sobota, 31 maja 2014

06 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   I pomyśleć, że kiedyś nie zauważyłem tego, jak dogadujemy się z Louis’em. Teraz byliśmy ja bratnie dusze.

   Przyjaciel to ważna osoba w życiu. Może jeszcze zbyt dobrze nie poznaliśmy się z Louis’em, ale już czułem, że mogłem mu zaufać. Mogłem obdarzyć go swoimi najskrytszymi sekretami, a on z pewnością nikomu nie powtórzyłby ich. Byłem tego pewny. Los chciał, abyśmy się spotkali. W końcu udało mi się jego jakoś bardziej poznać. Po jakiejś części byłem wdzięczny losowi, że dał nam taką szansę. Miałem nadzieję, że będzie między nami dobrze. Cieszyłem się. Byłem szczęśliwy i spełniony. Sądziłem, że moje życie będzie teraz idealne, dopóki wszystko nie zaczęło się pieprzyć. Wtedy jeszcze nie wiedziałem co mnie czeka…

   Jednak nie żałowałem niczego, żadnego czynu, gestu, słowa, do jakiegoś czasu. Gdyby się dało, cofnąłbym czas, tylko jak mógłbym odwrócić bieg historii? Przeznaczenia nie można oszukać, więc to byłoby na nic.

- Jesteśmy już na miejscu?- zapytałem Louis’a gdy zauważyłem, że wjeżdżamy przez potężną bramę i zatrzymujemy się na jakimś placu.
- Tak.- przyznał.- To właśnie tutaj mieszka moja babcia.- uśmiechnął się do mnie i gasząc silnik wysiadł z samochodu. Zrobiłem to samo i po chwili obaj znaleźliśmy się przy bagażniku.

   Rzuciłem okiem na piękny marmurowy dom w odcieniu beżu. Był dwu poziomowy, a może i nawet trzy, jeżeli liczyć by potężny dach. Okna były masywne, wyglądały jak z bajki. Na pierwszy rzut oka można byłoby pomyśleć, że rodzina, która mieszka w tym potężnym i pięknym domu jest strasznie bogata. Nie wiem dlaczego, ale najbardziej zachwycił mnie dach, który wyłożony był brązowymi płytkami. On tak bardzo pasował do tego wszystkiego. Nigdy nie uwierzyłbym, że w tym domu mieszka samotnie starsza pani. Nie potrafiłem sobie tego wyobrazić.

- I co myślisz o mieszkaniu mojej babci?- zapytał Lou wyciągając nasze walizki z bagażnika.
- Jeżeli powiesz mi, że ty też tak mieszkasz, to jestem jakimś zwierzęciem.- nie wiem, dlaczego tak powiedziałem. Samo jakoś tak wyszło.
- A więc cześć myszko.- zaśmiał się Louis. Spojrzałem na niego zszokowany.- Wybacz, ale ja również mam taki dom.- uśmiechnął się mój przyjaciel.
- Jaja sobie robisz?- zapytałem z otwartą buzią.
- Nie.- odpowiedział mi i ruszył ze swoimi walizkami ku mahoniowym drzwiom.

   Stałem jeszcze chwilę zastanawiając się nad tym co powiedział. Po chwili go dogoniłem.

- Dlaczego nazwałeś mnie myszką?- zapytałem.
- No powiedziałeś, że jeżeli ja też mieszkam w tak urządzonym domu, to będziesz jakimś zwierzęciem.- zauważył Lou. Dopiero wtedy to zajarzyłem. Nie, ze mną było już naprawdę źle. Zapomniałem, że wcześniej to powiedziałem. Ok, nie przemyślałem tego.
- Ale dlaczego akurat mysz?- zapytałem go.
- Wolisz być orangutanem?- zaśmiał się.
- Nie, może być mysz.- przyznałem mu rację.

   Nie mając wyjścia ruszyłem za nim. Wziąłem swoje walizki i podążałem jego drogą. Weszliśmy do mieszkania i od razu przywitała nas woń ciasta. Zaczynało mi się tu podobać, chodź nagle zrobiłem się głodny.

