sobota, 26 lipca 2014

15 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Życie jest tak bardzo niespodziewane.  Nigdy nie wiadomo, czego można się spodziewać. Los decyduje o tym, co takiego się zdarzy, co zaistnieje. My jesteśmy tylko zwykłymi marionetkami, które bezmyślnie wykonują czyjeś rozkazy. Rozkazy, które dyktuje nam życie.

   Wielu osobom się powodzi. Mają szczęście i cieszą się z życia. Też kiedyś taki byłem. Każda sytuacja mnie uszczęśliwiała. Cieszyłem się z najdrobniejsze rzeczy. Jeszcze gdy była ze mną Emily, to dopiero byłem szczęśliwy. Przy niej wszystko było lepsze. Łączyła nas piękna miłość, która miała trwać wiecznie.  Miała. Niestety coś się między nami popsuło. Ale na razie nie chcę o tym mówić. Chciałbym wspomnieć o Lou.

   Niby byliśmy przyjaciółmi. Nasze relacje bardzo się poprawiły od tamtego czasu. Te wakacje bardzo przybliżyły nas do siebie. Zaistniało tyle sytuacji, które tak bardzo nas zjednoczyły. Nigdy bym nie pomyślał, że mógłbym być z Lou tak blisko. Oboje nieświadomie staliśmy się kimś więcej niż przyjaciółmi. Nigdy o tym tak nie myśleliśmy. Żaden z nas nigdy nie wypowiedział tych słów na głos. Chyba po prostu się tego baliśmy.

   Gdyby ktoś kiedyś powiedział mi, że będę z Tomlinson'em aż tak blisko, to po prostu bym go wyśmiał, ponieważ to byłoby dla mnie niemożliwe. Nigdy nie sądziłem, że chłopak będzie na mnie tak działał. Zawsze myślałem, że będę mógł być tylko z dziewczyną, że tylko one wzbudzają we mnie uczucie miłości. Nie mówię, że zakochałem się w Louis’ie. Tego nie potrafiłbym powiedzieć. Nie byłem do końca pewny tego, co czułem. Musiałem się jeszcze przekonać. Po prostu czułem coś do Lou, ale nie do końca rozumiałem co to właściwie jest. Dla mnie działo się to zbyt szybko. Potrzebowałem czasu.

   Minął tydzień. Na szczęście z Tomlinson’em byliśmy już zdrowi. Znów spokojnie mogliśmy wychodzić na dwór i robić co chcemy. Dziś był ostatni dzień naszych wspólnych szaleństw. To już jutro mieliśmy wyjeżdżać. Tak bardzo tego nie chciałem. Wiedziałem, że będę musiał się zobaczyć z Emily, a to nie wróżyło nic dobrego, ale nie mogłem unikać tego do końca życia.

   Cały dzień zleciał nam bardzo szybko. Gdzieś około południa zaczęliśmy oglądać telewizję, a pod wieczór wspólnie postanowiliśmy, że wyjdziemy na jakąś imprezę. Oczywiście powiedzieliśmy o wszystkim babci Lou i mogliśmy wyjść.

   Ruszyliśmy do miasta. Kompletnie nie wiedziałem, jak do niego dojść, ale już mniejsza z tym. Musiałem jedynie pilnować Tomlinson’a, aby za bardzo się nie upił, ponieważ sam nie trafiłbym do domu. Myślałem jednak o tym, że mój przyjaciel jest odpowiedzialny. Na szczęście nie pomyliłem się z tym.

   Już po chwili zobaczyliśmy jakiś klub. Gdy weszliśmy, od razu uderzyła w nas woń alkoholu i papierosów. Coś, czego nienawidziłem najbardziej, ale niestety nie mogłem temu zapobiec. Wszyscy ludzie tańczyli, albo siedzieli przy barze i popijali drinki. Grała głośna muzyka, do której z łatwością można było tańczyć.

   Razem z Lou usiedliśmy przy barze i zamówiliśmy sobie po drinku. Próbowaliśmy rozmawiać, ale ciężko było przekrzyczeć grającą muzykę, więc po chwili daliśmy z tym sobie spokój. Ja głównie patrzyłem, jak ludzie tańczą i nagle zatęskniłem za imprezami z przyjaciółmi, gdzie mogłem tańczyć sobie z Emily.

- Myślisz o niej?- zapytał Louis. Skąd on o tym wiedział?
- Tak.- przyznałem.- Brakuje mi naszych wspólnych tańców.- uśmiechnąłem się.
- Przecież zawsze może zrobić to ze mną.- zauważył Lou.
- Z tobą?- zdziwiłem się.
- No tak.- odpowiedział jak gdyby nigdy nic.

   Spojrzałem na niego jak na wariata. On to mówił na poważnie? I nagle zacząłem o tym wszystkim myśleć. Przecież, jeżeli zatańczylibyśmy obok siebie, to nie byłoby nic takiego. Więc dlaczego ja się tak tego bałem i wyobrażałem sobie nie wiadomo co? Chyba po prostu byłem przyzwyczajony do tego, że zawsze tańczyłem z Emily. Ale czasy się zmieniły. Chyba warto było spróbować czegoś nowego.

   Dopiłem do końca drinka. Czułem się odważniejszy.

- Zatańczmy.- powiedziałem.

   Oboje wyszliśmy na parkiet. Zaczęliśmy tańczyć obok siebie. Bez żadnego skrępowania. Żaden z nas nie pomyślał o tym, aby pośmiać się z drugiego i to chyba było najlepsze! Tego mi właśnie brakowało!

   Wczuwaliśmy się w muzykę. Nic innego nie miało znaczenia. Chyba troszeczkę przesadziliśmy, ponieważ zapomnieliśmy o otaczającym nas świecie i po chwili zaczęliśmy tańczyć obok siebie tak, że nasze ciała się dotykały. Błądziliśmy rękami po sobie. Dotykaliśmy swoich ciał. I nagle zrobiło się tak ciepło. Czas jakby zwolnił, a ja miałem ochotę zaciągnąć go do łóżka. Obejrzeć jego piękne nagie ciało, które tak bardzo mnie kusiło. Nawet nie przeszkadzało mi to, że był chłopakiem. Gdybym wypił więcej i byłoby może mniej ludzi, to z pewnością bym go pocałował, a później zaprowadził do toalety. Albo jedno i drugie na raz. Jak teraz na to popatrzę, to muszę przyznać, że byłem nieźle zboczony, ale nikt na szczęście o tym nie wiedział. Te myśli chodziły tylko po mojej głowie i nigdy nie wypowiedziałem ich na głos. Niestety ktoś popchnął Lou. Musieliśmy się odsunąć od siebie. Wtedy cała ta magia się skończyła i wróciliśmy do baru, gdzie zamówiliśmy sobie kolejnego drinka.

   Postanowiliśmy, że nie przesadzimy z alkoholem. I tak się stało. Impreza skończyła się po 3, albo 4 drinkach (nie pamiętam dokładnie) i wspólnym zatańczeniu jeszcze paru piosenek. Na szczęście moje zboczone myśli odpłynęły gdzieś w dal i w sumie, to o niczym konkretnym nie myślałem.

- Wracamy już do domu?- zapytałem.
- Możemy.- przyznał Louis i jak na jedną komendę wstaliśmy.

   Całą drogę do domu przegadaliśmy. W sumie to nawet nie wiem o czym. Z pewnością były to jakieś głupoty.

   Wiał delikatny, chłodny wiatr, który muskał moją twarz i włosy. Nie za wiele ludzi nas mijało, co świadczyło, że część miasta z pewnością już śpi. Jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało. Nawet nie zwróciłem na to najmniejszej uwagi. Po prostu musiało być późno.

   Gdy wróciliśmy babcia Tomlinson’a jeszcze nie spała. Troszkę mnie to zdziwiło, bo w końcu była 1 w nocy, no ale o nic nie mogłem zapytać. Po prostu mówiąc ,,dobranoc’’ poszliśmy do swojego pokoju. Po kolei przebraliśmy się do krótkich spodenek w których zwykle spaliśmy i oboje stwierdziliśmy, że nie chce nam się jeszcze iść spać.

- To co robimy?- zapytałem.
- Chodź na balkon. Może pooglądamy gwiazdy?- zaproponował Lou, a ja od razu się na to zgodziłem.

   Mój przyjaciel wziął ze sobą koc i poprowadził mnie do pokoju obok. Najwyraźniej musiał to być kolejny pokój dla gości. Jednak był on pusty.

   Weszliśmy na balkon. Lou rozłożył na podłodze koc. Dopiero wtedy zorientowałem po co mu był. Oboje położyliśmy się obok siebie i popatrzyliśmy w niebo. Niestety było zachmurzone. Było widać tylko maleńką poświatę księżyca, który wyłaniał się za chmurami.

