czwartek, 18 września 2014

26 - Epilog - It's Only Your Shadow, Never Yourself

Październik, 2019 r.

   5 lat.

   5 lat odkąd moje serce rozpadło się na kawałki.

   5 lat gdy go straciłem.

   5 lat gdy umarł.

   Dzisiaj mija pięć lat. Mimo, że minęło tyle czasu, ja nadal nie potrafię poradzić sobie z jego odejściem. On naprawdę wiele dla mnie znaczy. Kochałem go, kocham i zawsze będę go kochać. Taka miłość nie zdarza się często.

   To co nas łączyło, było nie do opisania. Co z tego, że nie nacieszyliśmy się sobą zbyt długo? Mogłem śmiało powiedzieć, że to był mój najlepszy związek w życiu (jeżeli mogę nazwać tak nasze relacje, bo nie jest to do końca zgodne z prawdą).

   Cieszyłem się, że mogłem go poznać, że mogłem być tak blisko niego. Uraził mnie trochę swoimi kłamstwami, ale wybaczyłem mu. Zasługiwał na to tak samo, jak ja. Może trochę obwiniałem siebie za to, że Lou teraz nie żyje, ale jak sam powiedział, to nie była moja wina. Starałem się już nie rozpaczać. Może czasem przypomniał mi się jego uśmiech, jego piękne lazurowe tęczówki, ale nie trwało to długo. Najczęściej uroniłem tylko kilka łez i miał spokój na parę godzin, a czasem i dni. Zależało, czy byłem bardzo zapracowany czy też nie.

   To prawda, że rodzina się ode mnie odwróciła. Przyjaciele też. Niby próbowali mnie wspierać, byli ze mną, ale widziałem, że czasem mieli mnie dość, gdy płakałem po Lou. Nie dziwię się im. Nic nie powiedzieli, ale wiedziałem, że nie są tacy, jak ja. Nie chciałem być dla nich kłopotem. Odszedłem.

   Pomogła mi siostra, która jako jedyna została ze mną. Znalazła mi małe mieszkanie, pracę. 
Pomogła stanąć na nogi. Dziękowałem jej za to. Nie chciałem już dłużej znosić widoku mojej mamy, która czasem patrzyła na mnie z obrzydzeniem. Starała się tego nie okazywać, ale ja i tak wiedziałem. Wyprowadziłem się.  

   Tak zacząłem nowe życie. Życie bez niego. Muszę przyznać, że na początku było ciężko, ale przyzwyczaiłem się. Zrobiłem to, dlatego, aby on był ze mnie dumny. Czasem jestem ciekaw, co takiego sobie o mnie myśli. Może jest gdzieś blisko mnie i mnie wspiera?

   Przyznam się. Myślałem o śmierci. Nawet raz próbowałem popełnić samobójstwo, ale niestety, albo na szczęście Liam mnie uratował. To właśnie wtedy postanowiłem odejść od moich przyjaciół. Na początku dzwonili do mnie, ale w końcu dali sobie z tym spokój. Zapomnieli. Nie ma co się dziwić. W końcu minęło już tyle lat. Chyba nawet moja mama pogodziła się ze stratą syna.

  Teraz czuję się dobrze. Moje życie powoli się układa. Może jestem sam, ale nie czuję tak bardzo tej samotności. Wiem, że on jest przy mnie. Nie jestem w stanie już nikogo pokochać. Louis zajmuje całe moje serce. Chyba dożyję starości sam. No cóż. Trudno. Jakoś wytrzymam.

   Może kiedyś będę w stanie kogoś pokochać? Sam nie wiem, jak moje życie się jeszcze potoczy. Przecież może się zdarzyć wszystko. Może los napisał dla mnie dużo szczęśliwszą historię, niż sobie wyobrażam? Ha, tego nikt nie przewidzi.


   Spieszę się do pracy, co nie jest żadnym nowym wyczynem. Znów nie potrafię rano wstać i mam miej czasu na przygotowanie się. Wprawdzie mam czas tylko na ubranie się. Niestety na zjedzenie śniadania nie mam już czasu. Obiecuję, że kupię sobie coś do zjedzenia na przerwie obiadowej. To jest najlepszy pomysł, jaki wpada mi do głowy. No cóż poradzę na to, że taki już jestem.

   Jestem do tego przyzwyczajony.

   W końcu udaje mi się dobiec na przystanek. Muszę wyglądać przekomicznie. Ciekawe, co myślą o mnie inni ludzie? Zobaczyć chłopaka w garniturze biegnącego z teczką to niecodzienny widok. Nie mogę nic poradzić na to, że praca wymaga ode mnie takiego ubioru, chodź muszę przyznać, że nawet go lubię. Pasuje mi.

   Gdy dobiegam na przystanek zapewne moje loki są porozwiewane na wszystkie strony, sapię, a moje policzki są czerwone. Mogę się założyć, że tak właśnie wyglądam.

   Na szczęście jestem już na przystanku i mogę odpocząć. Staję prosto i przyglądając się jeżdżącym samochodom próbuję unormować oddech.

   Udaje mi się to zrobić. Mogę w spokoju poczekać na mój autobus. Zwracam wzrok na ludzi po drugiej stronie jezdni. Moją uwagę przykuła jedna osoba.

- Louis?- pytam cicho sam siebie.

   Patrzę na jego twarz, która uśmiecha się do mnie. Chcę chwycić go za rękę, ale jest za daleko. Wygląda tak, jak go pamiętam. Nawet z tej odległości mogę zobaczyć jego lazurowe tęczówki, które powodują, że się w nich zatracam. Jego włosy układają się bardzo dobrze. Policzki pokrywają małe rumieńce. Ma na sobie czarne rurki i zwykły t-shirt tego samego koloru. Wygląda jak żywy.

   Już mam się ruszyć i do niego podbiec, gdy drogę przejeżdża mi wieki, dwupiętrowy autobus. Zasłania mi widok. Przez chwilę Louis traci mi się z oczu. Jednak gdy autobus przejeżdża dalej, jego już tam nie ma.

- Wydawało mi się.- szepcze sam do siebie.

   Jestem zawiedziony. Już nigdy go nie odzyskam. On odszedł, a ja już dawno powinienem się z tym pogodzić. Tylko, że to jest trudne.

   Ale to jest jakiś znak. Cieszy się, że żyję dalej, że próbuję sobie ułożyć życie. Niestety bez niego. Nic gorszego już nie może mnie spotkać. A może jednak się mylę?  


No cześć! :)
Jak podoba Wam się zakończenie?
Ja jestem z niego bardzo zadowolona :)
A Wy co myślicie?
Będziecie chociaż tęsknić za tą opowieścią?
Ja bardzo. To było moje oczko w głowie :)
A tak w ogóle, to jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?
Może nie jest on jakiś tam nadzwyczajny, ale starałam się. Szczerze, to tło miało być całkiem inne, ale niestety blogger ma ograniczony rozmiar obrazu i w sumie, to musiałam wszystkie warstwy pousuwać ;c
W sumie to mogłam zostawić tylko tyle, ile widzicie ;p

Nie martwcie się. Już w weekend zacznę nową opowieść. 
Tylko że moje kolejne opowiadanie już nie będzie taki słodkie :) Przygotujcie się na dużą dawkę emocji :)
Nie zdradzę Wam w
ięcej.
Będę taka zła ;p
No to co, do następnej opowieści!
Dziękuję, że byliście ze mną aż tyle czasu :)

sobota, 13 września 2014

25 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Rozpaczam. Nic nie mogę z tym zrobić. Boli mnie jego widok. Przecież go kocham! Nic chcę, aby mnie opuszczał. Jeżeli on odejdzie, to ja stanę się nikim. Nie chcę żyć bez niego. Mimo tego, że tak bardzo mnie okłamał, ja nie wyobrażam sobie chociaż jednego dnia bez jego pocałunku, przytulenia. Może to głupie, ale wybaczyłem mu już wszystko.