   Gdy weszliśmy do przedpokoju szczęka mi opadła z wrażenia. Dosłownie. Podłoga i ściany wyłożone były błyszczącymi kamieniami, które z pewnością musiały być drogie. Sufit był podwieszany z małymi lampkami ułożonymi w równych odstępach od siebie. Po prawej znajdowała się mała garderoba gdzie można było zostawić swoją kurtkę lub sweter. Jednak nie skorzystałem z tego, ponieważ nie miałem niczego takiego na sobie.

- Jak wrażenie?- zapytał Louis. Wiedziałem, że czuł z tego powodu wielką satysfakcję. Zresztą, jakbym był na jego miejscu, to zachowywałbym się dokładnie tak samo, albo i jeszcze gorzej. Przecież byłem zdolny do wszystkiego.
- Muszę częściej jeździć z tobą na wakacje.- zaśmiałem się.
- Ej, bo uznam, że mnie wykorzystujesz.- również się zaśmiał.

   Lou poprowadził mnie w głąb mieszkania i weszliśmy do salonu. Kolejna dawka zachwytu. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy, to wielkość tego pomieszczenia i żyrandol, który wisiał na śnieżnobiałym suficie. Małe bladoróżowe perełki odbijały światło które wpadało przez już wcześniej wspomniane przeze mnie wielkie okna. W środku wyglądało to jeszcze lepiej. Później moją uwagę przykuł wielki kominek znajdujący się zaraz naprzeciw wejścia. Podłoga była wyłożona ciemnymi panelami, a ściany zostały pomalowane na jasny szary. Na środku stał zgrabny szklany stoliczek, a przy nim śnieżnobiała sofa i dwa fotele. Naprzeciw wisiała wielka plazma. Nigdy nie sądziłem, że rodzina mojego przyjaciela jest tak bogata.

   Dopiero gdy usłyszałem gruby i zdecydowany głos zauważyłem staruszkę, która zbliżała się w naszym kierunku. Po chwili Louis wpadł w jej ramiona. Miło było patrzeć jak się ściskają. Musiała ich łączyć wielka więź. Więź, której ja w tamtym momencie nie rozumiałem. Musiałem poznać pewne tajemnice, aby to zrozumieć.

- Dzień dobry.- odezwałem się. Babcia puściła swojego wnuczka i spojrzała na mnie. Jej uśmiech na twarzy jeszcze bardziej się powiększył.
- Dzień dobry.- uśmiechnęła się.- A więc to ty jesteś Harry.- nawet nie zdążyłem odpowiedzieć, ponieważ chyba nawet na to nie czekała. Mówiła dalej.- Louis dużo mi o tobie opowiadał.- posłałem pytające spojrzenie mojemu przyjacielowi, który tylko się uśmiechnął.- No nie powiem, słodziak z ciebie. Jesteś jeszcze przystojniejszy niż w opowiadaniach mojego wnusia.- powiedziała babcia Louis’a z uśmiechem i chwyciła moje policzki, które zaczęła tarmosić. Ej no, tak nie można! Jednak nie zamierzałem się sprzeciwiać.
- Babciu.- zwrócił jej uwagę mój przyjaciel i dopiero wtedy starsza kobieta mnie puściła.
- Oboje jesteście tacy chudzi. Trzeba was podtuczyć.- zaśmiała się.
- Możemy iść do pokoi?- zapytał jej wnuk.
- Jasne, ale za chwilę przyjdźcie, bo upiekłam ciasto.- poinformowała nas.

   Tak bardzo miałem ochotę na to ciasto, że już chciałem go skosztować. Jednak na chwilę musiałem powstrzymać mój apetyt.

   Louis pociągnął mnie za sobą i weszliśmy po schodach na pierwsze piętro. Wszystko było tu tak pięknie urządzone. Aż byłem ciekaw kto to wszystko urządzał i dobierał takie świetne kolory. Przecież tutaj wszystko ze sobą współgrało. Ktoś naprawdę miał świetny gust i podejrzewałem o to babcię Louis’a.

- Harry, teraz mam dwie propozycje, albo śpimy w dwóch innych pokojach, albo w jednym. Decyzja należy do ciebie.- powiedział Louis. Spojrzałem na niego i zacząłem się zastanawiać. Jednak po chwili wiedziałem co odpowiedzieć.
- Nie miałbyś nic przeciwko, jeżeli spalibyśmy w jednym pokoju?- zapytałem.

