środa, 23 lipca 2014

14 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Poddając się nie zajdziemy daleko. Nie zrobimy nawet małego kroku ku postępowi. Jest to najgorsze, co może być. Powinno się próbować. Nie można tak po prostu się poddać. Przecież nie o to chodzi. Jeżeli zrezygnujemy, to pokażemy, jacy jesteśmy słabi. A słabość w naszych czasach jest odrzucana i potępiana. W życiu osiągną coś tylko ludzie, którzy starają się na swój sukces. Nic nie robiąc nie osiągniesz niczego. Taka jest prawda. Więc trzeba się postarać. Wziąć życie w swoje ręce. Nie zatrzymywać się, tylko dążyć ku postępowi, jeżeli chce się coś osiągnąć. A jeżeli tego nie zrobisz, to skończysz tak, jak ja. Nic już nie będzie cię cieszyć. Nic nie będzie cię obchodzić. Ludzie zaczną cię unikać. Na nic nie będziesz zwracać uwagi. I tak właśnie zmarnujesz sobie życie. Zniszczysz wszystko stojąc w miejscu. Dlatego nie wolno się poddać. Życie jest tylko jedno i trzeba rozegrać je jak najlepiej i to właśnie od ciebie zależy, co z nim zrobisz.

   Obudziłem się. Nie usłyszałem chrapania Clou, więc to mnie zdziwiło. Spojrzałem w bok i zobaczyłem mojego przyjaciela.

- Dzień dobry.- powiedział zachrypniętym głosem i się do mnie uśmiechnął.
- Dzień dobry.- również odpowiedziałem. - Robimy sobie dzisiaj dzień lenia?- zapytałem. Bo tak szczerze, to nie miałem ochoty na nic. Wczorajsze wygłupy odebrały mi energię na jakiś czas.
- Możemy.- przyznał Lou z uśmiechem. Chyba sądził tak samo, jak ja.
- Czyli cały dzień spędzimy w łóżku?- zapytałem.
- Na to wygląda.- odpowiedział Louis.

   Nie chciało nam się nawet zejść na śniadanie. W końcu zirytowana pani Tomlinson przyszła do naszego pokoju i wtedy dowiedziała się o co chodzi. Dostaliśmy tylko mały opieprz za to, że nie słuchaliśmy jej wczoraj.

   Dostaliśmy śniadanie do łóżka. Mogliśmy je w spokoju zjeść. Nie wiem, jakim cudem udało nam się namówić do tego panią Tomlinson. Wiem, że to było niegrzeczne, że ją wykorzystywaliśmy, ale sama się na to zgodziła. To chyba nie było nic złego, prawda?

   Podczas jedzenia nie rozmawialiśmy za dużo. Chyba każdy z nas rozpamiętywał wczorajszy dzień. Przynajmniej tak było ze mną.  

   Po zjedzonym śniadaniu odnieśliśmy talerze i szybko wróciliśmy do swoich łóżek. Pogoda za oknem nie była najlepsza. Ciągle padało. No ale mówi się trudno.

- Harreh, przytulisz się do mnie?- zapytał Lou.
- No jasne.- odpowiedziałem z uśmiechem i przybliżyłem się do mojego przyjaciela tak blisko, jak było to możliwe.

   Jedną z nóg objąłem go w pasie i swoją twarz ułożyłem w zagłębieniu jego szyi.

- Dziękuję myszko.- szepnął mi do ucha, a ja na te słowa się uśmiechnąłem. Zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Nie ma za co.- odpowiedziałem.

   I tak leżeliśmy wtuleni w siebie. Było nam tak dobrze. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę czuł się tak świetnie w towarzystwie mojego najlepszego przyjaciela. Wydawało mi się, że nawet pasujemy do siebie. Dopełnialiśmy się jak nie jedna para. Chyba oboje znaleźliśmy bratnie dusze. Przez chwilę pomyślałem, że moglibyśmy spędzić resztę życia w swoim towarzystwie, ale dopiero później przypomniałem sobie, że obaj jesteśmy chłopakami. Przecież nie mogliśmy być razem. To byłoby głupie. Tym bardziej, że byłem hetero. Nie mogłem kochać chłopaka.

- Co będziemy dzisiaj robić?- zapytałem.
- Sam nie wiem.- przyznał mój przyjaciel.

   Leżeliśmy w ciszy. Żaden z nas nie czuł potrzeby, aby się odezwać. Dobrze nam było w takiej ciszy. Nie czuliśmy się samotnie, ponieważ wiedzieliśmy o tym, że mamy siebie. Czuliśmy swój dotyk, swoją obecność, a przede wszystkim swoją bliskość. Czego nam więcej było potrzeba do szczęścia? W sumie, to niczego.
   Nagle ktoś zapukał w drzwi, a później wszedł do pokoju. Zobaczyliśmy babcię Lou.