   Czuję, jak moje serce powoli umiera. Nie wiem, czy będzie w stanie znieść cierpienie, jeżeli on odejdzie. Wydaje mi się, że ono już powoli rozpada się na kawałki. Ja cały jestem rozdarty. Nic nie potrafię z tym zrobić.

   Zastanawiam się, czy jeżeli on odejdzie, to ja też pożegnam się z życiem? To byłoby najprostsze rozwiązanie. Tylko czy naprawdę tego chcę? Sam już nie wiem. Przecież tyle razy mówiłem sobie, że nie mogę być tchórzem. Nie chcę się tak łatwo poddać. Może warto jeszcze zawalczyć, nawet jeżeli to mogłoby mnie wiele kosztować? Nie mogę odejść! Nie chcę być tchórzem, a przecież cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.

   Jeżeli nie będę cierpieć, to nie zaznam szczęścia, a chciałbym jeszcze kiedyś być szczęśliwym. Nawet, jeżeli miałbym cieszyć się sam, bez Lou. Tylko czy to jest jeszcze możliwe? Jeżeli jego zabraknie, to będę potrafił się uśmiechać? To mnie zastanawia. Chyba nie dowiem się, jeżeli nie spróbuję. Nie! Zaraz, przecież nie chcę, aby Lou umierał. Będę jeszcze bardziej szczęśliwy, jeżeli zostanie przy mnie. Tutaj, na tym świecie. Chodź wydaje się taki okrutny, to może znajdzie się miejsce dla dwóch kochających się chłopaków?

   Przecież na świecie nie jesteśmy tylko my. Jest więcej takich osób. To dlaczego to wydaje mi się takie trudne?

- Louis, obiecuję, że jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi.- mówię.- Kocham Cię.

   Niestety tę piękną chwilę, kiedy w końcu mam odwagę powiedzieć mu wszystko, co do niego czuję, przerywa mi jego rodzina wraz z moją mamą, którzy bez uprzedzenia wchodzą do sali. Naprawdę nie zasługuję nawet na chwilę, aby z nim porozmawiać? Co z tego, że jest nieprzytomny? Wierzę, że mnie słucha.

- Harry, powinniśmy już jechać.- mówi moja rodzicielka.
- Chcę przy nim zostać.- odpowiadam cicho.

   Wszyscy zwracają uwagę na nasze ręce. Nawet nie muszę na nich popatrzeć, aby się o tym przekonać. Wiedziałem, że tak właśnie zareagują. Jestem tylko ciekaw, czy nas odrzucą, czy może dają nam szansę, abyśmy pokazali im, jaką piękną miłością siebie darzymy?

- Jesteście razem?- pyta jedna z sióstr Lou.
- Nie. Nie zdążyliśmy powiedzieć sobie, że się kochamy, ale oboje bardzo dobrze o tym wiemy.- odpowiadam bez skrępowania.

    Powinni wiedzieć. Nie chcę już dłużej tego ukrywać.

- Od kiedy mój syn jest gejem?- pyta mama Lou, jakby miała wyrzuty do mnie, że jej syn woli chłopaków.

   Przecież to niedorzeczne! Nie jestem niczemu winny!

- Nie wiem.- znów odpowiadam.
- A ty?- tym razem zwraca się do mnie moja mama.- Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi, że jesteś gejem?
- Nie jestem gejem.- zaprzeczam.- Chyba.- dodaję.- Raczej jestem biseksualny, ponieważ potrafię kochać i dziewczyny i chłopaków.

   Wszyscy patrzą na mnie z wyrzutem.

- Zostawimy was razem.- mówi siostra mojego przyjaciela i wypycha wszystkich za drzwi.

   Słyszę jedynie kłótnię. Niestety nie wiem dokładnie o czym jest. Słyszę pojedyncze słowa: geje, pedały, jak mogli, zawiodłam się, nie jestem w stanie ich kochać, to już nie jest mój syn. Obie kobiety to mówią. Boli mnie to.

   Wiem, że już nie ma sensu, abym wracał do domu. Moja własna matka się mnie wyrzekła, obie nas się wyrzekły. Świat niestety nie jest tolerancyjny. A myślałem, że coś mogłoby się zmienić. Szkoda, że tak się pomyliłem.

   I tak spędzam przy Lou cały wieczór, noc. Staram się, aby niczego mu nie zabrakło. Opuszczam go tylko wtedy, gdy muszę. Kładę się obok niego na łóżku i delikatnie przytulam. Oczywiście uważam, aby go czasem nie zranić, gdy się już obudzi. Jeżeli w ogóle się obudzi. Mam jednak nadzieję, że tak się stanie, że zawalczy. Chociażby dla mnie.

   Gdy przychodzi pielęgniarka nic nie mówi. Nawet mnie nie wygania, co bardzo mnie dziwi, ale jestem jej wdzięczny. Jedynie patrzy na mnie ze współczuciem. Przynajmniej ona rozumie. Proponuje mi kawę, ale się nie zgadzam.

   Wieczorem próbuję zatrzymać zmęczenie, ale jednak daje ono za wygraną i zasypiam.

   Śni mi się on. On i ja. Razem szczęśliwi. Trzymamy się za ręce i idziemy przez jakąś łąkę. Ta wizja dodaje mi otuchy, może i nawet nadziei. Uśmiechamy się do siebie. Jesteśmy szczęśliwi jak nigdy dotąd. Tylko dlatego, że możemy być razem.

   Motyle latają dookoła nas również ciesząc się z tego, że jesteśmy, że się kochamy. Wydają się być takie łagodne i niewinne, a w rzeczywistości są inne. Udają szczęście. Po chwili zaczynają nas atakować. Starają się rozdzielić nasze dłonie. Chcą nas od siebie odseparować. Nie życzą nam dobrze. Są złe. Złe tak jak inni ludzie. One nie rozumieją takiej miłości.

   W końcu nas rozdzielają. Jest ich bardzo dużo. Podlatują do Lou i wznoszą go w górę. Nie potrafię ich powstrzymać. Mój przyjaciel jest coraz wyżej i wyżej, a ja nie potrafię tego zatrzymać.  To jest straszne.

   Louis krzyczy do mnie, abym go jakoś uratował, ale nie potrafię. On odchodzi. Zostajemy rozdzieleni, już na zawsze.

   Gdy znika w pola widzenia, to wiem, że już go nigdy nie zobaczę.

- Harry, cichutko, obudź się.- budzi mnie jakiś głos.

   Czuję delikatny dotyk na moim policzku.

- Może zrzucimy go z łóżka?- słyszę głos jakiejś kobiety.