- Chyba nic z tego.- zauważyłem.
- To trudno.- westchnął Louis.- Zamiast oglądać gwiazdy możemy po prostu porozmawiać.
- Porozmawiać?- zdziwiłem się. - Ale o czym?
- O tym, co stanie się, jak przyjedziemy.- zauważył Lou.
- No tak. Już jutro wyjeżdżamy.- zasmuciłem się.- Chciałbym tu zostać.
- Ja też.- przyznał Louis.
- Tu jest całkowicie inaczej niż w normalnym życiu.
- Co masz przez to na myśli?- zapytał mój przyjaciel.

   Odwróciłem głowę w jego stronę i uśmiechnąłem się. Zastanawiałem się, jak wybrnąć z tego pytania. Nie mogłem mu po prostu powiedzieć, że jak jestem tutaj z nim, to czuję się wspaniale i wyjątkowo. To dziwnie by zabrzmiało. Mógłbym go wystraszyć, a nigdy bym sobie nie wybaczył, gdybym zniszczył naszą świetną przyjaźń.

 - Po prostu tutaj człowiek nie patrzy na ciebie jak na wariata, gdy tylko się wygłupiasz. Nie mają o tobie wyrobionej opinii. Tutaj nikt mnie nie zna i mogę być sobą. Najprawdziwszy! Mogę robić co chcę, a ludzie nie będą się krzywo patrzeć.
- Tutaj ludzie nie zwracają tak na to uwagi.- zauważył Louis.- Nie obchodzi ich to, czy ktoś jest taki, czy owaki. Po prostu nie lubią wtykać nosa w nie swoje sprawy.
- Masz rację.- westchnąłem.

   Znów odwróciłem wzrok na chmury.

- Harry, a jak będzie między nami?- zapytał Louis.

   Nie spojrzałem na niego, bo wiedziałem, że to z pewnością mnie zaboli. Przeczuwałem, że jak przyjedziemy, to nic już nie będzie takie same. Zastanę pusty pokój, jednoosobowe łóżko i samotne noce spędzone tylko w swoim towarzystwie. Rano nie zobaczę już jego przepięknych oczu, nie usłyszę cichego chrapania, nie zobaczę już jego uśmiechu. To chyba najbardziej mnie bolało.

- Harry?
- Och tak. Przepraszam. Zamyśliłem się.- zaśmiałem się.- Po prostu myślę o tym, co będzie między nami.
- Już nie będzie tak dobrze, prawda?- zapytał Lou.
- Obawiam się, że nie. - westchnąłem.
- Ale  jak będzie to między nami wyglądać?- zadał mi kolejne pytanie.
- Louis... My chyba będziemy musieli odzwyczaić się od tego, co było tutaj. - powiedziałem.
- Jak to?- zapytał. Wyczuwałem, że go to zabolało.

   Zacząłem być na siebie zły. Nie powinienem dopuścić do tej rozmowy. Mogłem być świadomy tego, że będę musiał go zranić. To był pierwszy raz, kiedy Lou przeze mnie płakał.

- Mówisz mi, że będziemy musieli zapomnieć?- zapytał.

   Usłyszałem jak pociąga nosem. Czyli już się zaczęło. Już doprowadziłem go do tego, że płakał, że przeze mnie uronił kilka łez.

- Tego nie powiedziałem.- przyznałem.
- Ale tak myślałeś. Harry, ja wiem to. Powiedz mi tylko jedno. Czy nadal będziemy mogli być takimi przyjaciółmi jak tutaj?- zapytał.

   Wyobraziłem sobie roześmiane miny moich przyjaciół, którzy nazywają nas pedałami. Przeraziło mnie to. Przecież my naprawdę przez ostatni miesiąc zachowywaliśmy się jak para. Nie mogłem być gejem! Co powiedzieliby na to inni? Przecież byłbym skończony, a tego na pewno nie chciałem.

- Louis… ja…- nie wiedziałem, co miałem mu powiedzieć. Nie moglibyśmy być takimi przyjaciółmi. Jakby to wyglądało? Wszyscy od razu wzięliby nas za parę.
- Wiedziałem.- powiedział zrezygnowany Lou.

   Szybko wstał i wyszedł z pokoju. Wołałem do niego, aby się zatrzymał, ale to nic nie dało. Po chwili i ja wstałem. Wziąłem koc i wszedłem do naszego pokoju. Popatrzyłem na Lou, który leżał w łóżku. Bez słowa położyłem się obok niego.


Hej! ;)
A więc obiecałam, że relacje chłopaków troszeczkę się zmienią. Pokłócili się :) 
Niestety już nie będzie tak miło, jak było.
Może do końca tego opowiadania będą jeszcze jakieś 3 całkiem szczęśliwe rozdziały, nic więcej. Oczywiście będą tam jakieś chwile, kiedy Harry będzie się cieszyć, ale to nie będzie trwało długo :) (no chyba, że jeszcze coś wymyślę, co jest bardzo prawdopodobne)
Wszystko powoli będzie się walić w życiu Harry'ego.
Kto się cieszy? Chyba nikt haha :D
Tak wiem, jestem zła :)

Kocham Was! ♥

środa, 23 lipca 2014

14 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Poddając się nie zajdziemy daleko. Nie zrobimy nawet małego kroku ku postępowi. Jest to najgorsze, co może być. Powinno się próbować. Nie można tak po prostu się poddać. Przecież nie o to chodzi. Jeżeli zrezygnujemy, to pokażemy, jacy jesteśmy słabi. A słabość w naszych czasach jest odrzucana i potępiana. W życiu osiągną coś tylko ludzie, którzy starają się na swój sukces. Nic nie robiąc nie osiągniesz niczego. Taka jest prawda. Więc trzeba się postarać. Wziąć życie w swoje ręce. Nie zatrzymywać się, tylko dążyć ku postępowi, jeżeli chce się coś osiągnąć. A jeżeli tego nie zrobisz, to skończysz tak, jak ja. Nic już nie będzie cię cieszyć. Nic nie będzie cię obchodzić. Ludzie zaczną cię unikać. Na nic nie będziesz zwracać uwagi. I tak właśnie zmarnujesz sobie życie. Zniszczysz wszystko stojąc w miejscu. Dlatego nie wolno się poddać. Życie jest tylko jedno i trzeba rozegrać je jak najlepiej i to właśnie od ciebie zależy, co z nim zrobisz.

   Obudziłem się. Nie usłyszałem chrapania Clou, więc to mnie zdziwiło. Spojrzałem w bok i zobaczyłem mojego przyjaciela.

- Dzień dobry.- powiedział zachrypniętym głosem i się do mnie uśmiechnął.
- Dzień dobry.- również odpowiedziałem. - Robimy sobie dzisiaj dzień lenia?- zapytałem. Bo tak szczerze, to nie miałem ochoty na nic. Wczorajsze wygłupy odebrały mi energię na jakiś czas.
- Możemy.- przyznał Lou z uśmiechem. Chyba sądził tak samo, jak ja.
- Czyli cały dzień spędzimy w łóżku?- zapytałem.
- Na to wygląda.- odpowiedział Louis.

   Nie chciało nam się nawet zejść na śniadanie. W końcu zirytowana pani Tomlinson przyszła do naszego pokoju i wtedy dowiedziała się o co chodzi. Dostaliśmy tylko mały opieprz za to, że nie słuchaliśmy jej wczoraj.

   Dostaliśmy śniadanie do łóżka. Mogliśmy je w spokoju zjeść. Nie wiem, jakim cudem udało nam się namówić do tego panią Tomlinson. Wiem, że to było niegrzeczne, że ją wykorzystywaliśmy, ale sama się na to zgodziła. To chyba nie było nic złego, prawda?

   Podczas jedzenia nie rozmawialiśmy za dużo. Chyba każdy z nas rozpamiętywał wczorajszy dzień. Przynajmniej tak było ze mną.  

   Po zjedzonym śniadaniu odnieśliśmy talerze i szybko wróciliśmy do swoich łóżek. Pogoda za oknem nie była najlepsza. Ciągle padało. No ale mówi się trudno.

- Harreh, przytulisz się do mnie?- zapytał Lou.
- No jasne.- odpowiedziałem z uśmiechem i przybliżyłem się do mojego przyjaciela tak blisko, jak było to możliwe.

   Jedną z nóg objąłem go w pasie i swoją twarz ułożyłem w zagłębieniu jego szyi.

- Dziękuję myszko.- szepnął mi do ucha, a ja na te słowa się uśmiechnąłem. Zrobiło mi się cieplej na sercu.
- Nie ma za co.- odpowiedziałem.

   I tak leżeliśmy wtuleni w siebie. Było nam tak dobrze. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że będę czuł się tak świetnie w towarzystwie mojego najlepszego przyjaciela. Wydawało mi się, że nawet pasujemy do siebie. Dopełnialiśmy się jak nie jedna para. Chyba oboje znaleźliśmy bratnie dusze. Przez chwilę pomyślałem, że moglibyśmy spędzić resztę życia w swoim towarzystwie, ale dopiero później przypomniałem sobie, że obaj jesteśmy chłopakami. Przecież nie mogliśmy być razem. To byłoby głupie. Tym bardziej, że byłem hetero. Nie mogłem kochać chłopaka.

