sobota, 26 lipca 2014

15 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Życie jest tak bardzo niespodziewane.  Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Los decyduje o tym, co takiego się zdarzy, co zaistnieje. My jesteśmy tylko zwykłymi marionetkami, które bezmyślnie wykonują czyjeś rozkazy. Rozkazy, które dyktuje nam życie.

   Wielu osobom się powodzi. Mają szczęście i cieszą się z życia. Też kiedyś taki byłem. Każda sytuacja mnie uszczęśliwiała. Cieszyłem się z najdrobniejsze rzeczy. Jeszcze gdy była ze mną Emily, to dopiero byłem szczęśliwy. Przy niej wszystko było lepsze. Łączyła nas piękna miłość, która miała trwać wiecznie.  Miała. Niestety coś się między nami popsuło. Ale na razie nie chcę o tym mówić. Chciałbym wspomnieć o Lou.

   Niby byliśmy przyjaciółmi. Nasze relacje bardzo się poprawiły od tamtego czasu. Te wakacje bardzo przybliżyły nas do siebie. Zaistniało tyle sytuacji, które tak bardzo nas zjednoczyły. Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbym być z Lou tak blisko. Oboje nieświadomie staliśmy się kimś więcej niż przyjaciółmi. Nigdy o tym tak nie myśleliśmy. Żaden z nas nigdy nie wypowiedział tych słów na głos. Chyba po prostu się tego baliśmy.

   Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę z Tomlinson'em aż tak blisko, to po prostu bym go wyśmiał, ponieważ to byłoby dla mnie niemożliwe. Nigdy nie sądziłem, że chłopak będzie na mnie tak działał. Zawsze myślałem, że będę mógł być tylko z dziewczyną, że tylko one wzbudzają we mnie uczucie miłości. Nie mówię, że zakochałem się w Louis’ie. Tego nie potrafiłbym powiedzieć. Nie byłem do końca pewny tego, co czułem. Musiałem się jeszcze przekonać. Po prostu czułem coś do Lou, ale nie do końca rozumiałem co to właściwie jest. Dla mnie działo się to zbyt szybko. Potrzebowałem czasu.

   Minął tydzień. Na szczęście z Tomlinson’em byliśmy już zdrowi. Znów spokojnie mogliśmy wychodzić na dwór i robić co chcemy. Dziś był ostatni dzień naszych wspólnych szaleństw. To już jutro mieliśmy wyjeżdżać. Tak bardzo tego nie chciałem. Wiedziałem, że będę musiał się zobaczyć z Emily, a to nie wróżyło nic dobrego, ale nie mogłem unikać tego do końca życia.

   Cały dzień zleciał nam bardzo szybko. Gdzieś około południa zaczęliśmy oglądać telewizję, a pod wieczór wspólnie postanowiliśmy, że wyjdziemy na jakąś imprezę. Oczywiście powiedzieliśmy o wszystkim babci Lou i mogliśmy wyjść.

   Ruszyliśmy do miasta. Kompletnie nie wiedziałem, jak do niego dojść, ale już mniejsza z tym. Musiałem jedynie pilnować Tomlinson’a, aby za bardzo się nie upił, ponieważ sam nie trafiłbym do domu. Myślałem jednak o tym, że mój przyjaciel jest odpowiedzialny. Na szczęście nie pomyliłem się z tym.

   Już po chwili zobaczyliśmy jakiś klub. Gdy weszliśmy, od razu uderzyła w nas woń alkoholu i papierosów. Coś, czego nienawidziłem najbardziej, ale niestety nie mogłem temu zapobiec. Wszyscy ludzie tańczyli, albo siedzieli przy barze i popijali drinki. Grała głośna muzyka, do której z łatwością można było tańczyć.

   Razem z Lou usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy sobie po drinku. Próbowaliśmy rozmawiać, ale ciężko było przekrzyczeć grającą muzykę, więc po chwili daliśmy z tym sobie spokój. Ja głównie patrzyłem, jak ludzie tańczą i nagle zatęskniłem za imprezami z przyjaciółmi, gdzie mogłem tańczyć sobie z Emily.

- Myślisz o niej?- zapytał Louis. Skąd on o tym wiedział?
- Tak.- przyznałem.- Brakuje mi naszych wspólnych tańców.- uśmiechnąłem się.
- Przecież zawsze może zrobić to ze mną.- zauważył Lou.
- Z tobą?- zdziwiłem się.
- No tak.- odpowiedział jak gdyby nigdy nic.

   Spojrzałem na niego jak na wariata. On to mówił na poważnie? I nagle zacząłem o tym wszystkim myśleć. Przecież, jeżeli zatańczylibyśmy obok siebie, to nie byłoby nic takiego. Więc dlaczego ja się tak tego bałem i wyobrażałem sobie nie wiadomo co? Chyba po prostu byłem przyzwyczajony do tego, że zawsze tańczyłem z Emily. Ale czasy się zmieniły. Chyba warto było spróbować czegoś nowego.

