myślałem, że wszyscy mają idealne życie i nikomu niczego nie brakuje. Och, tak bardzo się myliłem. Żyłem w takim błędzie przez połowę swojego życia. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek sobie to wybaczę. Chyba już nigdy…

   Byłem tak zaślepiony swoim idealnym życiem, że nawet nie domyślałem się, że los może sprawić mi tyle kłopotów i psikusów. Wtedy nie sądziłem, że będę kiedyś cierpieć i opłakiwać osobę, którą kochałem. Że ktoś przeze mnie będzie cierpiał. Tak, nie wierzyłem w to, że ktoś przez Harry’ego Styles’a może płakać. Byłem wtedy tak głupi, tak ślepy.


   Wtedy miałem czas aby naprawić swoje błędy, ale nie zrobiłem tego. Nie byłem ich świadom. Teraz było już na to wszystko za późno. Nieźle spieprzyłem sprawę i chyba trochę za szybko się poddałem.


Witajcie!
Na wstępie chciałabym Was przeprosić za ten rozdział. Tak długo na niego czekaliście, a tu okazał się być taki nudny.
Proszę, nie zniechęcajcie się do tego opowiadania.
Wiem, że wszystko wolno rozkręcam, ale na początku chciałam, abyście poznali bardziej bohaterów. O Emily już coś wiecie. Zorientowałam się, że jeszcze nie za dużo napisałam o Harry'm i Louis'ie. Chciałam Wam pokazać, że są to troszkę odmienne osoby. Każdy z nich ukrywa coś. Napiszę Wam coś, o czy będziecie się mogli przekonać w następnych rozdziałach. (na początku możecie tego nie zauważyć, ale myślę, że w późniejszym czasie sami się o tym przekonacie.)
A mianowicie nie wspomniałam w opisie Harry'ego, jak wypowiadał się o Louis'ie, że pan Tomlinson jest bardzo tajemniczy.
Miałam Wam o tym nie mówić, ale postanowiłam, że powinniście to wiedzieć.
Właśnie najwięcej sekretów ma Lou. Dużo z nich wyjdzie na jaw pod koniec opowiadania.
Ale cicho... O niczym nie wiecie.
Hahaha, coś mi dzisiaj odwala xD.

Dziękuję  bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Muszę przyznać, że na wycieczce było bardzo fajnie.
Jedno z moich marzeń zostało spełnionych i aż szkoda było mi wracać.
Ale wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć, prawda?

No to do następnego.
Kocham Was bardzo mocno.
♥♥♥

3 komentarze:

  1. Świetne *-* Ty umiesz tak ładnie opisać to co Harry myśli i czuje :) Też bym tak chciała umieć xD

    Zaproszę cię jeszcze na swoje dwa blogi, mam nadzieję, że wpadniesz: http://forget-everything-else.blogspot.com/ & http://or-ever-will-be-fine.blogspot.com/

    Weny <3 i czekam na next ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Odbija ci trochę LouLou ? heh, twoje notki pod rozdziałami są czasem równie nieogarnięte jak moje ;)
    Mam na Ciebie zły wpływ chyba ;p

    Rozdział boski.
    To jak ty to wszystko opisujesz.... Amazing <3

    Moje słodziaki takie tajemnicze ;p
    No kto by się spodziewał ;p

    Czekam na nn ;p

    Twój,
    Harry <3

    OdpowiedzUsuń