sobota, 21 czerwca 2014

09 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Dni mijały jak szalone. Ja i Louis coraz lepiej się dogadywaliśmy. Okazało się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Gdy tutaj przyjechałem, to Lou był mi w ogóle nie znany, prawie nic na jego temat nie wiedziałem.  Teraz to wszystko się zmieniło. Poznaliśmy się lepiej i mogliśmy śmiało stwierdzić, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Przyjaciółmi, który poza sobą świata nie widzieli, którzy byli dla siebie wszystkim. Było mi tak dobrze w jego towarzystwie. Smuciłem się, gdy musiałem iść spać, ponieważ nie mogłem usłyszeć wtedy jego głosu, zobaczyć jego pięknych lazurowych tęczówek, które wprost śmiały się do mnie. Jedyne co wtedy mogłem poczuć, to jego bliskość. Bliskość, która dawała mi ciepło, poczucie bezpieczeństwa i ogromną radość. Nigdy nie przypuszczałbym, że będę się tak czuć w obecności chłopaka. Byłem tak bardzo zaślepiony Emily, że nie zwracałem na nic innego uwagi. Mimo, że byliśmy tutaj już dość długi czas, to ja aż tak dokładnie nie poznałem mojego przyjaciela. Jak się później okazało, to tak naprawdę nigdy nie poznałem go do końca. Każdy z nas skrywał sekrety, które wyszły na jaw w nieodpowiednich momentach. To co miało miejsce między nami, nigdy nie powinno się wydarzyć. Oboje zniszczyliśmy sobie tym życie. I pomyśleć, że jeden głupi SMS, jedna kłótnia przyczyniła się, aby wyrządzić tyle zła, tyle nieszczęść, tyle łez. Tylko kto wtedy myślał o konsekwencjach? O tym, że krzywdzimy innych? Żadnemu z nas nie wpadło to do głowy. Jednak nie mogłem nic zarzucać Louis’owi. To ja najbardziej nawaliłem, to ja spieprzyłem wszystko. To ja okazałem się takim dupkiem i egoistą. Cholernym gnojkiem, który nie zauważył tego, co się dzieje. Zniszczyłem swoje życie, życie Emily, Louis’a i wszystkich naszych bliskich. To wszystko było moją winą!

   No ok. Nie mogłem się więcej tym zamartwiać. Wróćmy więc do mojej historii.

   Szliśmy wtedy na śniadanie. Nic by mnie nie zaskoczyło, gdyby nie to, że Louis prawie wcale się nie odzywał. Spojrzałem na niego troszkę zaskoczony. Szedł z opuszczoną głową, a na jego ustach nie było tego pięknego uśmiechu, który widziałem prawie cały czas. Przypuszczałem, że coś się stało, ponieważ to było nienormalnie, że Lou zmienił się w jeden dzień. Dziwiłem się. Gdzie pojawił się ten stary Tomlinson?

- Louis, coś się stało? - zapytałem.
- Tak…- przyznał i westchnął.- Ale to nic takiego.- powiedział zwracając się w moją stronę. Posłał mi niezbyt szczery uśmiech, którego nie odwzajemniłem.
- Mów, co leży ci na sercu. Coś źle zrobiłem?- zadałem mu pytanie bojąc się, że to właśnie przeze mnie Lou jest taki smutny.
- Nie!- zaprzeczył.- To nie twoja wina. Po prostu dzisiaj jest dla mnie nienajlepszy dzień.
- Dlaczego?- nie ustępowałem. Chciałem wiedzieć, co gryzie mojego przyjaciela.
- Dziś jest dzień, w którym wypada rocznica, gdy mój dziadek odszedł z tego świata.- uśmiechnął się.- Będę musiał jechać na cmentarz.
- To pojadę z tobą.- odezwałem się.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. Możesz zostać w domu. To zajmie tylko chwilę. Skoczymy tam z babcią i zaraz przyjedziemy.- przyznał znów odwracając ode mnie wzrok.
- Pojadę tam z tobą.- zadecydowałem.- Nie zostawię cię w takiej sytuacji.
- Dziękuję.- powiedział, ale tym razem z szerokim i szczerym uśmiechem.

   Razem zaszliśmy na śniadanie. Babcia Lou też nie była w najlepszym humorze, ale nie dziwiłem się temu ani trochę. Mieli prawo, żeby się smucić. Mimo wszystko zamierzałem być blisko mojego przyjaciela i pocieszyć go, gdy będzie tego potrzebował.

   W ciszy zjedliśmy śniadanie. Żadne z nas nie było chętne do rozmowy. Nawet ja nie miałem ochoty zamienić z nikim słowa. Chyba udzielił mi się ten nastrój.

   Po zjedzonym śniadaniu babcia Lou poprosiła, aby jej wnuk zawiózł ją na cmentarz. Oczywiście Louis nie mógł odmówić i zgodził się. Próbował przekonać mnie, że sobie poradzi i mógłbym zostać w domu czekając na nich, ale się na to nie zgodziłem. Chciałem mu towarzyszyć w tej trudnej dla niego sytuacji. W końcu od czego są przyjaciele? Nie mógłbym  go wtedy zostawić.