- Przepraszam, jeżeli wam w czymś przeszkodziłam, ale pomyślałam sobie, że możecie się nudzić.- przyznała z uśmiechem.
- Strasznie się nudzimy. Kompletnie nie wiem, co mamy robić.- powiedział Louis.
- Nie chcecie może zagrać w jakieś gry planszowe? Wiem, że to staromodnie i młodzież w tym wieku już nie gra w takie coś, ale to jedyne, co mogę wam zaproponować.- uśmiechnęła się staruszka.
- Jasne. Z pewnością skorzystamy z twojej propozycji babciu.- Lou posłał jej szeroki uśmiech.

   Pani Tomlinson podeszła do łóżka i położyła na niego jakieś pudełka, po czym mówiąc: ,,Bawcie się dobrze’’  wyszła.

   Razem z Lou ciekawi jakie gry nam przyniosła (zapominając o tym, jak dobrze nam było, gdy byliśmy wtuleni do siebie), wzięliśmy kartony do rąk.

- To w co zagramy?- zapytałem, uważając, że był to całkiem dobry pomysł.
- W Chińczyka!- krzyknął uradowany Tommo.

   Patrzyłem na jego uśmiechniętą twarz. Był tak bardzo dzieciny. Nie mogłem mu odmówić tej zabawy. Tak bardzo chciał w to zagrać. Nie mogłem tego przekreślić.

- Jasne.- zgodziłem się.- Jesteś jak dziecko.- skomentowałem.
- E tam.- odpowiedział mi.- Nic nie mów, tylko graj!- krzyknął.

   Zaśmiałem się pod nosem i pomogłem mu wyjąć grę. Usiedliśmy po dwóch przeciwnych stronach łóżka i rozłożyliśmy pionki. Zaczęliśmy zaciętą rywalizację.

- Jak ja się na to zgodziłem?- zapytałem zażenowany tą sytuacją.
- Mnie się nic nie może oprzeć myszko.- zaśmiał się pokazując mi swój język.

   Wróciliśmy do gry. Musiałem szczerze przyznać, że nie miałem za bardzo na to ochoty, ale widząc uszczęśliwionego Lou nie mogłem przerwać. Po prostu jego uśmiech sprawiał, że ja również byłem szczęśliwy. Nie mogłem go zasmucić. Chciałem widzieć jego uśmiech na twarzy już zawsze. Wyglądał wtedy na spełnionego i cieszyłem się, że mogłem być z nim. Tak bardzo cieszyłem się, że mogłem dotrzymać mu towarzystwa.

   Postanowiłem zrobić coś, aby Lou odechciało się grać. Wymyśliłem, że po prostu nie dam mu wygrać. Wtedy odechce mu się spędzać czasu w taki sposób. Także wziąłem się do roboty. Nie mogłem pozwolić na to, aby Louis mnie ograł. Nie byłem najlepszym graczem, ale pomyślałem sobie, że z zachowaniem Lou, to może mi się udać wygrać. Miałem nadzieję, że on nie bierze tego wszystkiego na poważnie.

   Bardzo się starałem i chyba wyszło mi to na dobre, ponieważ udało mi się pokonać Lou. To było coś! Tylko przez chwilę musiałem patrzeć na zawiedzioną twarz mojego przyjaciela, który nie potrafił poradzić sobie ze swoją porażką. Chciało mi się z tego śmiać, ale musiałem wytrzymać, aby Louis nie obraził się na mnie. Na szczęście nie opłakiwał długo swojej przegranej i tak jak przypuszczałem, nie chciał już grać. Zaczęliśmy się zastanawiać, co moglibyśmy jeszcze zrobić. Ostatecznie postanowiliśmy porozmawiać i spróbować się jeszcze bardziej poznać. Tak, musiałem przyznać, że to był jedyny pomysł, który wpadł nam do głowy. 

   I tak znów leżeliśmy pod kołdrą przytuleni do siebie. To było już dla nas normalne. Gdy byliśmy blisko siebie po prostu musieliśmy się przytulić.  Rozmawialiśmy o wszystkim chcąc sobie jakoś umilić czas. Pierwszy raz tak bardzo się nudziliśmy i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić.  Jednak w końcu dzień dobiegł końca i mogliśmy się przygotować do snu.

   Nagle światło zgasło, a my, tak jak staliśmy, zostaliśmy na środku pokoju. Louis jako jedyny wyciągnął swoją komórkę i oświetlił chodź trochę pomieszczenie. Przysunąłem się do niego.

- Co to jest?- zapytałem.
- Nie wiem. Światła nie ma. Chodź, idziemy do mojej babci sprawdzić co się stało.- postanowił Louis.

   Aby się nie potknąć szedłem bardzo blisko jego. Zeszliśmy na dół i tam zastaliśmy panią Tomlinson zmierzającą w naszym kierunku z latarką.

- Co się stało?- zapytał Louis.
- Chyba bezpiecznik wyłączył się automatycznie. Przez przypadek załączyłam za dużo rzeczy na raz.- odpowiedziała mu jego babcia. -Moglibyście iść to sprawdzić?
- Jasne.- odpowiedział Lou.- Musimy iść do piwnicy.- zwrócił się do mnie. Ja przytaknąłem głową na zgodę. Zamierzałem nie zostawiać go samego i ruszyć z nim.
- Weźcie latarkę.- powiedziała babcia mojego przyjaciela. Louis chwycił przedmiot w rękę i ruszył przed siebie.