- Co będziemy dzisiaj robić?- zapytałem.
- Sam nie wiem.- przyznał mój przyjaciel.

   Leżeliśmy w ciszy. Żaden z nas nie czuł potrzeby, aby się odezwać. Dobrze nam było w takiej ciszy. Nie czuliśmy się samotnie, ponieważ wiedzieliśmy o tym, że mamy siebie. Czuliśmy swój dotyk, swoją obecność, a przede wszystkim swoją bliskość. Czego nam więcej było potrzeba do szczęścia? W sumie, to niczego.
   Nagle ktoś zapukał w drzwi, a później wszedł do pokoju. Zobaczyliśmy babcię Lou.

- Przepraszam, jeżeli wam w czymś przeszkodziłam, ale pomyślałam sobie, że możecie się nudzić.- przyznała z uśmiechem.
- Strasznie się nudzimy. Kompletnie nie wiem, co mamy robić.- powiedział Louis.
- Nie chcecie może zagrać w jakieś gry planszowe? Wiem, że to staromodnie i młodzież w tym wieku już nie gra w takie coś, ale to jedyne, co mogę wam zaproponować.- uśmiechnęła się staruszka.
- Jasne. Z pewnością skorzystamy z twojej propozycji babciu.- Lou posłał jej szeroki uśmiech.

   Pani Tomlinson podeszła do łóżka i położyła na niego jakieś pudełka, po czym mówiąc: ,,Bawcie się dobrze’’  wyszła.

   Razem z Lou ciekawi jakie gry nam przyniosła (zapominając o tym, jak dobrze nam było, gdy byliśmy wtuleni do siebie), wzięliśmy kartony do rąk.

- To w co zagramy?- zapytałem, uważając, że był to całkiem dobry pomysł.
- W Chińczyka!- krzyknął uradowany Tommo.

   Patrzyłem na jego uśmiechniętą twarz. Był tak bardzo dzieciny. Nie mogłem mu odmówić tej zabawy. Tak bardzo chciał w to zagrać. Nie mogłem tego przekreślić.

- Jasne.- zgodziłem się.- Jesteś jak dziecko.- skomentowałem.
- E tam.- odpowiedział mi.- Nic nie mów, tylko graj!- krzyknął.

   Zaśmiałem się pod nosem i pomogłem mu wyjąć grę. Usiedliśmy po dwóch przeciwnych stronach łóżka i rozłożyliśmy pionki. Zaczęliśmy zaciętą rywalizację.

- Jak ja się na to zgodziłem?- zapytałem zażenowany tą sytuacją.
- Mnie się nic nie może oprzeć myszko.- zaśmiał się pokazując mi swój język.

   Wróciliśmy do gry. Musiałem szczerze przyznać, że nie miałem za bardzo na to ochoty, ale widząc uszczęśliwionego Lou nie mogłem przerwać. Po prostu jego uśmiech sprawiał, że ja również byłem szczęśliwy. Nie mogłem go zasmucić. Chciałem widzieć jego uśmiech na twarzy już zawsze. Wyglądał wtedy na spełnionego i cieszyłem się, że mogłem być z nim. Tak bardzo cieszyłem się, że mogłem dotrzymać mu towarzystwa.

   Postanowiłem zrobić coś, aby Lou odechciało się grać. Wymyśliłem, że po prostu nie dam mu wygrać. Wtedy odechce mu się spędzać czasu w taki sposób. Także wziąłem się do roboty. Nie mogłem pozwolić na to, aby Louis mnie ograł. Nie byłem najlepszym graczem, ale pomyślałem sobie, że z zachowaniem Lou, to może mi się udać wygrać. Miałem nadzieję, że on nie bierze tego wszystkiego na poważnie.

   Bardzo się starałem i chyba wyszło mi to na dobre, ponieważ udało mi się pokonać Lou. To było coś! Tylko przez chwilę musiałem patrzeć na zawiedzioną twarz mojego przyjaciela, który nie potrafił poradzić sobie ze swoją porażką. Chciało mi się z tego śmiać, ale musiałem wytrzymać, aby Louis nie obraził się na mnie. Na szczęście nie opłakiwał długo swojej przegranej i tak jak przypuszczałem, nie chciał już grać. Zaczęliśmy się zastanawiać, co moglibyśmy jeszcze zrobić. Ostatecznie postanowiliśmy porozmawiać i spróbować się jeszcze bardziej poznać. Tak, musiałem przyznać, że to był jedyny pomysł, który wpadł nam do głowy. 

   I tak znów leżeliśmy pod kołdrą przytuleni do siebie. To było już dla nas normalne. Gdy byliśmy blisko siebie po prostu musieliśmy się przytulić.  Rozmawialiśmy o wszystkim chcąc sobie jakoś umilić czas. Pierwszy raz tak bardzo się nudziliśmy i nie wiedzieliśmy co ze sobą zrobić.  Jednak w końcu dzień dobiegł końca i mogliśmy się przygotować do snu.

   Nagle światło zgasło, a my, tak jak staliśmy, zostaliśmy na środku pokoju. Louis jako jedyny wyciągnął swoją komórkę i oświetlił chodź trochę pomieszczenie. Przysunąłem się do niego.

- Co to jest?- zapytałem.
- Nie wiem. Światła nie ma. Chodź, idziemy do mojej babci sprawdzić co się stało.- postanowił Louis.

   Aby się nie potknąć szedłem bardzo blisko jego. Zeszliśmy na dół i tam zastaliśmy panią Tomlinson zmierzającą w naszym kierunku z latarką.

- Co się stało?- zapytał Louis.
- Chyba bezpiecznik wyłączył się automatycznie. Przez przypadek załączyłam za dużo rzeczy na raz.- odpowiedziała mu jego babcia. -Moglibyście iść to sprawdzić?
- Jasne.- odpowiedział Lou.- Musimy iść do piwnicy.- zwrócił się do mnie. Ja przytaknąłem głową na zgodę. Zamierzałem nie zostawiać go samego i ruszyć z nim.
- Weźcie latarkę.- powiedziała babcia mojego przyjaciela. Louis chwycił przedmiot w rękę i ruszył przed siebie.

   Zaczęliśmy iść w nieznanym mi kierunku, ponieważ nie za wiele widziałem. Lou oświetlał sobie drogę. Jedyne co wiedziałem, to to, że Louis gdzieś nas prowadzi.

   Wkrótce zauważyłem, że mój przyjaciel otwiera jakieś drzwi. Kompletnie nie wiedziałem w jakim pomieszczeniu jesteśmy, ale jakoś mi to nie przeszkadzało.

- Przed nami są schody.- powiadomił mnie Lou. Na całe szczęście, bo pewnie bym się przewrócił.
- Nie widzę ich.- przyznałem.
- To chwyć mnie za rękę.- poprosił mój przyjaciel.

   Bardzo się do niego przybliżyłem i chwyciłem jego dłoń. Idąc obok niego widziałem dużo więcej i mogłem poruszać się jakoś swobodniej, ponieważ już nie bałem się, że gdzieś w coś uderzę.

- Lepiej?- zapytał Louis.
- Tak.- przyznałem i posłałem mu uśmiech, który miałem nadzieję, że zauważy.

   Zaczęliśmy iść schodami na dół. Domyśliłem się, że schodzimy do piwnicy. Nagle zrobiło się trochę zimniej. Szliśmy w ciszy i było słychać tylko nasze kroki. Po chwili znaleźliśmy się już na dole. Lou poprowadził mnie pod schody i poprosił, abym potrzymał latarkę  by on mógł włączyć bezpiecznik. Oczywiście pomogłem mu i w jednej chwili nastała jasność.

- Udało się!- krzyknął Louis jakby nieprzekonany, że naprawdę to zrobił.
- Tak.- zgodziłem się.

   Zagasiłem latarkę i mogliśmy wracać. Jedyne co zauważyłem to to, że nadal z Tomlinson’em nie puściliśmy swoich rąk. Jakoś nie chciałem tego robić, więc nie powiedziałem o tym mojemu przyjacielowi, który chyba nawet nie był tego świadomy.

   Nie wiem, co się ze mną działo. Po prostu czułem się dobrze i nie przeszkadzało mi to, że Lou jest chłopakiem. Wyobrażałem sobie, że kiedyś moglibyśmy być razem. Czułbym się lepiej z nim, niż z Emily. To było naprawdę dziwne. Nie mogłem myśleć inaczej. Już powoli przestałem postrzegać Lou jako przyjaciela, tylko kogoś ważniejszego w moim życiu.  Nie potrafiłem tego pohamować.