   Mimo tego wszystkiego nie chcę się obudzić. Czuję się dobrze, leżąc tak i mogąc, chociaż przez chwilę wyobrazić sobie, że to Louis właśnie dotyka mojego policzka. To myślenie mnie uspokaja i myślę sobie, że mam jakieś szanse na odzyskanie go. A jeżeli otworzę oczy, to zobaczę jego, jak leży nieprzytomny na łóżku. Nie chcę znosić tego cierpienia.

- Chyba ma straszny sen.- znów odzywa się kobieta.- Może go jednak obudzimy?
- Proponujesz zrzucenie z łóżka? Boję się, że coś mu się stanie.- mówi chłopak. Niby skądś znam ten głos, ale nie umiem przypomnieć sobie do kogo należy.
- Dobrze. To go szturchnę.- śmieje się kobieta.

   Słyszę kroki, a po chwili ktoś dotyka mojego ramienia.

- Harry, pobudka.- słyszę. Nie zamierzam wstawać. Naprawdę tego nie chcę.
- Patrz jaki słodki kotek.- powiedział chłopak.
- Kotek, gdzie?- otwieram oczy i natychmiast wstaje, co nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ spadam z łóżka.

   Przecieram oczy i patrzę na kobietę, która wyciąga do mnie rękę. Pomaga mi wstać. Podnoszę się i rozglądam do pokoju. Poznaję dziewczynę. To pielęgniarka, która zajrzała wczoraj i zaproponowała mi kawę. Jest naprawdę bardzo miła. Jednak nie ma tu żadnego chłopaka. Patrzę na łóżko Lou. Teraz poznaję ten głos. Louis uśmiecha się do mnie. Mimo tego, że wydaje się szczęśliwy, wygląda marnie.

- W końcu udało nam się ciebie obudzić.- uśmiecha się delikatnie.

   Dostawiam sobie krzesło do łóżka i siadam. Chwytam go za rękę.

- Jak się czujesz?- pytam.
- Jest dobrze.- mówi Lou siląc się na swobodny ton. Od razu poznaję, że kłamię. Nie jest dobrze.

   Patrzę na pielęgniarkę, która posyła mi przepraszające spojrzenie. To nie wskazuje na nic dobrego. Proszę, niech powie mi, że on właśnie nie umiera.

- Lekarz powiedział, że jego serce jest bardzo słabe. Nie wiadomo ile czasu wytrzyma.- mówi cicho.- Zostawię was samych, abyście mieli okazję porozmawiać, bo z tego co wiem, to macie wiele sobie do wytłumaczenia.

   Wychodzi, a my pozostajemy sami. Siedzimy cicho. Żaden z nas nie wie, co ma powiedzieć. Lou walczy o każdą sekundę swojego życia, a ja wcale mu w tym nie pomagam. Jestem głupi.

- Przepraszam.- odzywam się jako pierwszy.
- Za co?- pyta zdezorientowany Louis.
- To moja wina, że się tutaj znalazłeś.- mówię cicho i spuszczam głowę. Czuję delikatny dotyk ręki Lou na moim policzku.
- To wcale nie twoja wina. Sam się do tego doprowadziłem. To raczej ja powinienem cię przeprosić za swoje kłamstwa.- mówi. Patrzę na niego. Posyła mi delikatny uśmiech. Opuszcza rękę.
- Wybaczam ci.- mówię.

   Biorę jego dłoń i przykładam sobie do ust. Całuję wewnętrzną stronę. Opuszczam ją na łóżko i splatam nasze palce razem. Siedzimy przez chwilę sami ciesząc się ze swojego towarzystwa. Słychać jedynie aparaturę i głośne oddech Lou.

- Kochasz mnie?- pytam po dłuższej chwili.
- Harry, ja zawsze coś do ciebie czułem. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem gejem.- wstrzymuje oddech.- Od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, to cię pokochałem, ale w ogóle nie zwracałeś na mnie uwagi. Później dowiedziałem się, że masz dziewczynę. To jeszcze bardziej mnie zabolało. To dlatego wymyśliłem tan cały plan. Chciałem cię zdobyć. Chciałem być szczęśliwy przy twoim boku. Chciałem ci pokazać jaki jestem i liczyłem, że jakoś cię w sobie rozkocham. Wiem, że było to strasznie egoistyczne, ale byłem zdesperowany. Nie potrafiłem patrzeć, jak jesteś szczęśliwy z nią.
- Też cię kocham.- mówię.- Dziękuję za to, że tak się starałeś. Naprawdę to doceniam.- spuszczam głowę.
- Harry, czuję, że odchodzę. Czy mógłbyś mnie pocałować? Po raz pierwszy… i ostatni?

   Nie odpowiadam. Od razu nachylam się i łączę nasze usta. Pocałunek jest delikatny i bardzo romantyczny. Czuję, jak Lou puszcza moją rękę. Do pocałunku nie dodaje siły. Aparatura zaczyna piszczeć. On umiera.

   Lekarze znajdują się w sali. Starają mnie się odciągnąć od łóżka. Przerywam nasz pocałunek. Zostaję wyprowadzony z sali. Wiem, że to już koniec. Louis umiera.

   Przynajmniej zdążyliśmy się pocałować. Po raz pierwszy, jak również po raz ostatni…


No hej!
A teraz przyznać się, kto płakał?
Ja szczerze się przyznam, że sprawdzając ten rozdział popłakałam się, a przecież dobrze wiedziałam, co się stanie :) 
Haha. Może to tylko ja jestem tak bardzo uczuciowa?
No to jak podoba Wam się zakończenie?
Ja sądzę, że to jest jeden z moich najlepszych rozdziałów, ale oceńcie sami :)
Przygotujcie się jeszcze na epilog, który może Was zaskoczyć :)
No to do epilogu!
Kocham Was ♥

sobota, 6 września 2014

24 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Tak bardzo przez to wszystko cierpiałem. Nie mogłem dojść po tym do siebie. Dałem się tak oszukać. Jak ja mogłem być taki głupi? Louis z taką łatwością mnie okłamał. Zabawił się mną, a ja dałem się na to wszystko nabrać. Łykałem każde jego kłamstwo. Uważałem go za przyjaciela, a on tymczasem to wszystko wykorzystywał. Ułożył sobie plan w głowie, który powoli, bez żadnych przeszkód realizował, a ja nic nie podejrzewałem. Przecież nie miałem do tego podstaw. Naprawdę nie wiedziałem, że Lou knuł coś takiego za moimi plecami.

   Byłem na siebie zły. Zły za to, że dałem się tak nabrać, że mu zaufałem. Żałowałem, że zgodziłem się na te wakacje, że zgodziłem się na to wszystko. Nienawidziłem siebie za to, że wcześniej nie domyśliłem się, że ten cały SMS, to mogła być sprawka Lou.

   Czułem się winny. Przecież Emily przez to cierpiała, ja cierpiałem, a on potrafił na to wszystko patrzeć. Sprawił wszystkim tyle bólu. Zawiódł mnie. Stracił moje zaufanie. Czułem się temu wszystkiemu winny, bo po części tak było. Przecież dałem mu się nabrać. Jednak wcześniej nie wiedziałem, że mój przyjaciel jest zdolny do czegoś takiego.

   Myślałem, że był dobrym człowiekiem, że chciał mojego szczęścia. Tak bardzo się myliłem. Był egoistą. Ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Nie wiedziałem, czy byłbym mu w stanie jeszcze kiedyś zaufać. Zniszczył to, co pomiędzy nami było. Czy to znaczyło, że nasza przyjaźń była dla niego niczym? Najwyraźniej tak.