- Przecież wiesz, że nie musisz.- kłócił się Louis.
- Lou, przestań, bo za chwilę pomyślę, że nie chcesz, abym z wami jechał. Dla mnie to nie jest problem. Chcę ci towarzyszyć.
- Ale jesteś tego pewien?
- Na sto procent. W końcu od czego są przyjaciele?

   Z uśmiechem weszliśmy do przedpokoju. Wiedziałem o tym, że Tomlinson bardzo chciałby, abym był przy nim, dlatego nie mogłem go opuścić.

- Możemy jechać.- odezwał się mój przyjaciel.

   Jego babcia była już gotowa do wyjścia. Ja trzymałem się trochę na uboczu, ponieważ chciałem uszanować to, że pani Tomlinson nie chciałabym mojego towarzystwa na cmentarzu przy grobie jej małżonka. W końcu to są jej prywatne sprawy, a ja się w nie mieszałem, ale nie chciałem opuszczać Louis’a.

   Weszliśmy do samochodu. Ja postanowiłem zająć miejsce z tyłu zaraz za siedzeniem Lou, który zasiadł za kierownicą. Babcia wybrała sobie miejsce z przodu i ruszyliśmy. Cały czas jechaliśmy w ciszy. Było słychać tylko cicho grające radio.

   Co chwilę przyłapywałem Tomlinson’a, jak gapił się na mnie w lusterku i na odwrót, to on mnie przyłapywał na tym. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.

   Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Jako ostatni wyszedłem z samochodu i ruszyliśmy w stronę cmentarza. Ponownie trzymałem się na uboczu. Gdy doszliśmy do grobu, razem z Lou trochę się od niego oddaliliśmy, aby pani Tomlinson mogła w spokoju się pomodlić. Później przyszła pora na nas.

   Stanęliśmy przy grobie, ramie w ramie. Odmówiliśmy krótką modlitwę i przez chwilę patrzeliśmy na marmur. Po chwili Louis zrobił coś, czego totalnie się nie spodziewałem. Wtulił się we mnie jak małe dziecko. Ale nie protestowałem. Kochałem czuć jego bliskość. Dyskretnie zaciągnąłem się zapachem jego perfum i objąłem go ramieniem. Odeszliśmy od grobu i ruszyliśmy w stronę babci mojego przyjaciela. Ona gdy nas zauważyła posłała mi wielki uśmiech, który bardzo mnie zdziwił. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co on mógł oznaczać. Teraz wszystkiego się domyśliłem i poznałem o co chodziło.

   Przy samochodzie niestety musiałem wypuścić Lou, który niechętnie usiadł za kierownicę. Droga powrotna do domu wyglądała tak samo, jak ta na cmentarz.

   Nie żałowałem, że pojechałem tam w Lou. Myślę, że byłem mu w tamtej chwili potrzebny. I to nawet bardzo.  Po prostu brakowało mu osoby, do której mógłby się przytulić i ja z chęcią mu ją zastąpiłem.

   Dojechaliśmy do domu. Louis poprosił, abyśmy udali się do swojego pokoju. Oczywiście zgodziłem się. Położyłem się na łóżku i Lous wręcz skoczył na mnie. Oboje poprawialiśmy sobie humor. Śmialiśmy się z siebie i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Udało mi się poprawić mojemu przyjacielowi humor. Było nam tak pięknie razem. Nawet przez chwilę pomyślałem, że jest mi z nim bardzo dobrze i mógłby mnie nigdy nie zostawiać. Jednak szybko wybiłem sobie ten pomysł. Przecież miałem Emily. Nie mogłem o tym myśleć. Właśnie, zdziwiło mnie to, że jeszcze ani razu nie zadzwoniła. Samemu nie chciało mi się tego zrobić.

   Nasze leniuchowanie przerwała babcia Louis’a wchodząc do naszego pokoju. Uśmiechnęła się do nas i zwróciła się do swojego wnuka.

- Mógłbyś przynieść mi album ze zdjęciami? Jest na strychu. Chciałabym sobie poprzypominać stare czasy.- przyznała. Jej wnuk od razu się zgodził i ponownie zostaliśmy sami.
- To ja pójdę po ten album.- powiedział Lou.
- Z chęcią ci potowarzyszę.- odezwałem się.
- Byłoby mi bardzo miło.- zaśmiał się Tomlinson.

   Wstaliśmy z łóżka i wyszliśmy z pokoju. Mój przyjaciel zaczął prowadzić nas na środek korytarza. Spojrzał na sufit i podskoczył, aby chwycić mały uchwyt, który się tam znajdował. Zaśmiałem się widząc jego poczynania. Przecież był zbyt niski, aby tego dosięgnąć. Zacząłem rżeć jak mała dziewczynka.