   Gdy wróciliśmy na górę usłyszeliśmy podziękowania z ust babci mojego przyjaciela, a później uwagę, abyśmy szybko wracali do łóżek, ponieważ powinniśmy już w nich leżeć.

   Oczywiście posłuchaliśmy staruszki i szybko pobiegliśmy do pokoju. Dopiero tam Lou zorientował się, że nadal trzymamy się za ręce. Przeprosił mnie i położyliśmy się spać.

   Jedyne co mnie dziwiło to to, że babcia Tomlinson’a nie zwróciła uwagi na nasze trzymające się ręce. To naprawdę było dziwne.


Hej!
Co tam u Was?
Wiem, że rozdział nie należy do najciekawszych, ale myślę, że zrekompensuję się następnym, bo muszę powiedzieć, że będzie się działo :)
Relacje chłopaków trochę się zmienią. Jak myślicie, na lepszy czy na gorsze?
Chciałabym poznać Waszą opinię :)

Mam nadzieję, że zauważyłyście, że babcia Lou zachowuje się czasem dziwnie. Nie wiem, jak mogłabym to Wam wyjaśnić. Nie mogę zdradzić za dużo, dlaczego tak jest. Może określę to tak, że jest zamieszana w pewien spisek. Myślę, że Was zaciekawiłam. Nie martwcie się. Pod koniec wszystko się wyjaśni.
Dobra, więcej już nie piszę.

Kocham Was!

sobota, 19 lipca 2014

13 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Ludzie się zmieniają, i to bardzo. Jedno wydarzenie, czyn, chwila może zmienić życie. Ludzie ulegają, poddają się temu, co może się zdarzyć. Człowiek jest po prostu za bardzo posłuszny losowi. To na tym opiera się nasze życie. Musimy pokazać, że zależy nam na czymś. Jednak nie zawsze się to udaje. Czyjaś opinia zmienia nasze poglądy, uczucia. Czy właśnie o to chodzi? Według mnie nie. Każdy człowiek powinien mieć swój cel wyznaczony w życiu. Mimo tego, że komuś się on nie podoba, to nie można z niego zrezygnować. Wtedy pokazujesz, że jesteś słaby i ulegasz temu, co miało się stać.  A chyba możemy sami zmienić bieg historii. Trzeba tylko umiejętnie przewidzieć różne sprawy, czyny, konsekwencje z tego, co może się wydarzyć.

   Ja tego nie potrafiłem. Nie potrafiłem postawić się losowi. Zrobić czegoś ze swoim życiem. Ulegałem opinii innych. Robiłem to, co było odpowiednie, a nie to, co było w moim sercu. Słuchałem tego, co mówią inni i staranie wykonywałem ich rozkazy. Po prostu byłem głupi. Chciałem przypodobać się każdej napotkanej osobie i to później się na mnie odbiło.

   Obudziłem się dość wcześnie jak na mnie. Odruchowo spojrzałem w lewo i zobaczyłem jeszcze śpiącego Lou. Popatrzyłem na jego lekko uchylone wargi, które aż prosiły się o pocałunek, jednak nie mogłem tego zrobić. Przecież on był tylko moim przyjacielem, a ja nie mogłem kochać chłopaka.

   Jak najciszej potrafiłem wstałem. Podszedłem do okna i usiadłem na parapet. Dzisiaj pogoda dopisywała mojemu nastrojowi. Padało i byłem z tego bardzo zadowolony. Mogłem smucić się ile chcę i wszystko potrafiłem zwalić na pogodę.

   Że to też musiało się tak potoczyć. Kompletnie nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Czy Emily mnie zdradza? Czy to może tylko jakiś kawał mojego kumpla, któremu wydawało się to za zabawne? Ale przecież Louis mówił mi, że widział ją z jakimś chłopakiem. A jemu wierzę.

   Łzy zaczęły spływać po moich policzkach, a ja nie potrafiłem ich powstrzymać. To było silniejsze ode mnie. Potrzebowałem się wypłakać.  Patrzyłem jak krople spadają na szybę, jak ludzie uciekają przed deszczem chcąc schronić się w swoich domach. Drogi zaczęły pustoszeć, jedynie co jakiś czas przejechał samochód.

   Pociągnąłem nosem i zacząłem przypominać sobie piękne chwile spędzone z Emily.

- Berek. Teraz ty gonisz.- krzyknęłam mała dziewczynka do swojego przyjaciela.
- To nie fair!- odkrzyknął chłopczyk.- Jesteś ode mnie szybsza!- oburzył się.
- To masz pecha.- zaśmiała się Emily.
- Już się z tobą nie bawię.- przyznał Harry i aby pokazać swoje zdenerwowanie usiadł na trawę.

   Mała dziewczynka przeraziła się i natychmiast podbiegła do obrażonego kolegi. Nie chciała go stracić. Była nawet gotowa na to, aby pobawić się w coś innego, tylko żeby jej kręconowłosy przyjaciel był szczęśliwy.

- To pobawmy się w coś innego.- powiedziała klękając przed Harry’m. Ten uśmiechnął się.
- Berek. Teraz ty gonisz.- powiedział szubko wstając z trawy i zaczynając uciekać.

   Emily nadal stała w tym samym miejscu. Dopiero po chwili zorientowała się co się stało. Uśmiechnęła się pod nosem i zaczęła gonić swojego przyjaciela.



- Emily, chciałbym ci coś powiedzieć.- przyznał nastoletni Harry. Jego przyjaciółka posłała mu szeroki uśmiech.
- Co takiego?- zapytała ciekawa.
- Od dawna jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi.- zaczął chłopak.- Ja nie chcę, abyś była już moją przyjaciółką.- powiedział, a mina dziewczyny zrzedła.- Chciałbym być kimś więcej.- dokończył Harry. Twarz Emily od razu się rozjaśniła i wpadła mu w ramiona.
- Ja też.- przyznała. I tak właśnie zaczęła się ich miłość.

   Siedziałem na parapecie i przypominałem sobie to wszystko. To chyba jeszcze bardziej pogorszyło sprawę, ponieważ teraz moje łzy zaczęły lecieć strumieniami.

- Harry?- zapytał Louis. Musiał najwyraźniej się obudzić. Chyba przez mój głośny szloch. Starałem się go jakoś zahamować, ale nie potrafiłem.- Harreh, chodź tu do mnie.- zażądał Lou, a ja bez jakichkolwiek sprzeciwów wskoczyłem do łóżka.- Co się stało myszko?- zapytał.

   Rozłożył swoje ramiona, abym mógł się w nie wtulić. Ułożyłem głowę na jego torsie i objąłem go w pasie. Louis zaczął bawić się moimi włosami.

- Nie mogę znieść tej niepewności.- przyznałem.
- Chodzi ci o Emily?
- Tak.- odpowiedziałem i kolejne krople wypłynęły z moich oczu.
- Harreh, nie płacz. Wszystko będzie dobrze. Nie możesz tego tak przeżywać. To może być zwykłe nieporozumienie.- przyznał i ucałował mnie w włosy. - Proszę cię, nie płacz. Nie mogę patrzeć jak cierpisz.- powiedział i usłyszałem jak pociąga nosem. Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że on również płacze. Zdziwiło mnie to. Przecież to nie on powinien płakać. Wtedy jeszcze tego nie rozumiałem.

   Uśmiechnął się do mnie przez łzy. Szybko je otarłem i złożyłem pocałunek na jego policzku.

- Nie pomagasz mi płacząc.- zaśmiałem się.
- Musimy coś zrobić, bo obaj zapłaczemy się na śmierć.- uśmiechnął się.
- Tak. Nie jesteśmy normalni.- przyznałem.

   Powoli się uspokajaliśmy. Przestałem płakać, zresztą tak jak Louis i obaj postanowiliśmy iść się przebrać. Później zeszliśmy na śniadanie. Mieliśmy już dobre humory. Podczas śniadania siedzieliśmy jak najciszej i najspokojniej mogliśmy, ponieważ była z nami babcia Lou. Nie mogła widzieć, jak zachowujemy się jak małe dzieci.

   Louis bardzo mi pomógł. Nie wiedziałem, że jest w stanie aż tak poprawić mi humor. Co chwilę mówił jakiś kawał, albo wyczyniał coś jeszcze innego.  Sprawiał, że chciało mi się śmiać, a co najważniejsze żyć. Nie wiem, jak on to robił, ale wystarczyło, że był przy mnie.

   Po śniadaniu postanowiliśmy wrócić do swojego pokoju. Usiadłem na łóżko.

- Co będziemy dzisiaj robić?- zapytałem.
- Nie wiem. Na dworze pada, więc na żaden spacer nie ma szans.- zauważył Lou i usiadł obok mnie na łóżku.
- Zawsze możemy wyjść na dwór i najwyżej będziemy cali mokrzy.- przyznałem i westchnąłem.