   A ja myślałem, że to wszystko przeze mnie się niszczy, że to ja jestem winny temu, że nasza przyjaźń powoli zanika, że tak się od siebie oddalamy, że tak często się kłócimy, że coraz mniej normalnie rozmawiamy. To była jego wina. Jego coraz bardziej pożerały wyrzuty sumienia. Nie wiedział, co miał z nimi zrobić. Wolał zwalić winę na mnie.

   Jednego tylko nie potrafię pojąć. To mnie dziwiło. Nie bolało go to, jak patrzył, gdy moje życie się wali, jak powoli nie daję sobie już rady, jak cierpię? Nic go wtedy nie obchodziłem? Wiem, że miał wyrzuty sumienia, ale to było wszystko? Naprawdę tego nie rozumiałem. Zapytałbym go, gdybym miał na to czas, ale nie miałem.

   Leżałem na łóżku i ubolewałem nad swoim losem. Płakałem, chodź nie powinienem. Gdybym wiedział, co takiego się zdarzy później, wybiegłbym za Lou, ale tego nie wiedziałem. Nie mogłem tego przewidzieć. Tak bardzo go zraniłem, że stracił panowanie nad sobą. Doprowadziłem go do płaczu, czego nie powinienem robić.

   Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do domu. Popatrzyłem w tamtą stronę. Zobaczyłem moją mamę, która szybko weszła do salonu. Łzy spływały jej po policzkach. Miała rozmazany makijaż. To było dziwne. Nic nie rozumiałem.

- Och Harry, tak bardzo mi przykro.- powiedziała.

   Szybko do mnie podbiegła i mnie przytuliła. Ponownie się rozpłakała. Tym razem płakaliśmy oboje. Smuciliśmy się. Ja po stracie przyjaciela i po jego kłamstwach a ona… no właśnie, dlaczego moja mama płakała?

- Dlaczego płaczesz?- zapytałem.
- No z powodu Louis’a.- odpowiedziała zdziwiona.

   Odchyliła głowę i spojrzała na mnie jak na wariata. O co mogło chodzić z Lou? Czy coś mu się stało?

- Ale dlaczego?
- Nie słyszałeś?- zdziwiła się.
- O czym?                    
- Louis jest w szpitalu. Jego mama do mnie dzwoniła cała zapłakana. Ciężko było ją zrozumieć. Powiedziała mi tylko, że Lou ciężarówka go potrąciła. Stało się to może jakieś 3 godziny temu. Podobno wbiegł na jezdnię.

   3 godziny temu, 3 godziny. O kurwa! Przecież on właśnie wtedy wybiegł z mojego mieszkania. Przecież wtedy go wygoniłem.

- W jakim szpitalu? Muszę tam jak najszybciej jechać.- powiedziałem szybko wstając i zakładając buty.
- Poczekaj. Pojadę z tobą. Zawiozę cię.

   Wybiegliśmy z mieszkania i szybko popędziliśmy do samochodu. Dobrze, że miałem moją mamę, bo inaczej musiałbym jechać do szpitala autobusem, co zajęłoby mi sporo czasu, albo jechać metrem, ale to nie był dobry pomysł. A tak przynajmniej ominęliśmy korek i szybko znaleźliśmy się w szpitalu. Byłem tak bardzo tym wszystkim przejęty.

   Wbiegłem do szpitala i ruszyłem prosto do recepcji nie zważając uwagi na nic innego. Skupiając się na tym, co musiałem załatwić. Chciałem dowiedzieć się, gdzie wtedy był Lou.

   Na recepcji musiałem skłamać, że jestem z rodziny i dopiero wtedy dowiedziałem się w jakim pokoju leży Louis. 273. Ten numer chyba zapamiętam do końca życia.

   Wybrałem schody, ponieważ stwierdziłem, że będę musiał długo czekać na windę. Na szczęście musiałem dostać się na czwarte piętro, co nie było aż takim wyczynem.

   Podbiegłem pod salę. Wszystko wydawało się jakby z filmu. Nic nie czułem. Nawet nie wiedziałem, co to zmęczenie. Nie obchodziło mnie to.

    Nie wierzyłem, że to właśnie mnie spotkało. Nie mogłem w to uwierzyć, dopóki nie zobaczyłem rodziny mojego przyjaciela siedzącej pod salą, a później jego, leżącego. Był podpięty do jakiejś aparatury. Wyglądał jak martwy.

   Dobrze, że mama Lou dała mi czas, abym mógł przy nim posiedzieć. Tylko chwilę z nią rozmawiałem. Wytłumaczyła mi, jak doszło do wypadku. Louis podobno wbiegł na jezdnię prosto pod ciężarówkę. Kierowca powiedział, że go nie zauważył. To działo się tak szybko. Nie zdążył zahamować. Potrącił go. Wcale tego nie chciał. Wierzyłem mu.

   Jednak to wszystko było bez sensu.


   I tak właśnie znalazłem się w tej całej sytuacji. Teraz pozostało mi tylko patrzeć, jak on umiera, jak cierpi. Czy mogło spotkać mnie coś gorszego? To był najgorszy widok. Czym sobie zasłużyłem na to, aby patrzeć, jak mój przyjaciel umiera?

   Obwiniam siebie za to wszystko. Gdybym wtedy tak na niego nie nakrzyczał, gdybym nie wyprosił go z domu. On nadal by żył. Jestem głupi i egoistyczny. Nie powinienem do tego dopuścić. Być może teraz siedzielibyśmy w moim pokoju i spędzali świetnie czas. Może w końcu posmakowałbym jego ust? Teraz się tego niestety nie dowiem. Tracę go. Może jest jeszcze jakaś szansa na to, że przeżyje, ale w to wątpię. Nam nie jest pisany szczęśliwy koniec.

- Przepraszam.- mówię cicho ściskając jego drobną rękę.

   Wydaje się taki kruchy i bezbronny. Jego głowę pokrył bandaż. Twarz ma całą w zadrapaniach. Ręce posiniaczone. Aż mogę domyślać się, jak wygląda reszta ciała. Ma zamknięte oczy i rozpalone policzki. Wygląda, jakby spał.  Jego usta są rozchylone. Chcę je pocałować, ale wiem, że nie mogę. To najbardziej mnie boli. Najgorsza jest myśl, że to właśnie ja go skrzywdziłem, że to jest tylko i wyłącznie moja wina. Przykre, prawda?

   Czuję, jak po moich policzkach spływają łzy. Splatam nasze palce u rąk ze sobą i zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś się spotkamy, czy jeszcze kiedyś zobaczę jego piękne lazurowe tęczówki, które za każdym razem patrzyły na mnie z miłością i czułością, której nie potrafiłem zauważyć. Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś będę mógł go przytulić, poczuć jego mocne ręce na swoich biodrach, jak delikatnie głaszcze moje włosy.  Chciał dla mnie dobrze. Starał się, a ja go tak po prostu olałem. Źle go potraktowałem.

- Przepraszam kochanie. Proszę, zawalcz dla mnie. Chciałbym móc cię kiedyś pocałować.- przyznaję szeptem i jeszcze mocniej zaciskam moje palce na jego dłoni.- Tak bardzo cię kocham.- pochylam się i dotykam jego policzka, po czym składam na nim delikatny pocałunek, którym chcę pokazać to, jak bardzo go kocham.