- Mógłbyś się przestać śmiać i łaskawie mi pomóc?- zdenerwował się Louis. Przestałem się śmiać. Stanąłem za nim i dosięgnąłem uchwytu.
- Tak to się robi kochanie.- wyszeptałem do jego ucha, po czym się odsunąłem.

   Louis stał w miejscu i się na mnie gapił.

- Dziękuję.- odpowiedział po chwili.

   Potrząsnął głową, jakby wyrzucając z siebie pewne myśli.  Na chwilę gdzieś się oddalił. Po chwili przyszedł z latarką. Podszedł do dziury w suficie. Spuścił drabinkę i wszedł po szczeblach. Pozwoliłem sobie ruszyć za nim. Na górze Louis włączył nikłe światło, które nie oświetlało zbyt wiele. Wtedy domyśliłem się po co Lou jest latarka.  Oświecił światełko i zaczął szukać. Tutaj chyba były wszystkie zapomniane przedmioty, których nie wiadomo gdzie schować. Znajdowała się tutaj mała warstwa kurzu, ale nie było aż tak źle, jak myślałem.

- Potrzymasz na chwilę?- zapytał Louis wybudzając mnie z letargu.

   Podał mi latarkę, a ja ją chwyciłam. Stanąłem za nim chcąc i starając się, aby miał lepszą widoczność. Zaczął czegoś szukać. Po chwili zorientowałem się, że chodziło o album.

- Tutaj Harry.- powiedział Louis chwytając moją rękę i przesuwając ją trochę. Zjechał niżej na moje palce i przybliżył do siebie, a by mieć lepszą widoczność.

   Stałem jak wryty i gapiłem się to na niego, to na rękę, która nadal dotykała mojej. Nasze palce się stykały, a ja nie miałem odwagi ich odsunąć. To było takie przyjemne uczucie. Nie pamiętam, co w tamtym momencie chodziło mi po głowie, ale wiem, że nie były to normalne myśli. Zresztą kiedy były one normalne przy Tomlinson’ie? Chyba nigdy.

   Dopiero po chwili Louis zlitował się nade mną i odsunął swoją rękę.  Odetchnąłem. Dopiero wtedy zorientowałem się, że przez ten cały czas nie oddychałem. Boże, co się wtedy ze mną działo?

    Nikt nie działał na mnie tak ja mój przyjaciel. Nikt nie wzbudzał we mnie tyle emocji. Nikt nie przyczynił się do tego, aby w mojej głowie był taki mętlik.

- Harry!- usłyszałem krzyk. Przeraziłem się i latarka upadła na podłogę.
- Co?!- zapytałem zdezorientowany.

   Nie usłyszałem odpowiedzi. Zamiast tego schyliłem się, aby dosięgnąć przedmiot, który mi wypadł. Niestety Louis zrobił to w tym samym momencie i zderzyliśmy się głowami. Oboje szybko odsunęliśmy się od siebie i śmiejąc się chwyciliśmy się za głowy. Zdecydowałem się podnieść latarkę. Wróciliśmy na dół i daliśmy album babci Louis’a.


Witajcie :)
Jeżeli chodzi o rozdział, to miał wyjść całkowicie inaczej. Zepsułam go :(
Ale już mniejsza z tym.
W następnym będzie lepiej, ponieważ zrobię go taki bardziej wesoły. O tak, na pewno coś wymyślę :)
Bo wiecie, powoli ten okres szczęścia się kończy. Jeszcze tylko parę takich sytuacji będzie, no chyba, że coś jeszcze wymyślę.

Początek tego rozdziału odkrywa troszeczkę tajemnic, ale to i tak nie wszystko. Ok, więcej Wam nie zdradzę.
To do następnego.

6 komentarzy:

  1. Cudowny (z resztą jak zwykle) rozdział. Na początku wydawał mi się trochę zbyt smutny, ale później stał się piękny :)
    Pozdrawiam :3

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne :)
    Zapowiadało się smutno, ale zrobiło się wesolutko ;3
    Czekam na next xx

    OdpowiedzUsuń
  3. LOULOU ! <3
    Jak to kilka takich sytuacji ?
    Ja wiem, że to będzie totalnie wyciskacz moich łez, ale daj mi się nacieszyć ich sielanką i napisz nie kilka, ale minimum kilkanaście słodkich momentów, a potem wyciskaj ze mnie łzy ile chcesz :)
    Rozdział jest boski i nie mów, że nie, bo za przeproszeniem pieprzysz głupoty ;*

    Kocham Cię,
    Twój,
    Harry ♥

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdzial, z reszta jak zawsze. uwielbiam to opowiadanie. jest przeurocze. tak samo jak Larry ^^ nie mogę sie doczekac kolejnego rozdzialu i postuluj o wiecej slodkich sytuacji :D
    buziaczki ;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne :D Nie moge doczekać sie nn :3

    OdpowiedzUsuń