   Dopiłem do końca drinka. Czułem się odważniejszy.

- Zatańczmy.- powiedziałem.

   Oboje wyszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć obok siebie. Bez żadnego skrępowania. Żaden z nas nie pomyślał o tym, aby pośmiać się z drugiego i to chyba było najlepsze! Tego mi właśnie brakowało!

   Wczuwaliśmy się w muzykę. Nic innego nie miało znaczenia. Chyba troszeczkę przesadziliśmy, ponieważ zapomnieliśmy o otaczającym nas świecie i po chwili zaczęliśmy tańczyć obok siebie tak, że nasze ciała się dotykały. Błądziliśmy rękami po sobie. Dotykaliśmy swoich ciał. I nagle zrobiło się tak ciepło. Czas jakby zwolnił, a ja miałem ochotę zaciągnąć go do łóżka. Obejrzeć jego piękne nagie ciało, które tak bardzo mnie kusiło. Nawet nie przeszkadzało mi to, że był chłopakiem. Gdybym wypił więcej i byłoby może mniej ludzi, to z pewnością bym go pocałował, a później zaprowadził do toalety. Albo jedno i drugie na raz. Jak teraz na to popatrzę, to muszę przyznać, że byłem nieźle zboczony, ale nikt na szczęście o tym nie wiedział. Te myśli chodziły tylko po mojej głowie i nigdy nie wypowiedziałem ich na głos. Niestety ktoś popchnął Lou. Musieliśmy się odsunąć od siebie. Wtedy cała ta magia się skończyła i wróciliśmy do baru, gdzie zamówiliśmy sobie kolejnego drinka.

   Postanowiliśmy, że nie przesadzimy z alkoholem. I tak się stało. Impreza skończyła się po 3, albo 4 drinkach (nie pamiętam dokładnie) i wspólnym zatańczeniu jeszcze paru piosenek. Na szczęście moje zboczone myśli odpłynęły gdzieś w dal i w sumie, to o niczym konkretnym nie myślałem.

- Wracamy już do domu?- zapytałem.
- Możemy.- przyznał Louis i jak na jedną komendę wstaliśmy.

   Całą drogę do domu przegadaliśmy. W sumie to nawet nie wiem o czym. Z pewnością były to jakieś głupoty.

   Wiał delikatny, chłodny wiatr, który muskał moją twarz i włosy. Nie za wiele ludzi nas mijało, co świadczyło, że część miasta z pewnością już śpi. Jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nawet nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi. Po prostu musiało być późno.

   Gdy wróciliśmy babcia Tomlinson’a jeszcze nie spała. Troszkę mnie to zdziwiło, bo w końcu była 1 w nocy, no ale o nic nie mogłem zapytać. Po prostu mówiąc ,,dobranoc’’ poszliśmy do swojego pokoju. Po kolei przebraliśmy się do krótkich spodenek w których zwykle spaliśmy i oboje stwierdziliśmy, że nie chce nam się jeszcze iść spać.

- To co robimy?- zapytałem.
- Chodź na balkon. Może pooglądamy gwiazdy?- zaproponował Lou, a ja od razu się na to zgodziłem.

   Mój przyjaciel wziął ze sobą koc i poprowadził mnie do pokoju obok. Najwyraźniej musiał to być kolejny pokój dla gości. Jednak był on pusty.

   Weszliśmy na balkon. Lou rozłożył na podłodze koc. Dopiero wtedy zorientowałem po co mu był. Oboje położyliśmy się obok siebie i popatrzyliśmy w niebo. Niestety było zachmurzone. Było widać tylko maleńką poświatę księżyca, który wyłaniał się za chmurami.

- Chyba nic z tego.- zauważyłem.
- To trudno.- westchnął Louis.- Zamiast oglądać gwiazdy możemy po prostu porozmawiać.
- Porozmawiać?- zdziwiłem się. - Ale o czym?
- O tym, co stanie się, jak przyjedziemy.- zauważył Lou.
- No tak. Już jutro wyjeżdżamy.- zasmuciłem się.- Chciałbym tu zostać.
- Ja też.- przyznał Louis.
- Tu jest całkowicie inaczej niż w normalnym życiu.
- Co masz przez to na myśli?- zapytał mój przyjaciel.

   Odwróciłem głowę w jego stronę i uśmiechnąłem się. Zastanawiałem się, jak wybrnąć z tego pytania. Nie mogłem mu po prostu powiedzieć, że jak jestem tutaj z nim, to czuję się wspaniale i wyjątkowo. To dziwnie by zabrzmiało. Mógłbym go wystraszyć, a nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zniszczył naszą świetną przyjaźń.