   Głupio mi było być samemu w pokoju. A co, jeżeli obudziłbym się szybciej? Co bym ze sobą zrobił? Z pewnością nie wyszedłbym z pokoju, bo bałbym się, że jeszcze kogoś obudzę i już nie będzie tak miło. A co jeżeli będę spał dłużej niż inni? Jeszcze spóźniłbym się na śniadanie, albo coś w tym stylu i wyszedłbym na śpiocha. A tak, jak wstanę, będę mógł zobaczyć, czy Lou jeszcze śpi, czy może się obudził. Tak, lepiej jeżeli będziemy spać w tym samym pokoju. Będę miał pewność co wtedy zrobić.

- Ok. To może zajmiemy pokój gościnny.- uśmiechnął się do mnie i ruszył, a ja podążyłem za nim.

   Louis poprowadził nas do końca korytarza, po czym weszliśmy do jednego z pokoi. Zobaczyłem ogromne łóżko, ściany koloru jasnej czerwieni, brązowy dywan na podłodze. Dość potężny klosz na białym suficie. Jeszcze garderobę i mały stolik, przy którym stały dwa pufy.

- To tutaj będziemy mieszkać przez miesiąc?- zapytałem niedowierzając.
- Tak. Myślę, że jakoś ze sobą wytrzymamy.- zaśmiał się Louis. Oczywiście zacząłem śmiać się razem z nim.
- Mam nadzieję, że tak.- przyznałem. Chodź szczerze w to nie wierzyłem. Chociaż jak się lepiej poznamy, to może jakoś się dogadamy. Tak w sumie to już dobrze się dogadywaliśmy, ale mieliśmy odmienne charaktery i to mnie przerażało.
- Dobrze, poczekaj chwilę. Muszę przynieść materac.- poinformował mnie Lou.
- Jaki materac?- zapytałem ciekawy.
- Dla jednego z nas. Nie ma tutaj dwóch łóżek.- zauważył Louis, a ja przyznałem mu rację.
- Ok, to ja będę spać na materacu.- przyznałem. Dla mnie to było dziwne, jeżeli Tomlinson nie spałby na łóżku. W końcu to on był tutaj gospodarzem.
- O nie, nie pozwolę na to.- zaprotestował.- Ty tutaj jesteś gościem. Nie możesz spać na materacu.

   I tak zaczęła się nasza kłótnia. Spieraliśmy się, kto ma spać na materacu, a kto nie. Teraz, jak patrzę na to z tak wielkiej perspektywy czasu sądzę, że było to dziecinne zachowanie z naszej strony. No ale my już na zawsze tacy pozostaniemy. Już zawsze będziemy zachowywać się jak dzieci. Z tego nie da się już nas wyleczyć.

- Louis, a może spalibyśmy w jednym łóżku?- zaproponowałem. Sam nie wiedziałem skąd mi się to wzięło.- Nie dojdziemy do porozumienia. Będziemy się spierali, aż któryś z nas nie odpuści, a oboje jesteśmy bardzo uparci. Nie miałbyś nic przeciwko, jeżeli spalibyśmy w tym samym łóżku?
- Nie. A ty masz coś przeciwko? W końcu jesteśmy przyjaciółmi, spanie w jednym łóżku o niczym nie świadczy.- przyznał i posłał mi lekki uśmiech.
- Tak, masz rację. Nie miałbym nic przeciwko, jeżeli spalibyśmy w tym samym łóżku.- odparłem z bananem na twarzy.
- Cieszę się z tego powodu. To co, idziemy na ciasto do mojej babci?- zapytał.
- Jasne, a co będziemy robić później?
- Możemy iść do jakiejś knajpki, albo na dyskotekę. Tylko proszę, nie upijajmy się dzisiaj.- zaproponował.
- Zgadzam się na wszystko.

   I tak razem zajęliśmy sobie resztę dnia.  Poznałem dokładniej babcię Lou i musiałem przyznać, że była bardzo miłą kobietą. Świetnie się z nią rozmawiało i robiła pyszne ciasta. Jeszcze nigdy się tak nie najadłem. Po prostu nie mogłem przestać jeść! To było takie pyszne! Tak świetnie spędziłem czas w ich gronie. Czułem się, jakbym był u własnej babci, dlatego ani trochę się nie krępowałem. Rozmawialiśmy na wszystkie tematy. Główne Lou musiał opowiadać, jak radzi sobie w życiu, czy ma dobre oceny w szkole. A mi bardzo przyjemnie się tego słuchało.