   Znów wracam na swoje miejsce i rozpaczam. To takie niesprawiedliwe. Boże, dlaczego mi go odbierasz? Dlaczego to musiało spotkać akurat jego?! To ja powinienem leżeć na tym łóżku, to ja powinienem cierpieć. Chciałbym się teraz zamienić. Bez niego jestem nikim. Nie chcę go stracić!

   Staram się do niego mówić, chodź wiem, że i tak mnie nie słyszy. Wyznaję mu miłość, staram się opowiadać jakieś śmieszne zdarzenia. Chociaż wiem, że leży nieprzytomny, to mam nadzieję, że mnie słyszy i tym jakoś poprawiam mu humor. Może chociaż słyszy, jak mówię mu, że go kocham? A może czuje, jak go całuję po paliczkach, nosie. Próbuję uśmierzyć mu jakoś ból. Przynajmniej tak mogę się zrekompensować.

   Boli mnie to, że muszę patrzeć, jak się męczy i nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Nie potrafię nic zrobić. Ta myśl mnie dobija.

   Chciałbym chodź trochę zmniejszyć jego ból, który z pewnością czuje, ale nie potrafię. Nie umiem mu pomóc! Jak niby miałbym to zrobić?

- Przepraszam.- powtarzam po raz któryś.- To wszystko moja wina. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mi to wybaczysz. A jeżeli mi nie wybaczysz i umrzesz, to ja zrozumiem twój wybór. Zrobiłem coś potwornego, ale mam nadzieję, że zrozumiesz to, jak bardzo żałuję.

   Modlę się o to, abyśmy mieli chociaż szansę ostatni raz porozmawiać. O niczym więcej nie marzę. Ta jedyna rozmowa mogłaby zmienić bardzo wiele. Mam nadzieję, że będę miał szansę z niej skorzystać.

Proszę tylko i wyłącznie o to.

Czy to aż tak wiele?


No hej :)
Łezka zakręciła się w oku?
Bo ja szczerze się przyznam, gdy czytałam ten rozdział przed dodaniem, to troszeczkę sobie popłakałam. 
Może jestem głupia, ale naprawdę zżyłam się z tą historią.
To taka moja mała perełka :)
No więc to jest już przedostatni  rozdział.
Jak myślicie, zakończenie będzie smutne czy szczęśliwe?
 W sumie to wszystko zależy od tego czy Lou przeżyje :)
Szczerze, to miał być ostatni rozdział i tutaj też miałyście się dowiedzieć, jak to dalej będzie, ale tak się rozpisałam, że wyszły mi aż dwa rozdziały z tego :)
W sumie sądzę, że nawet fajnie mi to wyszło.
No to czekam na Wasze opinie :)

Do następnego ♥

sobota, 30 sierpnia 2014

23 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Czasem myśląc, że nasze życie jest idealne popełniamy jeden bardzo ważny błąd. Często kłamiemy. Nie ma na świecie człowieka, który nie skłamałby chociaż raz w życiu. Mam rację? Raczej tak.

   Tak było ze mną. Popełniłem jeden bardzo ważny błąd. Skłamałem. I to bardzo często mi się zdarzało. Najgorsze było to, że nie próbowałem oszukać jakiejś przypadkowej osoby, którą chciałem zbajerować, ale robiłem to właśnie rodzinie, przyjaciołom, najbliższym mi osobą. Czy mogłem zrobić coś gorszego? Chyba nie.

   Najgorsze było to, co robiłem Lou. Jego najbardziej okłamywałem. Nie powiedziałem mu tego, jak bardzo go kocham, a później już było za późno. Zrobiłem coś, czego nie potrafiłem sobie wybaczyć. Przecież tak bardzo go skrzywdziłem. Chociaż on nie był lepszy. Też nieźle wszystkim nakłamał. Mnie również oszukał. I to może bardziej niż ja jego? Dużo rzeczy przede mną ukrywał. Bardzo dużo. Powinienem mu tego nigdy nie wybaczyć, ale nie potrafiłem inaczej zrobić. Kochałem go i nie chciałem go stracić. A jednak. Nasze kłamstwa doprowadziły do tego, że oboje na tym ucierpieliśmy i już nie potrafiliśmy się pozbierać.

   To były dwa najgorsze dni w moim życiu. Chociaż powinienem się cieszyć. W końcu poznałem całą prawdę.

   Louis przez cały tydzień dzielnie się mną opiekował. Gdy poczułem się już lepiej postanowiliśmy zrobić coś całkowicie innego jak oglądanie filmów, czytanie czy uczenie się. Postanowiliśmy przygotować sobie coś do jedzenia.

- To co jemy?- zapytałem.
- Chyba mam pomysł.- uśmiechnął się Tomlinson.- Co powiesz na naleśniki?

   Oczywiście obaj zgodziliśmy się, że to powinny być naleśniki - nasze ulubione danie. Tylko, że my nie potrafiliśmy się normalnie zachować. Znów się wygłupialiśmy. Tak jak kiedyś ponownie zaczęliśmy obrzucać się mąką. Nic nowego, prawda? Już o tym gdzieś słyszeliście.

- Czyli to tak się bawimy?- zaśmiał się Lou.- A myślałem, że masz inne sposoby na poderwanie mnie.- palnął, po czym jego mina zrzedła. Uświadomił sobie co powiedział.

   Patrzyłem na niego i nie wierzyłem własnym uszom. On wiedział. Wiedział, że coś do niego czuję i mi o tym nie powiedział?

- Skąd wiesz?- zapytałem z wyrzutem.

   Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi, a on tymczasem udawał przede mną, że o niczym nie wie, że niczego się nie domyśla. To mnie zabolało.

- Harry… ja…- zaczął niepewnie.- Przeczytałem twoją rozmowę w telefonie.- przyznał.
- To dlaczego mi nie powiedziałeś, że wiesz?- zapytałem wściekły.- Myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi. Uważałeś mnie za idiotę? Chciałeś się mną pobawić?!
- Nie Harry. To zdecydowanie nie tak. Nic nie rozumiesz.- powiedział.
- To mi to wyjaśnij!- krzyknąłem.

   Chwycił się za głowę i usiadł na krześle.

- To nie jest takie proste jak myślisz.- powiedział powoli.
- Słucham.- nie zwróciłem uwagi na to, co powiedział wcześniej.
- Znienawidzisz mnie po tym, co usłyszysz.- odezwał się niepewnie Louis.

   To było niewiarygodne. Wtedy mój najlepszy przyjaciel powiedział mi, że zrobił coś, za co powinienem go nie nawiedzić. Zgrywał się ze mnie. Wiedział o tym, że go kocham, a udawał, że nic takiego nie miało miejsca. Myślałem, że mogłem mu ufać, że mogłem na niego liczyć, a tymczasem tak bardzo się pomyliłem. Oszukał mnie.

   Zacząłem się zastanawiać, czy nasza ‘’przyjaźń’’ coś dla niego znaczyła. Jeżeli mogłem to tak nazwać. Już nie był moim najlepszym przyjacielem. Zawiodłem się na nim. Zaufałem mu, a on tak po prostu to wykorzystał. Byłem ciekaw, co takiego przede mną ukrywał, ale szczerze, to teraz, po tym, jak to usłyszałem chciałbym nigdy się tego nie dowiedzieć. To zniszczyło wszystko. Wolałbym żyć ze świadomością, że mnie nie oszukiwał, że tego wszystkiego nie zaplanował.