    Nie miałem ochoty, aby cały dzień spędzić w domu. Chciałem się bawić, ponieważ nie chciałem myśleć o tym, jak bardzo cierpię. Miałem nadzieję, że uda mi się jakoś odwrócić od tego myśli.

- To nawet nie jest głupi pomysł.- powiedział uśmiechnięty Lou.
- Naprawdę chcesz wyjść teraz na dwór?- zapytałem nie dowierzając.
- A czemu by nie?- zapytał.
- W sumie, to też jestem za!- zaśmiałem się.

   Tomlinson wstał z łóżka i chwycił mnie za rękę ciągnąć najpierw na dół po schodach, a później do drzwi. Nawet nie wiem, kiedy znaleźliśmy się na dworze.

   Krople zmoczyły trochę moje loki. Naprawdę się rozpadało i zrobiło się dość zimno. Na początku odczuwałem niską temperaturę, ale po chwili o niej zapomniałem. Lou biegał po ogrodzie i ciągnął mnie za sobą. Jeżeli ktoś wtedy zauważyłby nas, to pomyślałby, że jesteśmy walnięci. Zresztą, my chyba tacy byliśmy. Nie można było tego ukryć. Nasza głupota przewyższała wszystko. Nie wiem, czy na świecie znalazłby się ktoś bardziej rąbnięty od Lou. Zresztą, ja nie byłem gorszy. W końcu sam z własnej woli zgodziłem się na te wygłupy.

   Lataliśmy po ogrodzie. Deszcz coraz bardziej padał, ale nas to nie obchodziło. Bawiliśmy się w deszczu. Nie wiem jaki to miało cel, ale czuliśmy się dobrze. Mogliśmy wyładować swoją energię! Dobrze, że nie wybiegliśmy na ulicę, bo to mogłoby skończyć się psychiatrykiem, ale to taki mały szczegół, który można pominąć.

   Stanąłem na środku ogrodu i odchyliłem głowę do tyłu. Na moją twarz zaczęły spadać krople deszczu. Orzeźwiały mnie i zmywały moje poczucie winy. Zapomniałem o moim cierpieniu.

   Cieszyłem się, że mogłem spędzić ten czas na dworze. Pierwszy raz cieszyłem się z deszczu. Cieszyłem się z tego, że padało. To było naprawdę dziwne. Ta pogoda nie kojarzyła mi się już ze smutkiem. Louis pokazał mi, że można cieszyć się ze wszystkiego. Byłem mu tak bardzo dłużny. Po części sprawił, że byłem szczęśliwy. Może na chwilę, ale to również się liczyło.

   Po jakimś czasie postanowiliśmy wrócić do domu. Byliśmy cali mokrzy i zmarznięci, ale to nas nie obchodziło. Nie wiem, co wtedy we mnie wstąpiło, ale w ogóle się tym nie przejmowałem.

   Gdy babcia Lou nas zobaczyła, to pierwsze, co się stało, to dostaliśmy opieprz. Ale żaden z nas się tym nie przejmował. Później poprosiła nas, abyśmy się przebrali i posłuchaliśmy jej. Babcia Tomlinson'a pożyczyła nam nawet suszarkę, abyśmy szybciej wysuszyli włosy. Musiałem przyznać, że bardzo nam się przydała. Najpierw przebraliśmy się do suchych ubrań, a później Lou wysuszył sobie włosy i pomógł mi w tym. Zresztą sam to zaproponował, a że lubiłem, jak bawi się moimi włosami, to nie mogłem odmówić. Jego dłonie robiły to tak delikatnie, nawet lepiej niż ja sam. Już po paru minutach miałem suche włosy. Lou ułożył mi je i mogliśmy zejść na dół.

- Zjecie coś?- zapytała babcia Lou.
- Tak. Jestem strasznie głodny.- zaśmiał się Louis i pomasował swój brzuch.
- Ja też.- przyznałem.
- A na co mielibyście ochotę?- zapytała pani Tomlinson.
- Na wszystko.- przyznałem i uśmiechnąłem się delikatnie.

   Po chwili babcia Lou przyniosła nam kanapki i mogliśmy je zjeść oglądając telewizor. Podczas tej czynności wtuliłem się delikatnie w mojego przyjaciela. Nie spotkałem się z protestem z jego strony. Bardziej oczekiwałem tego, że babcia Lou spojrzy na nas dziwnie, albo jakoś skomentuję to, że się do siebie przytulamy, jednak nic nie powiedziała. Posłała mi tylko delikatny uśmiech. Wtedy nie wiedziałem, że ona miała pojęcie o wszystkim.

   Cały dzień zleciał nam na leniuchowaniu. Połowę wolnego czasu spędziliśmy na oglądaniu telewizji, a drugą połowę na robieniu jakiś bezsensownych rzeczy.

   Jednak cieszyłem się, że  nie spędziliśmy tego dnia inaczej. To mi bardzo odpowiadało. Czułem się szczęśliwy i nic więcej nie potrzebowałem. Byłem spełniony. Cieszyłem się z tego, że Louis był przy mnie, że był dla mnie takim oparciem, że mogłem na nim polegać. Gdyby nie on, to teraz płakałbym w samotności, a tak Lou pozwolił mi o tym zapomnieć.

   Byłem mu bardzo wiele wdzięczny. Nie wiedziałem jak miałem mu podziękować za to wszystko.


Hej :)
Jak podoba Wam się rozdział?
Szczerze, to chciałam, aby wyszedł taki bardziej romantyczny, ale mi się nie udało. Zrobiłam go jakiś taki bardziej szalony xD, no cóż, nic na to nie poradzę.
Chciałam już nawet zamieścić tutaj pocałunek, ale wymyśliłam coś całkiem innego :) Tak wiem, jestem zła :)
Zdradzę Wam, że następny rozdział pojawi się we wtorek, albo środę i będzie to jeden z ostatnich rozdziałów, przed pewnym wydarzeniem, które zmieni relacje chłopaków. Dalej Wam nie zdradzę czy na lepsze, czy na gorsze :)

A jak Wam mijają wakacje?
Mam nadzieję, że dobrze.
Ja dzisiaj pierwszy raz się opalałam w tym roku ( muszę przyznać, że jestem jedną z osób, które ciężko zaciągnąć na słońce) Ale moja babcia rozłożyła basen i nie mogłam nie skorzystać itd... Tak jakoś samo wyszło, że leżałam na materacu i się opalałam ;)
Ale co Was będę tym zanudzać.
Czekam na Waszą opinię dotyczącą rozdziału.
Kocham Was ♥

sobota, 12 lipca 2014

12 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Życie nigdy nie jest całkowicie przepełnione szczęściem. Przychodzi okres w życiu, kiedy zaczyna się wszystko pieprzyć. Pewne tajemnice wychodzą na jaw. Dowiadujesz się o tym od przypadkowych osób. Słyszysz słowa w które chcesz nie wierzyć, jednak nie potrafisz. To chyba najbardziej boli. Boli to, że wierzysz całkowicie obcym osobą, niż najbliższym. Tracisz zaufanie do ludzi, którym zawsze wierzyłeś, które kochałeś. To boli, to tak cholernie boli.

   Najbliżsi zawodzą i nie jesteś w stanie nic z tym zrobić. Kłamią w żywe oczy, biorąc Cię za głupca i myśląc, że uwierzysz w każdą bajeczkę wyssaną z palca. Większość ludzi uważa, że miłość jest czymś pięknym, wyjątkowym, a nikt nie pomyślał o tym, że może przynieść zgubę i cierpienie. Cierpienie tak wielkie, że wszystko przestaje mieć sens. Zalewasz się łzami myśląc o tym, co źle zrobiłeś, w czym zawiniłeś. Szukasz przyczyny. Obwiniasz za to wszystko siebie, chodź dobrze wiesz, że nie mogłeś mieć na to wpływu.

   Tak było ze mną. Nigdy nie przypuszczałem, że ktoś mnie zrani, że będę cierpieć przez jedną osobę, która zabawiła się mną jak kot myszką. Chyba za bardzo wierzyłem w to, że życie jest takie idealne, piękne, że wszyscy ludzie pomagają sobie nawzajem. Myślałem, że na świecie nie ma takiego czegoś jak kłamstwo.  Nie wiem co się wtedy ze mną działo. Byłem za bardzo skupiony na swoim idealnym życiu, że nie mogłem uwierzyć w to, że kiedyś może się spieprzyć. Smutek wypełnił całe moje ciało, a ja nie walcząc poddałem się i pozwoliłem się opanować niekończącym się cierpieniem. Czułem się bezbronny i taki słaby. Każdy mógł mnie zniszczyć jeżeli tylko chciał. Płacząc z własnego nieszczęścia przypominałem sobie wspaniałe chwile. To było najgorsze, co mogłem robić. Szczęście, które czułem wtedy przez kilka dni odeszło w zapomnienie. Byłem zdruzgotany. Starałem się nie dopuszczać do siebie myśli, że zostałem zraniony. Chciałem zacząć normalnie funkcjonować, ale nie mogłem. Rozpacz zawładnęła moim ciałem i poddałem się jej jeszcze bardziej cierpiąc.