   Zaczęliśmy iść w nieznanym mi kierunku, ponieważ nie za wiele widziałem. Lou oświetlał sobie drogę. Jedyne co wiedziałem, to to, że Louis gdzieś nas prowadzi.

   Wkrótce zauważyłem, że mój przyjaciel otwiera jakieś drzwi. Kompletnie nie wiedziałem w jakim pomieszczeniu jesteśmy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.

- Przed nami są schody.- powiadomił mnie Lou. Na całe szczęście, bo pewnie bym się przewrócił.
- Nie widzę ich.- przyznałem.
- To chwyć mnie za rękę.- poprosił mój przyjaciel.

   Bardzo się do niego przybliżyłem i chwyciłem jego dłoń. Idąc obok niego widziałem dużo więcej i mogłem poruszać się jakoś swobodniej, ponieważ już nie bałem się, że gdzieś w coś uderzę.

- Lepiej?- zapytał Louis.
- Tak.- przyznałem i posłałem mu uśmiech, który miałem nadzieję, że zauważy.

   Zaczęliśmy iść schodami na dół. Domyśliłem się, że schodzimy do piwnicy. Nagle zrobiło się trochę zimniej. Szliśmy w ciszy i było słychać tylko nasze kroki. Po chwili znaleźliśmy się już na dole. Lou poprowadził mnie pod schody i poprosił, abym potrzymał latarkę  by on mógł włączyć bezpiecznik. Oczywiście pomogłem mu i w jednej chwili nastała jasność.

- Udało się!- krzyknął Louis jakby nieprzekonany, że naprawdę to zrobił.
- Tak.- zgodziłem się.

   Zagasiłem latarkę i mogliśmy wracać. Jedyne co zauważyłem to to, że nadal z Tomlinson’em nie puściliśmy swoich rąk. Jakoś nie chciałem tego robić, więc nie powiedziałem o tym mojemu przyjacielowi, który chyba nawet nie był tego świadomy.

   Nie wiem, co się ze mną działo. Po prostu czułem się dobrze i nie przeszkadzało mi to, że Lou jest chłopakiem. Wyobrażałem sobie, że kiedyś moglibyśmy być razem. Czułbym się lepiej z nim, niż z Emily. To było naprawdę dziwne. Nie mogłem myśleć inaczej. Już powoli przestałem postrzegać Lou jako przyjaciela, tylko kogoś ważniejszego w moim życiu.  Nie potrafiłem tego pohamować.

   Gdy wróciliśmy na górę usłyszeliśmy podziękowania z ust babci mojego przyjaciela, a później uwagę, abyśmy szybko wracali do łóżek, ponieważ powinniśmy już w nich leżeć.

   Oczywiście posłuchaliśmy staruszki i szybko pobiegliśmy do pokoju. Dopiero tam Lou zorientował się, że nadal trzymamy się za ręce. Przeprosił mnie i położyliśmy się spać.

   Jedyne co mnie dziwiło to to, że babcia Tomlinson’a nie zwróciła uwagi na nasze trzymające się ręce. To naprawdę było dziwne.


Hej!
Co tam u Was?
Wiem, że rozdział nie należy do najciekawszych, ale myślę, że zrekompensuję się następnym, bo muszę powiedzieć, że będzie się działo :)
Relacje chłopaków trochę się zmienią. Jak myślicie, na lepszy czy na gorsze?
Chciałabym poznać Waszą opinię :)

Mam nadzieję, że zauważyłyście, że babcia Lou zachowuje się czasem dziwnie. Nie wiem, jak mogłabym to Wam wyjaśnić. Nie mogę zdradzić za dużo, dlaczego tak jest. Może określę to tak, że jest zamieszana w pewien spisek. Myślę, że Was zaciekawiłam. Nie martwcie się. Pod koniec wszystko się wyjaśni.
Dobra, więcej już nie piszę.

Kocham Was!

2 komentarze:

  1. WOW! JAKIE. FAJNE! :D
    Bardzo mi się podoba jak opisujesz uczucia, ale to ci już chyba kiedyś napisałam :)
    Ogólnie bardzo fajne <33 Czekam na nn ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej. Przepraszam, że komentuję dopiero dziś, ale wczoraj już nie miałam na nic siły.
    Mogłabym tu pisać, że Hazz i Lou są słodcy, że droga do piwnicy była urocza, ale chcę się skupić na tej Babci.
    To urocza staruszka ale ja mam wrażenie, jakby ona chciała, żeby Hazz i Lou byli razem, bo skoro nie przeszkadza jej jak się trzymają za ręce, przytulają itd.

    Weny ♥

    Kocham Cię LouLou,
    Twój,
    Harry ♥

    OdpowiedzUsuń