   Wymyślił taki plan, który się spełnił. Udało mu się. Szkoda, że potraktował mnie jak zwykłego pionka w swojej grze. W ogóle nie wziął pod uwagę moich uczuć. Wstydziłem się, że się z nim przyjaźniłem.

- Powiedz mi całą prawdę!- krzyknąłem.
- Dobrze ale obiecaj mi, że wysłuchasz mnie do końca, że wyrzucisz mnie z domu dopiero wtedy gdy powiem ci wszystko.- poprosił.

   Widziałem w jego oczach taki strach i smutek, ale nie wiedziałem czy mogę mu jeszcze zaufać.

- Louis, ja nie mogę…- zacząłem.
- Proszę.- powiedział. Miał łzy w oczach.
- Dobrze.- zgodziłem się. Jedynie tyle mogłem zrobić.

   Usiadłem naprzeciw niego i czekałem na wyjaśnienia, które tak bardzo mnie bolały.

- Po pierwsze… zresztą, nawet nie wiem, od czego mam zacząć.- przyznał.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś, że wiesz o tym, że coś do ciebie czuję?- zapytałem.
- Bałem się. Wiedziałem, że będziesz żądać wyjaśnień, a ja sam nie wiem, czy kiedykolwiek powinienem ci je powiedzieć. Harry, zrobiłem coś bardzo strasznego. Gdy dowiedziałem się, że nie wiesz dokładnie, co do mnie czujesz, że jestem dla ciebie ważny, uświadomiłem sobie, jaki wielki błąd popełniłem. Zrobiłem coś, czego nigdy nie powinieneś mi wybaczyć.- zatrzymał się na chwilę.- Bardzo się ucieszyłem, gdy przeczytałem tę rozmowę. Musisz wiedzieć, że ty również nie jesteś mi obojętny i to od bardzo dawna.- powiedział i spuścił głowę.

   Patrzyłem na jego zdenerwowanie. Czy on właśnie powiedział, że mnie kocha? W normalnych warunkach skakałbym z radości, ale wtedy nie wiedziałem, czy nie mam się czasem rozpłakać z tego powodu.
- Może zacznę od początku. Nie bez powodu zaprosiłem cię na te wakacje.- powiedział Lou.- Chciałem, abyś mnie pokochał.

- Pokochał?!- zapytałem nie dowierzając.
- Tak. Chciałem, abyś coś do mnie poczuł. Wymyśliłem, że jeżeli zaproszę cię na te wakacje, to jakoś cię do siebie przekonam. Bolało mnie to, że byliśmy tak bardzo oddaleni od siebie.
- Czyli wymyśliłeś plan, aby mnie w tobie rozkochać?- zapytałem nie mogąc uwierzyć, że ten Lou, który siedział przede mną wymyślił coś takiego.- I co dalej?
- Wtajemniczyłem w to wszystko moją babcię. Ona zrozumiała co chcę zrobić i obiecała, że mi pomoże. Wiem, że to było głupie, aby ją jeszcze w to mieszać, ale musiałem jej coś powiedzieć, bo inaczej patrzyłaby na nas dziwnie, jeżeli trzymalibyśmy się przy niej za ręce. Nigdy się nie zastanawiałeś nad tym, że nie zwraca na to uwagi?

   Czyli ona wiedziała. Wiedziała, że Lou to wszystko zaplanował. Czułem się jak idiota. Dałem się tak bardzo oszukać.

- Tak. To było dla mnie dziwne.
- Później zacząłem wymyślać różnie sytuacje, abyśmy mogli się do siebie zbliżyć. Niby wszystko wychodziło tak, jak to sobie zaplanowałem, ale pozostała jedna osoba, która mogła to wszystko zniszczyć.
- Emily.- dopowiedziałem.
- Tak. Dokładnie ona. Musiałem zrobić coś, aby się jej jakoś pozbyć z twojego życia, abyś o niej zapomniał, przestał z nią pisać i rozmawiać.
- Dlatego napisałeś do mnie SMS’a, że mnie zdradza. To byłeś ty!- krzyknąłem.

   Byłem idiotą. Naprawdę dałem się nabrać. Jak ja mogłem być taki głupi.

- Tak. To ja napisałem do ciebie tego SMS’a. Wiem, że to było podłe, ale nie wpadłem na nic lepszego. Później jeszcze dopowiedziałem, że widziałem ją z kimś innym na mieście i myślałem, że tak o niej zapomnisz. Myliłem się. Nie wziąłem pod uwagę tego, że ją kochałeś i to bardzo cię zabolało. Zacząłem żałować, że to zrobiłem, ale wmawiałem sobie, że to było jedyne wyjście, aby zniszczyć waszą miłość. I wcale się nie pomyliłem, ponieważ w końcu z nią zerwałeś.- powiedział i spuścił głowę.
- Jak mogłeś żyć z myślą, że mnie okłamujesz?!- zapytałem wściekły.- Nie dręczyły cię wyrzuty sumienia?!
- Dręczyły!- odpowiedział.- Wiesz jak bardzo przez to wszystko cierpiałem?! Chciałem to jakoś odkręcić, ale nie potrafiłem. Było już za późno.- powiedział w płaczu.- Gdybym wiedział, jak to wszystko się skończy nigdy bym nie wymyślił tego planu! Przez pewien czas nawet nienawidziłem siebie za to wszystko.

   Rozpłakał się, ale dzielnie mówił dalej.

- Co później zrobiłeś?- zapytałem.
- Pamiętasz naszą rozmowę? Tą po imprezie?- zapytał, a ja przytaknąłem głową.- Wtedy powiedziałeś coś, co bardzo mnie zraniło. Zorientowałem się, że tak naprawdę możesz nic do mnie nie czuć. Jeszcze do tego doszły nasze kłótnie. Myślałem, że to już koniec. Chciałem ci wcześniej powiedzieć o tym, że wymyśliłem taki plan, ale wiedziałem, że to całkowicie mogłoby zniszczyć naszą przyjaźń. Bałem się. Bałem się, że po tym mnie znienawidzisz.
- Miałeś rację.- odezwałem się.
- Nienawidzisz mnie?- zapytał i pierwszy raz podczas tej rozmowy spojrzał w moje oczy.

   Nigdy nie widziałem go aż tak bardzo zapłakanego. Chciałem do niego podbiec i go przytulić, ale wiedziałem, że nie mogłem tego zrobić. Cierpiał, ale tylko i wyłącznie przez własną głupotę. On był wszystkiemu winny. Tym razem to nie ja zawiniłem.

- Nienawidzę cię jednocześnie cię kochając.- powiedziałem.- Czy to możliwe?
- Harry. Naprawdę tego nie chciałem. Tak bardzo cię przepraszam.
- Teraz to już nic nie zmieni.
- Naprawdę myślałem, że mój plan musiał się udać. Nie było niczego, co mogłoby go zniszczyć.
- Myliłeś się.- powiedziałem.
- Wiem. Najpierw te wyrzuty sumienia, później oglądanie twoje cierpienia. Tego było za dużo.
- Do teraz nie potrafię wyobrazić sobie, że mogłeś na to wszystko spokojnie patrzeć. Myślałem, że ci na mnie zależało.
- Nadal mi zależy.- powiedział.
- Już ci nie wierzę. Teraz chciałbym, abyś wyszedł z mojego mieszkania.
- Harry, ale…
- Nie chcę cię już słuchać!- krzyknąłem. Teraz to i ja się rozpłakałem.- Nie chcę cię znać!