 - Po prostu tutaj człowiek nie patrzy na ciebie jak na wariata, gdy tylko się wygłupiasz. Nie mają o tobie wyrobionej opinii. Tutaj nikt mnie nie zna i mogę być sobą. Najprawdziwszy! Mogę robić co chcę, a ludzie nie będą się krzywo patrzeć.
- Tutaj ludzie nie zwracają tak na to uwagi.- zauważył Louis.- Nie obchodzi ich to, czy ktoś jest taki, czy owaki. Po prostu nie lubią wtykać nosa w nie swoje sprawy.
- Masz rację.- westchnąłem.

   Znów odwróciłem wzrok na chmury.

- Harry, a jak będzie między nami?- zapytał Louis.

   Nie spojrzałem na niego, bo wiedziałem, że to z pewnością mnie zaboli. Przeczuwałem, że jak przyjedziemy, to nic już nie będzie takie same. Zastanę pusty pokój, jednoosobowe łóżko i samotne noce spędzone tylko w swoim towarzystwie. Rano nie zobaczę już jego przepięknych oczu, nie usłyszę cichego chrapania, nie zobaczę już jego uśmiechu. To chyba najbardziej mnie bolało.

- Harry?
- Och tak. Przepraszam. Zamyśliłem się.- zaśmiałem się.- Po prostu myślę o tym, co będzie między nami.
- Już nie będzie tak dobrze, prawda?- zapytał Lou.
- Obawiam się, że nie. - westchnąłem.
- Ale  jak będzie to między nami wyglądać?- zadał mi kolejne pytanie.
- Louis... My chyba będziemy musieli odzwyczaić się od tego, co było tutaj. - powiedziałem.
- Jak to?- zapytał. Wyczuwałem, że go to zabolało.

   Zacząłem być na siebie zły. Nie powinienem dopuścić do tej rozmowy. Mogłem być świadomy tego, że będę musiał go zranić. To był pierwszy raz, kiedy Lou przeze mnie płakał.

- Mówisz mi, że będziemy musieli zapomnieć?- zapytał.

   Usłyszałem jak pociąga nosem. Czyli już się zaczęło. Już doprowadziłem go do tego, że płakał, że przeze mnie uronił kilka łez.

- Tego nie powiedziałem.- przyznałem.
- Ale tak myślałeś. Harry, ja wiem to. Powiedz mi tylko jedno. Czy nadal będziemy mogli być takimi przyjaciółmi jak tutaj?- zapytał.

   Wyobraziłem sobie roześmiane miny moich przyjaciół, którzy nazywają nas pedałami. Przeraziło mnie to. Przecież my naprawdę przez ostatni miesiąc zachowywaliśmy się jak para. Nie mogłem być gejem! Co powiedzieliby na to inni? Przecież byłbym skończony, a tego na pewno nie chciałem.

- Louis… ja…- nie wiedziałem, co miałem mu powiedzieć. Nie moglibyśmy być takimi przyjaciółmi. Jakby to wyglądało? Wszyscy od razu wzięliby nas za parę.
- Wiedziałem.- powiedział zrezygnowany Lou.

   Szybko wstał i wyszedł z pokoju. Wołałem do niego, aby się zatrzymał, ale to nic nie dało. Po chwili i ja wstałem. Wziąłem koc i wszedłem do naszego pokoju. Popatrzyłem na Lou, który leżał w łóżku. Bez słowa położyłem się obok niego.


Hej! ;)
A więc obiecałam, że relacje chłopaków troszeczkę się zmienią. Pokłócili się :) 
Niestety już nie będzie tak miło, jak było.
Może do końca tego opowiadania będą jeszcze jakieś 3 całkiem szczęśliwe rozdziały, nic więcej. Oczywiście będą tam jakieś chwile, kiedy Harry będzie się cieszyć, ale to nie będzie trwało długo :) (no chyba, że jeszcze coś wymyślę, co jest bardzo prawdopodobne)
Wszystko powoli będzie się walić w życiu Harry'ego.
Kto się cieszy? Chyba nikt haha :D
Tak wiem, jestem zła :)

Kocham Was! ♥

3 komentarze:

  1. Jesteś ZŁA ! ;p
    ale w sumie ja lubię czytać smutne rozdziały ;)
    Harry....
    Biedny Lou :(
    Współczuję im. :(

    Weny ♥

    Mwahh ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Superowy *.* przepraszam, że wcześniej nie komentowałam, ale dopiero wróciłam ;/

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja tam się cieszę, że się pokłócili... przynajmniej coś się zadziało takiego innego ;)
    Myslalam, ze ich rozmowa doprowadzi do tego, że zdecydują się razem zamieszkac xD
    Fajny rozdzialik, czekam na następny :*

    OdpowiedzUsuń