   Zapowiadał się całkiem normalny dzień. Gdy się obudziłem zauważyłem, że obok mnie nie ma Lou. Odruchowo spojrzałem za okno i zauważyłem, że nie zapowiada się najlepszy dzień. Słońce, które było jeszcze wczoraj zniknęło gdzieś, a na jego miejsce pojawiły się chmury. Rozejrzałem się za Lou. Zobaczyłem zapalone światło w łazience, więc przekonałem się, że stroi się właśnie przed lustrem. Zaśmiałem się pod nosem i sięgnąłem po swoją komórkę. Niestety nie zastałem żadnej wiadomości. Postanowiłem zadzwonić do Emily, która obiecała mi, że dziś rano się odezwie. Zadzwoniłem. Jeden.. drugi… trzeci… czwarty sygnał, ale nikt się nie odezwał. Spróbowałem znowu, jednak otrzymałem ten sam rezultat.  To naprawdę było dziwne. Moja dziewczyna powinna odebrać, tym bardziej, że wiedziała, że będę do niej dzwonić.

   Siedziałem z telefonem w ręce jakby oczekując tego, że Emily zaraz odzwoni. Już nawet Louis wyszedł z łazienki. Przyjrzał mi się uważnie i zdziwiony zapytał:

- Harry, wszystko w porządku?

   Otrząsnąłem się z zadumy.

- Nic się nie stało.- odpowiedziałem i wymusiłem uśmiech.
- A teraz odpowiedz mi prawdę.- poprosił Louis siadając obok mnie na łóżku.
- Emily miała zadzwonić, ale tego nie zrobiła. Boję się, że coś się stało.- przyznałem i spuściłem głowę. Jednak szybko ją podniosłem i spojrzałem w oczy Tomlinson’a, które w tamtym momencie jakby się rozjaśniły. Nie wiedziałem co to mogło oznaczać. Teraz już wiem doskonale.
- Niepotrzebnie się martwisz.- powiedział i klepiąc mnie po plecach wstał.

   Louis miał rację. Niepotrzebnie się martwiłem. Tomlinson wyrwał mnie z moich rozmyślań i kazał mi się przebrać.  Tak też zrobiłam. Jakoś się ogarnąłem. Przemyślałem całą sprawę i uznałem, że po prostu za bardzo się przejmuję. Podziękowałem Lou za wsparcie i mogliśmy zejść na śniadanie.

   Zaskoczyło mnie to, że kanapki były już przygotowane. Na stole znaleźliśmy kartkę. ,,Musiałam pilnie wyjść. Wrócę wieczorem’’. Wiadomość była zostawiona przez babcię Lou. Uśmiechnąłem się pod nosem ciesząc z tego, że będę mógł cały dzień samotnie spędzić z Tomlinson’em i nikt nas nie będzie obserwował. To tak, jakbym dostał pozwolenie na to, aby przytulać się do Lou. Byłem szczęśliwy! Nawet zapomniałem o Emily.

   W ciszy, która nie była krępująca zjedliśmy śniadanie. Później sprzątnęliśmy po sobie i uzgodniliśmy, że obejrzymy film. Oczywiście przygotowaliśmy sobie popcorn i już mieliśmy zasiadać przed telewizorem, gdy Lou coś sobie przypomniał.

- Miałem iść do łazienki.- przyznał skrępowany, a na jego policzki wkradł się rumieniec.
- Jasne.- odpowiedziałem i zająłem się puszczaniem filmu. Oczywiście dałem pauzę, aby Louis mógł obejrzeć go od początku.

   Po chwili mój przyjaciel uradowany wrócił i mogliśmy w spokoju oglądać film.

   Jednak zaraz na początku przypomniało mi się coś, co powinienem już dawno zrobić. Miałem zobaczyć, czy Emily czasem do mnie nie dzwoniła. Zastopowałem film, przeprosiłem Lou i poszedłem  do naszego pokoju wręcz rzucając się na komórkę.  Wiem, że nie powinienem przerywać filmu, ale myśl tego, że moja dziewczyna nie odebrała ode mnie rano telefonu zaczęła mnie dręczyć. Musiałem sprawdzić, czy się już odezwała i czy na pewno wszystko w porządku.

   Zobaczyłem tylko jedną nieodebraną wiadomość. I to od nieznanego numeru. Byłem bardzo zaskoczony.
   Patrzyłem na telefon zastanawiając się , czy aby na pewno przeczytać otrzymaną wiadomość. Moje przeczucie mówiło mi, abym tego nie robił, jednak chciałem się dowiedzieć, co tam było napisane. Przełamałem się i otworzyłem SMS'a. A jednak moje przeczucie mówiło mi dobrze. Ta wiadomość zniszczyła moje wakacje i jeszcze bardziej utwierdziła mnie w przekonaniu, że moje życie się zmienia, i ja się zmieniam. Tylko, że wtedy nie wiedziałem, czy na lepsze czy na gorsze.

   Moje ręce zadrżały, a w oczach zebrały mi się łzy. Po głowie chodziły mi słowa SMS'a: Twoja dziewczyna Cię zdradza. Widziałem ją wczoraj z kimś innym.

   Musiałem poczekać, aż słowa do mnie dotrą. Nie mogłem uwierzyć w treść tego SMS'a. Nie wiem, czy mogłem wierzyć nieznanemu nadawcy, ale byłem zbyt łatwowierny. Sam Louis nauczył mnie, abym zaufał ludziom i nie mogłem od razu stwierdzić, że moja dziewczyna mnie zdradza. To byłoby nie w porządku. Jedne słowa nie mogły przekreślić tego wszystkiego. Jednak mimo iż nie wierzyłem, to te słowa chodziły mi po głowie. Nie mogłem się ich pozbyć. A co, jeżeli było to prawdą? To w takim razie ile czasu mnie okłamywała? Ile czasu bawiła się mną? Ile żyłem w takim kłamstwie?

   Nagle drzwi się otworzyły, a mój wzrok przeniósł się na Lou, który stanął w drzwiach.

- Harry, wszystko w porządku?- zapytał i spojrzał na mnie nieufnie.

   Nerwy wzięły górę. Nie wytrzymałem napięcia. Nie było mnie nawet stać na to, aby się odezwać. Po prostu wyciągnąłem rękę z komórką w stronę Tomlinson'a i pozwoliłem mu na to, aby przeczytał tego SMS'a.

- Och, Hazza.- powiedział tylko i mnie przytulił.
- Jak ona mogła mi to zrobić?- zapytałem.
- Harry. Myślisz, że ona naprawdę byłaby do tego zdolna? Wierzysz jakimś głupim słowom?
- To nie jest tak, że wierzę. Po prostu boję się, że to może być prawda.- przyznałem i wybuchłem płaczem. Tylko tak mogłem poradzić sobie z moją bezsilnością.
- No już. Ciii...- jeszcze mocniej pozwolił mi wtulić się w siebie. Próbował mnie uspokoić. Chyba nie chciał widzieć, ani słyszeć, jak płaczę, jak bardzo cierpię.
- A ty wierzyłbyś w to?- zapytałem.
- Och, Harry. Ja...- zaciął się, jakby układając odpowiedź. Nie musiałem na niego spojrzeć, a już wiedziałem, że próbuje mnie okłamać. Tylko, że dobry i miły Louis nie potrafił kłamać.
- Powiedź mi prawdę.- zażądałem.
- To nie jest tak, że chcę cię pogrążyć jeszcze bardziej, ale nie potrafię cię okłamać.- przyznał jakby zawiedziony.- Widziałem ją ostatnio z jakimś chłopakiem w centrum handlowym. Myślałem, że to jest jej kuzyn, albo ktoś z rodziny. Może kolega. Wierzyłem jej, że to nie jest jej chłopak. A to mogło okazać się prawdą.

   Gdy usłyszałem te słowa jeszcze bardziej się rozpłakałem. Czyli wszyscy wiedzieli, że ona szlaja się z kimś, natomiast ja nie zauważyłem nic? Boże, jaki ja byłem głupi i bezmyślny.

   Nagle wszystko zaczęło układać się w jedną całość. Nie odebrała ode mnie rano, ponieważ może spędziła noc ze swoim nowym chłopakiem, albo ma już dość okłamywania, bądź bała się, że palnie coś głupiego i zorientuję się, że znalazła sobie kogoś innego? Jednak gdyby miała chodź trochę odwagi, przyznałaby się do tego, a nie ukrywała to przed całym światem. Przecież zrozumiałbym, że już mnie nie kocha. Wiem, że cierpiałbym, ale to byłoby lepsze rozwiązanie niż ciągłe okłamywanie mnie.