   Lou spojrzał na mnie przepraszająco i głośno płacząc wybiegł z mojego mieszkania.


Hej :)
No to ten....
Proszę, nie zabijajcie mnie! haha xD
Ostrzegałam, że może się coś stać.
A następne 2 rozdziały.... haha, to dopiero będzie świetne.
W końcu dzieje się coś konkretnego, co nie?
To jeszcze nic w porównaniu z kolejnymi rozdziałami :)
Przy następnych będziecie chciały mnie udusić... hehe.
Jestem zła :)
Normalnie już nie mogę się doczekać, aż dodam Wam kolejne rozdziały.

A tak w ogóle, to postanowiłem, że następne opowiadanie również będzie o Larry'm.
I kurde, zdradzę Wam, że to będzie totalne przeciwieństwo tego :)

Dobra, już więcej nie piszę, bo znając mnie jeszcze się z czegoś wygadam.

No to czekam na Wasze opinie :)
Jak myślicie, co może zdarzyć się dalej?
Przeczuwacie, że będzie szczęśliwe zakończenie czy smutne?

Pamiętajcie, że Was kocham! ♥

środa, 27 sierpnia 2014

22 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Jednak byłem pechowym człowiekiem. Zawsze działo się coś, czego bym nie chciał. Najpierw kłótnie z Lou, później ta głupia rozmowa z moją siostrą, którą powinienem usunąć, a teraz choroba. Rozchorowałem się po tej wycieczce. A wiedziałem, że coś mi będzie, ponieważ nie czułem się najlepiej w metrze. Jednak miałem dobre przeczucie.

   Tylko, że choroba złapała mnie w niewłaściwym momencie. Chciałem jak najszybciej porozmawiać z Lou. Musiałem mu to jakoś wytłumaczyć, tylko, że nie miałem z nim kontaktu, ponieważ musiałem zostać w domu. A niech to! Mieć takiego pecha, to tylko ja potrafię.

   Mama poszła do pracy, siostra na uczelnię, a ja musiałem sam zostać w domu.

   Ubolewałem nad swoim życiem. Dręczyła mnie niepewność spowodowana tym, że nie wiedziałem, czy Lou naprawdę przeczytał tę rozmowę. Przecież mógł zobaczyć tylko tę wiadomość, nic więcej. Na szczęście nic takiego z niej nie wynikało. Moja siostra napisała do mnie tylko: ,,Powiedziałeś mu? xx’’. Nic więcej.

   Mogłem liczyć tylko na szczęście i na to, że Lou nie jest ciekawski. Może akurat nie wie? Kto to wie? Mniejsza z tym. Nie chciałem się tym cały czas zamartwiać, ale nie potrafiłem pozbyć się tej myśli z głowy.

   Byłem przekonany, że cały dzień spędzę sam, jednak pomyliłem się. Miałem niezapowiedzianego gościa. Przyszła do mnie osoba, której w ogóle się nie spodziewałem.

   Usłyszałem pukanie i gdy otworzyłem drzwi zobaczyłem jego. Stał uśmiechnięty od ucha do ucha.

- Cześć.- powiedział niepewnie.
- Hej.- zdziwiłem się.- Co tutaj robisz?
- Nie było cię w szkole. Zadzwoniłem do twojej mamy i powiedziała mi, że leżysz chory w domu. Postanowiłem zerwać się z wykładu i przyszedłem do ciebie. Przyniosłem nasze ulubione ciastka i wypożyczyłem jakieś filmy. Mam nadzieję, że chcesz spędzić ze mną dzień.- uśmiechnął się.
- No jasne!- powiedziałem szczęśliwy.

   Wpuściłem go do mieszkania i pozwoliłem aby rozłożył wszystko w salonie.

- Chciałbyś się czegoś napić?- zapytałem.
- Nie martw się. Poradzę sobie w twojej kuchni. Przynieś jakieś koce i połóż się na kanapie, jeżeli chcesz ze mną oglądać film, a ja zrobić ci herbatkę.- powiedział rozczulającym głosem, jak moja mama.

   Zaśmiałem się pod nosem i popędziłem do pokoju po koc, którym moglibyśmy się okryć. Lou pomyślał o wszystkich. Chciał mi zapewnić ciepło i swoje własne towarzystwo.

   Przygotowałem wszystko i tak jak poradził mi Louis położyłem się na kanapie. Po chwili dołączył do mnie mój przyjaciel niosąc dwa kubki z ciepłą herbatą. Otworzył ciastka.

   Podniosłem swoją głowę, aby mógł usiąść i gdy to zrobił, położyłem ją na jego kolanach.

- Zapomniałem włączyć film.- zaśmiał się Lou.

   No w sumie, to miał rację. Oboje patrzyliśmy się na wyłączony telewizor czekając jakby na jakiś cud, że sam się włączy. Niestety to nie mogło się stać.

   Z rezygnacją podniosłem głowę i wypuściłem Lou, który podszedł do pudełek z filmami, które wypożyczył.

- Co oglądamy?- zapytał.
- No nie wiem, a jaki mam wybór albo, na co ty masz ochotę?- zadałem mu pytaniem.
- Wziąłem film, no dobra, bajkę ...- zaśmiał się.- … pod tytułem ,, Król Lew’’.
- Serio?- zapytałem niedowierzając.- Wziąłeś bajkę?- uśmiechnąłem się.
- Co ja mogę za to, że mam słabość do bajek.- powiedział zażenowany.
- Taaak. Dziecko Lou musi obejrzeć sobie bajeczkę dla małych dzieci. Powiedz mi jeszcze, że przed snem mamusia czyta ci bajeczkę.- zaśmiałem się.
- Radzę ci to odszczekać.- zagroził mi podnosząc się z podłogi.

   Przeszył mnie groźnie swoimi lazurowymi tęczówkami od góry do dołu, ale i tak nie przestałem się śmiać. Po prostu to wydawało mi się zabawne. A zresztą, co on mógłby mi zrobić? Przecież nie zrobi mi krzywdy, ani nic takiego. Prawda?

- Nie groź mi.- powiedziałem.- Nie boję się ciebie.
- Jesteś tego pewnie? Ja na twoim miejscu zacząłbym uciekać.
- A co takiego możesz mi zrobić?- zapytałem pewien tego, że nie ma na mnie żadnego haka. No chyba, że to, że się w nim zakochałem. O kurwa! On naprawdę miał na mnie broń. Jeżeli oczywiście o tym wiedział.

   Nagle zacząłem się bać. Miał nawet większą broń, niż ja miałem na niego. Przecież, jeżeli on naprawdę przeczytał tę rozmowę, to było po mnie. I tutaj nie uratuje mnie to, że jestem od niego wyższy i silniejszy. Nic go nie powstrzyma.

- Harry, ja dużo rzeczy mogę ci zrobić.- powiedział tajemniczo.

   Zaczął się do mnie zbliżać. Czułem jak się pocę, zrobiło mi się słabo.

- Boisz się mnie?- zapytał Lou z wielkim uśmiechem na twarzy.
- Nie.- odpowiedziałem.

   Skłamałem. Naprawdę się go bałem. Jeżeli on wiedział, to było już po mnie.