   Powoli zaczęło się ściemniać. Spojrzałem na Louis’a pytająco. W końcu mieliśmy iść do jakiegoś baru czy coś takiego. Louis musiał zrozumieć o co mi chodzi, bo dyskretnie przytaknął głową.

- Babciu, musimy się zbierać. Wrócimy około 22, dobrze? Chcemy się gdzieś wyrwać.- powiedział Lou.
- Dobrze wnusiu. Bawcie się dobrze.- zgodziła się.

   Nawet nie zauważyłem kiedy Louis wstał i stanął obok mnie. Pociągnął mnie za rękę i zaprowadził do przedpokoju. Założyliśmy buty i wyszliśmy.


Hello!
Jak tam u Was?
U mnie wszystko dobrze. 
Czuję się świetnie. Muszę się szczerze przyznać, że miałam pewne trudności z tym rozdziałem i wydaję mi się, że jest jakiś dziwny O.o Albo to ja jestem dziwna? Zresztą, nie ważne :)
Już Wam mogę zdradzić, że następny rozdział będzie taki trochę słodki... Jeżeli można to tak określić ;p
Akcja będzie działa się tylko pomiędzy Harry'm i Louis'em :D Ale nie martwcie się, do niczego nie dojdzie :) Jeszcze nie teraz. Musicie uzbroić się w cierpliwość :)) 
No to czekam na Wasze opinie.
Do następnego!

niedziela, 25 maja 2014

05 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   I pomyśleć, że tak bez rozważania propozycji Louis’a, zgodziłem się na wyjazd z nim na wakacje. Chciałem go poznać. Nie wiedziałem dlaczego, ale chciałem być przy nim. Dziwiło mnie, że wcześniej się tak dobrze nie znaliśmy, że przeoczyliśmy ten błąd. Nie wiedzieliśmy, że mimo iż jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi to za wiele o sobie nie wiemy. Nie znaliśmy się i żaden z nas nie mógł zaprzeczyć w tej sprawie. Tyle lat przyjaźni nas minęło… Tyle chwil, które przeoczyliśmy. Nigdy sobie nie pomagaliśmy, nigdy się nie wspieraliśmy. Nie widzieliśmy u siebie łez. Nie znamy każdego sekretu. To smutne, prawda? Byliśmy przyjaciółmi, a żyliśmy w tak wielkim błędzie. Mogliśmy nacieszyć się swoim towarzystwem, a tymczasem unikaliśmy się jak woda ognia. Nie zauważyliśmy tego, że mało ze sobą rozmawialiśmy, że nigdy się spotkaliśmy się na osobności.

    Zawsze wydawało mi się, że to Louis mnie unikał. Nigdy nie zaczął ze mną rozmowy, to ja zawsze musiałem to robić. On nigdy nie był skłonny do wymiany zdań ze mną. Dopiero teraz zwróciłem na to uwagę.

   Wiedziałem tylko, że łączyła nas jedna wspólna rzecz. Żaden z nas nie lubił rozmawiać o sobie. Nikt nie wiedział o mnie zbyt wiele. Louis’a też prawie nikt nie znał. Oboje ukrywaliśmy się w cieniu. Robiliśmy wszystko, aby pewne tajemnice nie wyszły na jaw.

   Tak długo ukrywaliśmy przed sobą różnie sekrety, że zabrakło nam później czasu, aby sobie powiedzieć najważniejsze rzeczy. Nigdy nie sądziłbym, że może się coś takiego stać. To była największa nauczka życia, jaką dostałem.

- Jesteś gotowy do wyjazdu?- zapytał Louis.  Właśnie zorientowałem się, że stałem przed jego samochodem i patrzyłem. Nawet nie wiem na co się gapiłem.  Po prostu stałem i nie wiedziałem co ze sobą zrobić.
- Od kiedy masz prawo jazdy i gdzie kupiłeś taką brykę?- zapytałem zdziwiony. Wiele rzeczy o nim nie wiedziałem i to była jedna z nich.
- Fajna co?- zapytał poklepując maskę swojego samochodu. Widać było, że cieszył się, że tak na to zareagowałem. No nie powiem, bo zrobiło to na mnie wrażenie.
- Zajebista.- prawie krzyknąłem.- Zawsze o takiej marzyłem.- przyznałem.- Ale mnie nie stać.- zaśmiałem się. Louis spojrzał na mnie z uśmiechem.
- No, najtańszy samochód to to nie był.- przyznał.- To co, jedziemy?
- Tak.- odparłem.

