sobota, 28 czerwca 2014

10 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Czasem dzieją się takie rzeczy, na które nie mamy wpływu, które dzieją się w nieodpowiednich momentach. Staje się coś, czego w ogóle się nie spodziewaliśmy. Na przykład zakochujemy się w osobie. Osobie, o której nigdy nie pomyślelibyśmy w taki sposób. Nie mówię, że ja to przeżywałem. W tamtym momencie nie byłem niczego świadom. Wiedziałem jedynie, że coś siedzi we mnie, ale czeka na odpowiedni moment, aby się ujawnić. Wtedy nie wiedziałem co to jest. Teraz doskonale jestem wszystkiego świadom. Świadom tego, że byłem tak bardzo głupi. Moje serce zrobiło ze mnie totalnego idiotę. Idiotę, który niczego się nie domyślił.

- Dzień dobry.- powiedziałem do babci Lou zasiadając przy stole. Jedliśmy właśnie wspólne śniadanie.
- Dzień dobry.- odpowiedziała uśmiechając się do mnie.- Louis, była u mnie dzisiaj Rosse i poprosiła, czy nie mógłbyś się zając Max’em. Ona musi koniecznie gdzieś wyjechać.
- Jasne.- odpowiedział Louis.

   Spojrzałem na niego zaskoczony. Kim była Rosse? Lou zauważając moje zdziwione spojrzenie uśmiechnął się.

- Rosse to sąsiadka mojej babci. Max to jej dzieciak. Nie raz zdarzało się, że musiałem się nim zając. Max to spoko dzieciak i przyjemnie jest mi się nim zajmować.- wyjaśnił. Dopiero wtedy pojąłem o co chodzi.
- I mam dla was jeszcze jedną prośbę. Dzisiaj do południa mnie nie będzie. Idę dowiedzieć przyjaciółkę. Będziecie musieli sobie sami ugotować obiad.
- Jasne.- zgodził się jej wnuk.

   Dokończyliśmy śniadanie. Później posiedzieliśmy jakąś godzinkę lub dwie przed telewizorem. Babcia Lou wyszła, a my postanowiliśmy zająć się przygotowywaniem obiadu. Wtedy byłem szczęśliwy, że miałem jakiekolwiek zdolności kulinarne.

- To co gotujemy?- zapytałem.
- Naleśniki!- krzyknął szczęśliwy Louis.

   Nie miałem wyjścia i zacząłem przygotowywać składniki. Oczywiście Tomlinson mi przy tym pomagał, bo ja nie wiedziałem, gdzie znajdują się wszystkie potrzebne mi rzeczy. Dużo się przy tym śmialiśmy i wygłupialiśmy. Oczywiście skończyło się na tym, że Lou rzucił ze mnie garścią cukru pudru. Miałem wielką ochotę się odegrać, ale wiedziałem, że może skończyć się to wojną, a nie chciałem robić bałaganu w kuchni pani Tomlinson. Byłem trochę mądrzejszy i dojrzalszy niż mój przyjaciel.

- Louis. Koniec tej zabawy.- zarządziłem.

   Mój przyjaciel uśmiechnął się tylko i przysunął się do mnie na niebezpieczną odległość. Odsunąłem się, ale natrafiłem na półkę i na niej się zatrzymałem. Lou ponownie stanął przy mnie. Nasze usta dzieliło dosłownie parę centymetrów. Tomlinson przeszył mnie swoimi pięknymi oczami, a ja wstrzymałem oddech. Bałem się tego, że mogło dojść do pocałunku. Oblizałem dyskretnie wargę. W tamtym momencie miałem taką ochotę wbić się w jego usta, ale nie wiedziałem, czy mogę. Zresztą on był chłopakiem. A ja kochałem dziewczyny.
   Louis uśmiechnął się do mnie i troszeczkę się oddalił.

- Dlaczego psujesz mi zabawę?- zapytał zmartwiony.
- Louis, to kuchnia twojej babci. Nie możemy tutaj nabrudzić.- zauważyłem i posłałem mu szeroki uśmiech.

   Odsunęliśmy się od siebie i znów zaczęliśmy gotować. Tym razem już bez żadnych walk. Musiałem przyznać, że to, co zdarzyło się między nami było bardzo dziwne. Jeszcze przez długi czas o tym myślałem. A co byłoby, gdybym go pocałował? Czy Lou odwzajemniłby to?  Czy on też, gdy stał blisko mnie czuł się inaczej? Bezpieczniej i był szczęśliwy? Szczęśliwy, że może być ze mną? Czy Louis przypuszczał, że mogę tak na niego działać? A tak szczerze. Wolał dziewczyny czy chłopaków? Nie miałem odwagi go o to zapytać. A i tak miałem przeczucie, że nawet, jeżeli zadałbym mu te pytanie, to jakoś by się wykręcił i mnie okłamał.