- To dlaczego jesteś taki blady?- odparł z satysfakcją.
- Ponieważ… ja… ach, nie wiem.- odpowiedziałem z rezygnacją.- Czy wiesz o czymś, o czym ja nie wiem?- zapytałem.
- Harry, ja wiem wiele rzeczy.- powiedział tajemniczo.
- Na przykład?
- Nie mogę ci teraz powiedzieć.- odpowiedział i tak jakby się zmieszał.

   Wyglądało to tak, jakby miał przede mną jakieś tajemnice. Może miał? Ale co takiego miałby ukrywać? Przecież mówiliśmy sobie wszystko. No dobra, prawie wszystko. Ja pominąłem fakt, że jestem w nim zakochany, a kto wie. Może on też czegoś mi nie powiedział?

- Dlaczego nie możesz mi tego powiedzieć?- zapytałem.
- Dowiesz się kiedy indziej.- odpowiedział i rzucił się na mnie niespodziewanie.

   Zaczął mnie łaskotać, co nie zdarzyło się nigdy wcześniej, więc byłem zdziwiony. Czyli musiał nie przeczytać tej rozmowy, ponieważ od razu wykorzystałby fakt, że go kocham, a tego nie zrobił.

   Może jednak miałem szczęście? Udało mi się z tego wyjść. Niestety Lou nie dawał za wygraną. Łaskotał mnie tak, jak ja kiedyś jego. Wykorzystał moją własną broń przeciw mnie.

- Zostaw mnie!- krzyczałem śmiejąc się.- To nie fair!
- Ja też kiedyś nie miałem z tobą szans. Teraz jesteś słabszy Harry.

   Byłem słabszy? Sam o tym nie wiedziałem. Nie potrafiłem go odepchnąć, co kiedyś zrobiłbym z łatwością. Lou miał rację. Co się ze mną stało? Dlaczego nie potrafiłem go po prostu zrzucić na podłogę? Chyba nawet wiedziałem. Kochałem go. Chciałem, aby był jak najbliżej mnie. Chciałem zachować go przy sobie, nawet własnym kosztem. Jego dotyk mnie ukajał, sprawiał, że byłem szczęśliwy. Może to było głupie, ale nic na to nie potrafiłem poradzić. Tak po prostu było. Chciałem być przy nim jak najdłużej mogłem. Nie wyobrażałem sobie, że jakaś siła mogłaby nas rozdzielić, dopóki nie poznałem całej prawdy. To co rozbiliśmy obaj było głupie. Zachowaliśmy się jak idioci ukrywając przed sobą pewne tajemnice i mając nadzieję, że one nigdy nie wyjdą na jaw.

   Po chwili i Lou stracił siły. Przestał mnie łaskotać i opadł obok mnie na kanapie.

- Zmęczyłem się.- zaśmiał się.
- Zauważyłem.- odpowiedziałem z uśmiechem.
- Dlaczego się nie broniłeś? Przecież oboje wiemy, że jesteś silniejszy.
- Chciałem sprawić co tę radość i chociaż raz dać ci wygrać.- skłamałem.

   Nic lepszego nie wpadło mi do głowy. Chociaż to nie była najgorsza wymówka. Mogło być gorzej. Tomlinson od razu w to uwierzył.

- To co, oglądamy tę bajkę?- zapytał Lou.
- A przyniosłeś jakiś film?- odpowiedziałem pytaniem z nadzieją, że Louis się tylko ze mnie zgrywa.
- Tak.- odpowiedział.- Ale mam ochotę obejrzeć tę bajkę.- powiedział wstając z kanapy.

   Wiedziałem, że to nie miało sensu, abym się z nim spierał. I tak bym nie wygrał. Jeżeli mój przyjaciel na coś się uparł, to już ciężko było go przegadać. Za dobrze go znałem, aby o tym nie wiedzieć.

- No dobrze. Obejrzymy tę bajkę.- zgodziłem się w końcu.

   Nie miałem innego wyjścia. Lou załączył bajkę i usiadł przy mojej głowie. Znów położyłem się na jego kolanach, a on oglądając głaskał i bawił się moimi włosami, co jakiś czas podając mi herbatę, abym się napił, albo jeszcze szczelniej nakrywając mnie kocem. Opiekował się mną jak małym dzieckiem, które nie potrafiło sobie samo poradzić. Byłem mu bardzo za to wdzięczny.

- Dziękuję, że nie poszedłeś do szkoły.- szepnąłem.
- Nie ma za co. To była dla mnie przyjemność, aby się tobą zaopiekować.
- A jutro przyjdziesz?- zapytałem.

   Nie chciałem namówić go, aby zrywał się z lekcji, ale nie chciałem całego dnia spędzać sam.

- Przyjdę, ale dopiero po lekcjach.- powiedział.- Pożyczę od kogoś z twojej klasy notatki i przyniosę ci, abyś sobie przepisał. - jęknąłem.
- Musisz?- zapytałem z wyrzutem.
- To, że jesteś chory nie znaczy, że masz tylko leżeć w łóżku. Musisz nadrobić zaległości, a ja ci w tym pomogę.- powiedział z uśmiechem nie odrywając oczu od ekranu telewizora.
- Dobrze.- zgodziłem się w końcu.

   Znów wróciliśmy do oglądania. Czas mijał nam naprawdę miło i cieszyłem się, że Lou został przy mnie. Świetnie się bawiliśmy. Tomlinson bardzo o mnie dbał, przez co jeszcze bardziej się cieszyłem.

   Mogłem stwierdzić, że byłaby z nas świetna para. Dogadywaliśmy się jak nikt inny. Dlaczego nie mogliśmy być szczęśliwi? No tak. Bałem się powiedzieć mu, że go kocham.


Hej :)
Co tam u Was?
Jak podoba się Wam rozdział?
Dla mnie to jeden z moich ulubionych.
Muszę Was zasmucić, bo to jest raczej ostatni taki szczęśliwy rozdział.
Od następnego zaczną się same kłopoty.
Hahaha, jestem zła.
I nawet wyjdzie mi o jeden rozdział więcej! Jupi!
Tak więc będzie 25 rozdziałów :)
Kto się cieszy?
Ja tak średnio, bo szczerze polubiłam tę historię, ale nie mogę jej ciągnąć wieki ;p
Zresztą po pewnym czasie nie miałabym już co pisać.
A tak szczerze, to z kim chciałybyście kolejne opowiadanie, bo sama nie mogę się zdecydować.
Wiecie, jak na razie nie mam zamiaru kończyć z pisaniem :)
I ja, jak to ja wymyśliłam kolejną opowieść, ale już taką bardziej... ciekawszą.
Chociaż ta też była ciekawa, ale czasem zdarzały się nudne rozdziały, a w następnej chyba nie byłoby tego :)
A tak szczerze, to chciałybyście dalej czytać coś tego typu?
Oczywiście nie zrezygnowałabym z mojego drugiego bloga. Nie martwcie się, tam też zacznę pisać nową historię, jak tylko skończę to o Cassie.
Tutaj też chciałabym coś pisać.
Może nie od razu, ale na pewno tutaj wrócę.
Tak więc, następna opowieść ( jeżeli oczywiście będziecie chciały) miałaby być o Larry'm, Zarry'm czy Lilo?
To takie trzy moje typy. 
Mam nadzieję, że napiszecie mi, co o tym myślicie.
Do następnego.
Kocham Was ♥