Październik, 2019
r.
5
lat.
5
lat odkąd moje serce rozpadło się na kawałki.
5
lat gdy go straciłem.
5 lat gdy umarł.
Dzisiaj mija pięć lat. Mimo, że minęło tyle
czasu, ja nadal nie potrafię poradzić sobie z jego odejściem. On naprawdę wiele
dla mnie znaczy. Kochałem go, kocham i zawsze będę go kochać. Taka miłość nie
zdarza się często.
To co nas łączyło, było nie do opisania. Co
z tego, że nie nacieszyliśmy się sobą zbyt długo? Mogłem śmiało powiedzieć, że
to był mój najlepszy związek w życiu (jeżeli mogę nazwać tak nasze relacje, bo
nie jest to do końca zgodne z prawdą).
Cieszyłem się, że mogłem go poznać, że
mogłem być tak blisko niego. Uraził mnie trochę swoimi kłamstwami, ale
wybaczyłem mu. Zasługiwał na to tak samo, jak ja. Może trochę obwiniałem siebie
za to, że Lou teraz nie żyje, ale jak sam powiedział, to nie była moja wina.
Starałem się już nie rozpaczać. Może czasem przypomniał mi się jego uśmiech,
jego piękne lazurowe tęczówki, ale nie trwało to długo. Najczęściej uroniłem
tylko kilka łez i miał spokój na parę godzin, a czasem i dni. Zależało, czy
byłem bardzo zapracowany czy też nie.
To prawda, że rodzina się ode mnie
odwróciła. Przyjaciele też. Niby próbowali mnie wspierać, byli ze mną, ale
widziałem, że czasem mieli mnie dość, gdy płakałem po Lou. Nie dziwię się im.
Nic nie powiedzieli, ale wiedziałem, że nie są tacy, jak ja. Nie chciałem być
dla nich kłopotem. Odszedłem.
Pomogła mi siostra, która jako jedyna
została ze mną. Znalazła mi małe mieszkanie, pracę.
Pomogła stanąć na nogi.
Dziękowałem jej za to. Nie chciałem już dłużej znosić widoku mojej mamy, która
czasem patrzyła na mnie z obrzydzeniem. Starała się tego nie okazywać, ale ja i
tak wiedziałem. Wyprowadziłem się.
Tak zacząłem nowe życie. Życie bez
niego. Muszę przyznać, że na początku było ciężko, ale przyzwyczaiłem się.
Zrobiłem to, dlatego, aby on był ze mnie dumny. Czasem jestem ciekaw, co
takiego sobie o mnie myśli. Może jest gdzieś blisko mnie i mnie wspiera?
Przyznam się. Myślałem o śmierci. Nawet raz
próbowałem popełnić samobójstwo, ale niestety, albo na szczęście Liam mnie
uratował. To właśnie wtedy postanowiłem odejść od moich przyjaciół. Na początku
dzwonili do mnie, ale w końcu dali sobie z tym spokój. Zapomnieli. Nie ma co
się dziwić. W końcu minęło już tyle lat. Chyba nawet moja mama pogodziła się ze
stratą syna.
Teraz czuję się dobrze. Moje życie powoli się
układa. Może jestem sam, ale nie czuję tak bardzo tej samotności. Wiem, że on
jest przy mnie. Nie jestem w stanie już nikogo pokochać. Louis zajmuje całe
moje serce. Chyba dożyję starości sam. No cóż. Trudno. Jakoś wytrzymam.
Może kiedyś będę w stanie kogoś pokochać? Sam
nie wiem, jak moje życie się jeszcze potoczy. Przecież może się zdarzyć
wszystko. Może los napisał dla mnie dużo szczęśliwszą historię, niż sobie
wyobrażam? Ha, tego nikt nie przewidzi.
Spieszę się do pracy, co nie jest żadnym nowym
wyczynem. Znów nie potrafię rano wstać i mam miej czasu na przygotowanie się. Wprawdzie
mam czas tylko na ubranie się. Niestety na zjedzenie śniadania nie mam już
czasu. Obiecuję, że kupię sobie coś do zjedzenia na przerwie obiadowej. To jest
najlepszy pomysł, jaki wpada mi do głowy. No cóż poradzę na to, że taki już
jestem.
Jestem do tego przyzwyczajony.
W końcu udaje mi się dobiec na przystanek.
Muszę wyglądać przekomicznie. Ciekawe, co myślą o mnie inni ludzie? Zobaczyć
chłopaka w garniturze biegnącego z teczką to niecodzienny widok. Nie mogę nic poradzić
na to, że praca wymaga ode mnie takiego ubioru, chodź muszę przyznać, że nawet
go lubię. Pasuje mi.
Gdy dobiegam na przystanek zapewne moje loki
są porozwiewane na wszystkie strony, sapię, a moje policzki są czerwone. Mogę
się założyć, że tak właśnie wyglądam.
Na szczęście jestem już na przystanku i mogę
odpocząć. Staję prosto i przyglądając się jeżdżącym samochodom próbuję
unormować oddech.
Udaje mi się to zrobić. Mogę w spokoju poczekać
na mój autobus. Zwracam wzrok na ludzi po drugiej stronie jezdni. Moją uwagę
przykuła jedna osoba.
- Louis?- pytam
cicho sam siebie.
Patrzę na jego twarz, która uśmiecha się do
mnie. Chcę chwycić go za rękę, ale jest za daleko. Wygląda tak, jak go
pamiętam. Nawet z tej odległości mogę zobaczyć jego lazurowe tęczówki, które powodują,
że się w nich zatracam. Jego włosy układają się bardzo dobrze. Policzki
pokrywają małe rumieńce. Ma na sobie czarne rurki i zwykły t-shirt tego samego
koloru. Wygląda jak żywy.
Już mam się ruszyć i do niego podbiec, gdy
drogę przejeżdża mi wieki, dwupiętrowy autobus. Zasłania mi widok. Przez chwilę
Louis traci mi się z oczu. Jednak gdy autobus przejeżdża dalej, jego już tam
nie ma.
- Wydawało mi
się.- szepcze sam do siebie.
Jestem zawiedziony. Już nigdy go nie
odzyskam. On odszedł, a ja już dawno powinienem się z tym pogodzić. Tylko, że
to jest trudne.
Ale to jest jakiś znak. Cieszy się, że żyję
dalej, że próbuję sobie ułożyć życie. Niestety bez niego. Nic gorszego
już nie może mnie spotkać. A może jednak się mylę?
No cześć! :)
Jak podoba Wam się zakończenie?
Ja jestem z niego bardzo zadowolona :)
A Wy co myślicie?
Będziecie chociaż tęsknić za tą opowieścią?
Ja bardzo. To było moje oczko w głowie :)
A tak w ogóle, to jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?
Może nie jest on jakiś tam nadzwyczajny, ale starałam się. Szczerze, to tło miało być całkiem inne, ale niestety blogger ma ograniczony rozmiar obrazu i w sumie, to musiałam wszystkie warstwy pousuwać ;c
W sumie to mogłam zostawić tylko tyle, ile widzicie ;p
Nie martwcie się. Już w weekend zacznę nową opowieść.
Tylko że moje kolejne opowiadanie już nie będzie taki słodkie :) Przygotujcie się na dużą dawkę emocji :)
Nie zdradzę Wam w
ięcej.
Będę taka zła ;p
No to co, do następnej opowieści!
Dziękuję, że byliście ze mną aż tyle czasu :)