   Szybko dokończyliśmy nasze gotowanie i mogliśmy jeść. Zasiedliśmy w salonie naprzeciw siebie i zaczęliśmy konsumować danie. Oczywiście dużo się przy tym śmialiśmy. Nie mogło odbyć się bez wygłupów. Ale to żadna nowość.

   W pewnym momencie Louis zaczął się na mnie gapić. Bez słowa wpatrywał się we mnie, a później wybuchł śmiechem.

- Coś się stało?- zapytałem zszokowany.
- Masz marmoladę na policzku.- odpowiedział wesoły przyjaciel.
- Gdzie?- zapytałem starając się usunąć to z mojej twarzy.
- Tutaj.- odpowiedział mój przyjaciel.

   Nachylił się nade mną i dotknął mojego policzka. Starł marmoladę wpatrując mi się w oczy. Ja również nie mogłem się od nich oderwać. Mimo, że nie czułem już nic na moim policzku, to mój przyjaciel nadal nie odsunął swojej ręki. To było takie dziwne, a zarazem ekscytujące. Chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie.
 
   Po chwili Lou potrząsnął głową i cofnął swoją rękę. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie i znów wróciliśmy do jedzenia. Oczywiście wszystko wróciło na swoje miejsce i znów śmialiśmy się i wygłupialiśmy razem, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. To chyba było najlepsze.

   Gdy zjedliśmy zaczęliśmy się kłócić, kto ma po nas pozmywać. Oczywiście nasza kłótnia trwała trochę czasu, ale w końcu doszliśmy do porozumienia i stwierdziliśmy,  że zrobimy to oboje. Pracę podzieliliśmy na pół. Ja myłem naczynia, a Louis z racji tego, że znał się bardziej na tej kuchni wycierał je i wkładał do szafek.
 
   Akurat gdy skończyliśmy pracę usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Lou postanowił je otworzyć. Oczywiście ja poszedłem za nim. W drzwiach ukazała się nam dziewczyna o rudych włosach, która się do nas uśmiechała.

- Cześć Lou.- powiedziała dziewczyna przytulając mojego przyjaciela. Ten ucałował ją w policzek.
- Cześć Rosse.- powiedział radośnie.
   Zauważyłem, że za pleców rudowłosej wyłonił się malutki chłopak, który najwidoczniej się wstydził.
- Witaj Max.- odezwał się Louis.
- Cześć Lou.- chłopak wyszedł do przodu i uścisnął rękę Tomlinsona.
- To co, gotowy na zabawę?
- No jasne!- krzyknął mały.

   Entuzjastycznie podskoczył i bez pozwolenia wszedł do domu. Bardzo zdziwiła mnie ta jego nagła przemiana, ale nie powiedziałem nic na ten temat.

- Dziękuję, że się nim zajmiesz.- odezwała się Rosse posyłając nam obu nieśmiały uśmiech.
- Przyjemność po mojej stronie.- odpowiedział mój przyjaciel.

   Pożegnaliśmy się i Louis zamknął za dziewczyną drzwi. Spojrzałem na jego uśmiechniętą twarz i przez chwilę miałem wrażenie, że Lou był szczęśliwy, że mógł zająć się tym małym chłopakiem. Później okazało się to prawdą. Mój przyjaciel bardzo lubił Max’a.

- To co robimy?- zapytał mały.
- Może pogramy w piłkę nożną?- zaproponował mój przyjaciel.- Dwóch na jednego.- powiedział i spojrzał na mnie, po czym jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
- O nie!- nie zgodziłem się.- Czy ty sugerujesz, że niby ja mam być sam w drużynie?- zapytałem, aby upewnić się czy dobrze zrozumiałem przekaz Tomlinsona.
- Tak.- przyznał i wszyscy wyszliśmy na podwórko.

   Nawet nie miałem możliwości zaprotestować. Nie mogłem się sprzeciwić. Nie wiedziałem, czy Louis wiedział czy nie, że byłem bardzo słaby w piłkę nożną. Unikałem tej gry jak tylko mogłem i w przyszłości mi się to odpłaciło. Tak, moje lenistwo kiedyś przekraczało wszelkie granice.

   I tak zaczęła się nasza potyczka. Grałem sam przeciwko najlepszemu piłkarzowi jakiego znałem –Tomlinson’owi, a małym chłopakiem, który grał dużo lepiej ode mnie. Moja porażka była nieunikniona. Nie miałem najmniejszych szans, aby wygrać, nawet aby zremisować, może i nawet aby strzelić chodź jednego gola. Ostatecznie nasza walka była dość zażarta. Mimo moich niskich umiejętności starałem się grać jak najlepiej. Udało mi się nawet obronić parę strzałów, ale i tak przegrałem. Zresztą to było to przewidzenia. Jednak walczyłem, bo chciałem, aby moja porażka nie była aż tak wielka jak się spodziewałem. Ostatecznie skończyło się na tym, że Lou wraz z Max’em strzelił mi 5 bramek, a ja im jedną. To było i tak dużo jak na mnie. Musiałem się bardzo napracować, przez co byłem bardzo zmęczony. Tomlinson zresztą nie wyglądał lepiej.