- No już. Cichutko…- spróbował pocieszyć mnie Louis. Jednak to było na nic.

   Tomlinson musiał posunąć się do innych metod, aby mnie uspokoić. Pozwoliłem mu się wyrwać z mojego uścisku. Ten kazał mi się położyć na łóżko. Przykrył mnie dokładnie kołdrą i sam ułożył się obok mnie. Bez pozwolenia położyłem swoją głowę na jego torsie. Rękę ułożyłem na jego brzuchu i przysłuchiwałem się bicia jego serca, które w jakiś sposób mnie uspokajało. Lou zaczął bawić się moimi włosami. Zawijał sobie pojedyncze loki na palec i jeszcze bardziej je kręcił. Później gdy znudziła mu się ta czynność przejechał dłonią wzdłuż mojego kręgosłupa i zaczął kreślić nieokreślone kształty na moich plecach.  W końcu uspokoiłem się tak bardzo, że zachciało mi się spać. Tomlinson najwidoczniej też był zmęczony, ponieważ oboje w tym samym momencie zasnęliśmy.

   Obudziłem się 2 godziny później. Spojrzałem w górę i zobaczyłem szeroko otwarte oczy mojego przyjaciela. Uśmiechnąłem się do niego słabo i ponownie się wtuliłem.

- Może dokończymy film?- zaproponował Louis.
- Możemy.- przyznałem.

   Wydostałem się spod kołdry i z opuszczoną głową zszedłem do salonu. Usiadłem smutny na sofie. Po chwili poczułem coś miękkiego na moich plecach. Zobaczyłem koc, a później Louis’a, który siadał obok mnie. Otuliłem nas obu kocykiem i zaczęliśmy oglądać film. Musieliśmy puścić go od początku, ponieważ żaden z nas nie pamiętał co stało się wcześniej. Mój przyjaciel pozwolił mi się wtulić w siebie. Po chwili jednak zmieniliśmy pozycję. Lou usiadł na skraju sofy, a ja położyłem swoją głowę na jego kolanach.

   Tomlinson oglądając film głaskał moje loki. Bardzo mi się to podobało  więc nie chciałem, aby przestał. Jednak po chwili przestałem czuć jego dotyk. Na szczęście szybko to się zmieniło. Louis ułożył swoją rękę na moim brzuchu, a drugą przejechał po moim policzku delikatnie dotykając moich ust. Spojrzałem na niego i przekonałem się, że nie patrzy już na film, tylko na mnie. Uśmiechnąłem się do niego.

   Louis nachylił się nade mną. Już wydawało mi się, że złoży pocałunek na moich ustach, kiedy ominął mnie i pocałował mój rozgrzany policzek. Zawstydził się lekko. Nie mogłem na to patrzeć, więc podniosłem się i tym razem ja złożyłem pocałunek na jego obu policzkach, a później na nosie i jeszcze na czole.

- Za co te pocałunki?- zapytał Louis.
- Za to, że jesteś.- powiedziałem i uśmiechnąłem się.


Witajcie!
Jak podoba Wam się rozdział?
Ja szczerze muszę przyznać, że jest to jak na razie mój ulubiony rozdział.
Jestem bardzo zła?
Nie martwcie się. Jeszcze wszystko wróci do ''normy''. Można tak powiedzieć.
Hmmmm... Muszę przyznać, że zostały jeszcze jakieś 3- 4 rozdziały i nasi kochani chłopcy pojadą do domu :)
Najlepszy będzie ostatni dzień. Już nie mogę się doczekać, aż go opublikuję. Będę musiała jeszcze trochę wytrzymać.
Otóż ostatniego dnia relację chłopaków troszeczkę się zmienią :) Odbędą poważną ''rozmowę''. Nie zdradzę wam, czy to dobrze, czy źle. Mam nadzieję, że Was tym zaskoczę :)

Bardzo chciałabym podziękować Marcie, która zrobiła mi świetny nagłówek :) Żadne słowa nie wyrażą tego, jak bardzo jestem Ci wdzięczna. 
Dlatego z tej okazji rozdział z dedykacją dla Mery!

No to chyba na tyle.
Do następnego.
Kocham Was!


sobota, 5 lipca 2014

11 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Ja oraz Louis mogliśmy przyznać, że byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Wiedzieliśmy o sobie dość dużo. Niestety nie poznaliśmy naszych tajemnic, ale to może dlatego, że po prostu o nich nie wiedzieliśmy.
   Zaczęliśmy się dość dobrze dogadywać. Już nic nie mogło nam stanąć na drodze, aby nas zniszczyć. To było takie niezwykłe.

   Leżąc obok niego na huśtawce myślałem tylko o tym, aby ta chwila już nigdy się nie zakończyła. Czułem się przy nim bezpiecznie i bardzo dobrze. Przez chwilę nawet pomyślałem, że zamiast niego mogłaby znaleźć się tutaj Emily, ale szybko wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Przy niej nie czułem się aż tak dobrze. To Louis sprawiał, że chciało mi się żyć. Byliśmy dla siebie stworzeni, oczywiście jako przyjaciele. Kto by pomyślał, że w przyszłość mogło coś więcej z tego wyniknąć.

   Ja i Louis leżeliśmy obok siebie. Nic nie mogło zakłócić nam tej błogiej chwili, która trwała i trwała, a żaden z nas się nią nie znudził. Nie pamiętam o czym wtedy myślałem, ale na pewno było to coś, co dobrze opisuje Lou. To takie niezwykłe, że mogliśmy się wtedy nacieszyć swoim towarzystwem. Tym bardziej, że teraz wszystko się skończyło i to przeze mnie. Przez Harry’ego Stylsa - egoistycznego dupka. Ale dlaczego ja ciągle obwiniam o to siebie? Przecież Louis też nieźle namieszał. Może nawet bardziej niż ja?

   Dobrze, nie mówmy już o tym. Wróćmy do tej pięknej chwili.

   Leżeliśmy obok siebie. Słońce prażyło niemiłosiernie, ale to nam nie przeszkadzało. Nie czuliśmy tego ciepła.

   Louis poruszył się. Poczułem jak odwraca głowę w stronę małego Max’a.

- Świetny z niego dzieciak, prawda?- zaczął.
- Tak. Muszę przyznać, że jest naprawdę super.- przyznałem.
- Chciałbym mieć takiego dzieciaka w przyszłości. Tylko czy to się mi uda?
- Dlaczego miałoby się nie udać?- zapytałem jeszcze bardziej przytulając się do mojego przyjaciela.

   Czym byłem bliżej, tym czułem się lepiej. Nie wiem dlaczego tak na mnie działał, ale mnie w ogóle to nie przeszkadzało. Ważne, że był przy mnie.

- Różne rzeczy się zdarzają w życiu. Niektórzy po prostu nie mogą.
- Co masz na myśli?- zapytałem nie do końca rozumiejąc to, co chce przekazać mi mój przyjaciel.
- Że niektórzy ludzie są inni.- odpowiedział tajemniczo. Postanowiłem już o to nie pytać. Chyba po prostu bałem się przyznać, że tego nie rozumiem. Nie chciałem być wyśmiany.

   Odwróciłem się w stronę Max’a, który bawił się w najlepsze. Po chwili gdy spostrzegł, że oboje się na niego patrzymy posłał na wielki uśmiech i podbiegł do nas. Miał rozgrzane policzki, a jego oddech był nierównomierny. Zapewne po długiej zabawie.

- Co tam mały?- zapytałem.
- A nic. A wy dlaczego tutaj tak leżycie? Wolicie to od zabawy?
- Jesteśmy zmęczeni. Odpoczywamy. Chciałbyś się położyć obok nas?- zapytałem.
- Nie. Nie chcę wam przeszkadzać.- przyznał Max. Popatrzyłem na niego zdziwiony.
- Dlaczego miałbyś nam przeszkadzać?
- No przecież jesteście parą. Macie teraz czas dla siebie. Ja się pójdę dalej bawić.- powiedział młody uśmiechając się. Chciał odejść, ale chwyciłem go za rękę.
- Dlaczego sądzisz, że jesteśmy parą?- zapytałem.
- No bo tylko zakochane pary leżą tak obok siebie. A tak w ogóle, to bardzo do siebie pasujecie. A wy nie jesteście parą?- zapytał zdziwiony, jakby to, że chłopak jest razem z chłopakiem było najoczywistszą sprawą.
- Nie jesteśmy.- zaprzeczyłem szybko, aby nie utrzymywać go dłużej w błędzie.

   To co mówił Max było niedorzeczne. Jak mógł mnie i Lou wziąć jako parę? Przecież takie małe dzieci powinni wiedzieć, że parę tworzy dziewczyna i chłopak. Najwyraźniej u niego było odwrotnie, ale dlaczego?

- A to szkoda. Naprawdę myślałem, że jesteście parą. No trudno.- powiedział zadowolony szybko odbiegając.