   Louis wyprzedził moje zamierzenia i położył się na bujaną wielką huśtawkę.

- Ej no. Ja tu chciałem się położyć.- przyznałem zbulwersowany. No jak tak można?!
- Zmieścimy się tutaj obaj.- przyznał mój przyjaciel po czym trochę się przesunął, robiąc mi miejsce.

   Ułożyłem się plecami do niego. Spojrzałem na Max’a, który nadal biegał po ogródku bawiąc się. Podziwiałem go, że miał w sobie tyle energii. Poczułem rękę Lou, która ułożyła się na moim biodrze. Na początku trochę dziwnie się z tym czułem, ale po chwili się do tego przyzwyczaiłem. Nawet pozwoliłem sobie wtulić się w mojego przyjaciela. Żadnemu z nas nie sprawiało to kłopotu. Chyba raczej czuliśmy się przyjemnie. Przynajmniej ja takie coś czułem. Nie wiem, jak było z Louis’em.

   Ułożyłem się na drugim boku i położyłem głowę na ramieniu Lou. Nawet się nie ruszył. Chyba domyślał się, że tak właśnie zrobię. Jedną z rąk ułożyłem na jego umięśnionej klatce piersiowej i zaciągnąłem się zapachem jego perfum, które w tamtym momencie mieszały się z zapachem potu.

- O czym myślisz?- zapytałem cicho. Nie zdążyłem ugryźć się w język.
- O tym jakie życie jest niespodziewane.- przyznał Lou i na chwilę się zatrzymał. Wziął głębszy oddech i kontynuował.- Wszystko dzieje się tak nagle.
- Zgadzam się z tobą.- powiedziałem.
- Czy kiedykolwiek uwierzyłbyś, że możemy być aż tak dobrymi przyjaciółmi?- zapytał patrząc w niebo.

   Również skierowałem wzrok w tamtą stronę. Patrzyłem na białe puchate chmurki, które wolno przesuwały się po niebie. Zamknąłem na chwilę oczy chcąc sobie wyobrazić mnie i Emily w takiej sytuacji. Jednak nie mogłem. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że moglibyśmy tak leżeć i przyglądać się niebu. Na jej miejsce pojawił się Louis, który pasował mi do tej sytuacji.

- Louis, przecież wcześniej byliśmy przyjaciółmi, ale dopiero teraz poznaliśmy lepiej siebie.- przyznałem.
- Tak, masz całkowitą rację. Cieszę się z tego, że los dał nam taką szansę.- powiedział.
- Dlaczego tak myślisz?
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Teraz mogę to spokojnie powiedzieć. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym te wakacje spędzić bez ciebie.
- Taż tak myślę.- przyznałem.

   Znów zamilkliśmy. Spojrzałem w stronę Max’a, który nie zwracał na nas najmniejszej uwagi. Był zajęty zabawą w swoim świecie. Przez chwilę pomyślałem, że chciałbym być taki jak on, ale później wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Przecież lepiej mi jest, gdy jestem z Lou. Nie chciałbym zostać teraz sam.

   Byłem ja i był Louis. Dwóch najlepszych przyjaciół, którzy poza sobą świata nie widzieli, ale to nic złego, prawda?


hej!
Co sądzicie o tym rozdziale? Na Wasze życzenie postanowiłam napisać trochę więcej słodkich scenek :) hahaha
Ale i tak najgorszego nie uniknięcie.
Powoli zbliża się moment, od którego zaczną się wszystkie problemy.
Więcej Wam nie zdradzę.
To do następnego.

4 komentarze:

  1. Chyba jestem pierwsza ;3 !!!
    Śliczny rozdział, naprawdę :)
    Scenki z chłopakami są takie ahsghdkshd <333
    Mam nadzieję, że w końcu dojdzie do czegoś poważniejszego i może pojawi się także Emily??? Liczę na twoje genialne pomysły :D
    Teraz idę na ''Don't Let Me Go'' :*
    Trzymaj się cieplutko, miłych wakacji i duuużo weny ♥ Pozdrawiam xxx

    Zapraszam również do siebie: or-ever-will-be-fine.blogspot.com & http://forget-everything-else.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. A więc...
    Pamiętaj, nie zaczyna się zdania od :"a więc" ;p
    Rozdział jest genialny !
    Słodkie scenki *.* Awwww <3
    Nie wiem co napisać dalej ;(

    Weny ♥

    Kocham Cię,
    Twój,
    Harry ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do Liebster Award. Więcej informacji na lightordarknessangel.blogspot.com ;)

    OdpowiedzUsuń