   Przez chwilę leżałem oszołomiony. Dopiero po chwili pozbierałem myśli i chciałem się na ten temat dowiedzieć coś więcej.

- Lou, dlaczego wziął on nas za parę?- zapytałem. Liczyłem na to, że mój najlepszy przyjaciel będzie wiedzieć coś więcej na ten temat.
- To długa i zabawna historia.- zaśmiał się Tomlinson.- Nigdy nie pomyślałbym, że może się to na nim tak odbić.
- A więc opowiadaj.- zachęciłem go oczekując wyjaśnień.
- Kiedyś bardzo często opiekowałem się małym Max’em. Właśnie w taki dzień jak ten bawiliśmy się razem. Po chwili oboje się zmęczyliśmy i postanowiliśmy odpocząć. Zaczęliśmy rozmawiać. I to właśnie wtedy Max zaczął mi opowiadać, że na ulicy zobaczył dwóch chłopaków, którzy trzymali się za ręce i zapytał się czy to jest normalne.
- Co mu wtedy odpowiedziałeś?
- Powiedziałem mu, że to jest normalne. Zacząłem mu tłumaczyć, że przeważnie związek tworzy chłopak i dziewczyna, ale są ludzie, którzy potrafią kochać osobę tej samej płci. Miłość jest miłością. Takie osoby wcale nie powinny być odrzucane. Po prostu niektórzy kochają inaczej.
- I co ci odpowiedział?- zapytałem zaciekawiony. Musiałem przyznać, że ta opowieść bardzo mnie wkręciła.
- Zapytał się mnie czy ja też mógłbym kochać chłopaka. Dla tego, aby przekonać go do takiej miłości odpowiedziałem mu, że mógłbym. Chyba stąd to się wzięło. Sądził, że znalazłem sobie chłopaka.

   Z jednej strony byłem bardzo zdziwiony, a z drugiej podekscytowany. Może dlatego się dziwiłem, ponieważ przed tym małym chłopakiem Lou powiedział coś takiego i nie bał się konsekwencji. Zacząłem się zastanawiać, czy ja też potrafiłbym tak. Nie. Chyba byłem za bardzo hetero aby coś takiego powiedzieć.

   I przyszła mi do głowy pewna myśl. Nie obwiniałem Max’a, że potraktował nas jak parę. Jakby patrzeć jego oczami, to przecież widział dwóch chłopaków przytulonych do siebie. Sam pomyślałbym, że tych dwoje jest razem. To nie było nic zaskakującego. Mogłem się tego spodziewać.

   Jednak nie przejąłem się tym, jak to wyglądało. Aby upewnić siebie w swoich myślał jeszcze mocniej wtuliłem się w mojego przyjaciela. Zacząłem kreślić palcami przeróżne kształty na jego klatce piersiowej. Unormowałem oddech tak, że w tamtym momencie był równy z oddechem Lou. Mój przyjaciel zaczął bawić się moimi włosami. Brał sobie pojedynczy loczek na palec i zaczął go zwijać. Czułem się z tym wszystkim bardzo dobrze.

   Nie obchodziło mnie to, że wyglądamy jak para. I co z tego? Przecież widział nas tylko Max. A ja oraz Louis wiedzieliśmy, że jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi i to mi wystarczało. Jak to mówił Tomlinson opinia innych ludzi nie była ważna. Dobrze, że my czuliśmy się z tym dobrze.

- Chyba musimy w końcu wstać.- zauważył Louis.
- Teraz?- zapytałem zmęczony. Nie chciało mi się ruszać. Było mi bardzo dobrze. Nie chciałem tego przerywać. - Musimy?
- Niestety. Wypadałoby jeszcze trochę pobawić się z Max’em.- przyznał Louis. Miał całkowitą rację. Powinniśmy w końcu wstać. Koniec tego dobrego. W końcu nie mogliśmy spędzić całego dnia na leżeniu na huśtawce ogrodowej. Chociaż w tych okolicznościach byliśmy do tego zdolni, ale pomińmy ten fakt.
- Masz rację.- powiedziałem dając za wygraną.

   Niemal sturlałem się z huśtawki na trawę, ale mi naprawdę nie chciało się wstawać. Z jakiegoś nieznanego mi powodu byłem zmęczony.

- Harry, rusz tyłek.- zaśmiał się Lou pomagając mi wstać. Nie wiem, skąd miał w sobie tyle energii.
- Już.- odpowiedziałem.

   Podniosłem się. Spojrzałem na mojego przyjaciela, który jakby czekał na znak, że możemy ruszać. Stanęliśmy przy małym.

- Chciałbyś się pobawić?- zapytał mój najlepszy przyjaciel. Max w odpowiedzi skinął głową.- Mam nawet pomysł.- przyznał Louis odchodząc od nas.

   Patrzyłem jak podchodzi do węża ogrodowego, który leżał na trawie. I już wtedy wiedziałem, co się szykuje. Lou odwrócił się w naszą stronę i odkręcając korek z wodą patrzył na mnie. Już wiedziałem kto będzie jego pierwszą ofiarą. Woda zaczęła wypływać z węża.

- Nie zrobisz mi tego, prawda?- zapytałem z nadzieją, że to jednak był jakiś głupi żart i Louis mnie oszczędzi, jednak tak się nie stało.
- Harry, a dlaczego miałbym tego nie zrobić?- zaśmiał się.
- No jestem twoim przyjacielem i nie mam ochoty być mokrym!- krzyknąłem.

   Jednak to było na nic. Lou posłał mi jedynie przepraszający uśmiech i wycelował we mnie wężem ogrodowym. W jednej chwili oblała mnie zimna woda. Byłem przemoczony aż do suchej nitki!

- Zabiję cię!- krzyknąłem zły.

   Podbiegłem do Tomlinson'a. W tym czasie Max również został oblany i bardzo się z tego cieszył, w przeciwieństwie do mnie.

- Coś ty Harry taki mokry, co?!- zaśmiał się mój przyjaciel.

   Wytrąciłem mu waż z ręki, i to ja przejąłem nad nim kontrolę. Taka sytuacja już bardziej mi odpowiadała. Teraz to ja mogłem polać mojego najlepszego przyjaciela. I to bez żadnych wyrzutów!

- I kto tu się śmieje ostatni?- zapytałem szczęśliwy z tego, że mogłem się zemścić.
- Wszyscy.- odpowiedział mi uradowany Louis.

   Rzuciłem się na niego i wspólnie, oblewając się wodą zaczęliśmy się tarzać po trawie. W oddali słyszałem śmiech Max’a, który po prostu się z nas nabijał. Ale nie przejmowałem się tym. Ważne było, że mogłem być blisko Louis’a i razem się z nim bawić. Czy to było aż takie dziwne?

   Po chwili zatrzymaliśmy się na trawie. Lou znalazł się nade mną. Był podparty dłońmi, które ułożyły się obok mojej głowy. Moje ręce z niewiadomych przyczyn położyłem się na jego biodrach. Patrzeliśmy sobie w oczy i to było takie niezwykłe. Jego lazurowe tęczówki przyglądały mi się dokładnie, jakby chciały zapamiętać każdy szczegół mojej twarzy.

   Zbliżaliśmy się do siebie. Odruchowo spojrzałem na jego usta, które były bardzo blisko moich. Nie przeszkadzało mi to. Nie chciałem się odsunąć. Nie obchodziło mnie to, że byłem chłopakiem tak samo jak Louis. A przecież byłem hetero. W tamtej chwili nie rozumiałem tego. Marzyłem tylko o tym, aby poczuć pełne usta mojego przyjaciela na swoich i zatopić się w nich.

   Nasze usta znajdowały się dosłownie milimetr od siebie, gdy skoczył na nas Max, tym samym przerywając nam te chwilę. Nie miałem mu tego za złe. Dobrze, że nas opamiętał, bo gdyby nie on, to z pewnością pocałowalibyśmy się, a przecież byliśmy przyjaciółmi.

   Ten dzień był inny od wszystkich. Między mną a Lou stworzyła się jakaś niewidzialna więź, której nie potrafiliśmy zrozumieć. Właśnie tamtego dnia zrozumiałem, że Louis nie jest mi obojętny.


Witajcie!
Co myślicie o rozdziale?
 Nie wiem, czy powinnam Wam to zdradzać, ale nie mogę się powstrzymać. Otóż jest to ostatni taki szczęśliwy rozdział. Nie mówię, że nie będzie jeszcze tak całkiem szczęśliwych, ale od następnego zaczną się same problemy, które będą trwać... możliwe, że aż do końca tego opowiadania. Oczywiście nie martwcie się. Nie chcę jeszcze kończyć tego bloga. Myślę, że spokojnie będzie przynajmniej 30 rozdziałów, jak nie więcej ;)
Mam nadzieję, że świetnie spędzacie wakacje. Ja jak na razie nie narzekam :)
No to czekam na Wasze opinie.
Do następnego.