   Pomogłem włożyć mu moje walizki do bagażnika samochodu. Dobrze, że była całkiem pojemny i pomieścił wszystkie walizki. Trochę dużo tego ze sobą zabrałem, ale nie wiedziałem jak mam się do tego przygotować, więc zabrałem wszystko co mogłoby mi się przydać. Wolałem przygotować się na zapas, niż później marudzić, że czegoś zapomniałem. Niestety byłem typem człowieka, któremu ciężko było dogodzić. Zresztą, ja nadal taki jestem, tylko że teraz doceniam więcej rzeczy, czynów, niż przedtem.

   W ciszy wsiedliśmy do samochodu. Louis odpalił silnik i mogliśmy jechać. Zapiąłem pasy i ułożyłem się wygodnie na krześle. Odwróciłem się w stronę okna i patrzyłem jak odjeżdżamy. Aby było mi wygodnie, głowę podparłem sobie na łokciu. Tak mogłem spędzić całą drogę.

- Harry… ja…- zaczął Lou, ale zaciął się. Podniosłem głowę i spojrzałem na niego. Zauważyłem rumieńce, które zawitały na jego policzkach. Z pewnością próbował je powstrzymać, ale nie udało mu się to. Tej sztuki chyba nikt jeszcze nie opanował.
- Mów śmiało.- zachęciłem go. Spojrzał na mnie z wdzięcznością i kontynuował:
- Jestem ci wdzięczny, że ze mną jedziesz. Sam znów nudziłbym się tam.- przyznał.- Dziękuję.
- Nie ma za co.- uśmiechnąłem się.- To nie ma tam co robić, skoro się nudzisz?- zapytałem.
- Są tam bary i takie inne, ale nie lubię w takie miejsca chodzić sam. We dwójkę zawsze raźniej.- zaśmiał się i na chwilę spuścił wzrok z drogi patrząc na mnie. Mogłem przyjrzeć się jego twarzy przez ułamek sekundy, a czułem, że zapamiętałem każdą zmarszczkę, każdy najmniejszy szczegół.
- Rozumiem. Czyli nie będziemy się tam nudzić?- zapytałem. Wolałem się upewnić.
- Nie. Coś tak się obawiam, że nawet nie starczy nam czasu, abyśmy się dobrze poznali.- przyznał, a ja zrozumiałem o co mu chodzi.
- Tak, jestem ciekawy czy nam się to uda.- powiedziałem.
- Coś tak czuję, że będzie ciężko.- zaśmiał się Lou.- Oboje jesteśmy osobami, które nie lubią mówić o sobie za dużo. Ale po to wyjeżdżamy, aby się lepiej poznać, więc myślę, że jakoś się przed sobą otworzymy. Chyba warto zaryzykować. Jeszcze nie wiadomo co może się zdarzyć.- powiedział tajemniczo.
- Tak. Myślę jednak, że dowiemy się czegoś więcej o sobie.

   Zapadła między nami cisza, ale ona nie była niezręczna. W takiej ciszy mógłbym spędzić całe życie. Napawałem się tą chwilą. Było mi tak dobrze. Nie obchodziło mnie w tamtej chwili co spiker mówił w radiu, co takiego ludzie o mnie myśleli, czy ktoś za mną tęsknił. Liczyło się tylko to, że siedzę w samochodzie z Louis’em i mogę oglądać przepiękne widoki za szybą. Czułem się w tej chwili spełniony.

- Co tak w ogóle o mnie wiesz?- przerwał tą błoga chwilę Louis tym pytaniem.

   Niechętnie odciągnąłem oczy od lasu, który w tej chwili mijaliśmy i spojrzałem na mojego przyjaciela.

- A co dokładnie chcesz wiedzieć?- zapytałem.
- Nie wiem. Po prostu powiedź to, co o mnie wiesz.- zaproponował.
- Nazywasz się Louis Tomlinson. Urodziłeś się 24 grudnia 1991 r. Masz sporo rodzeństwa.- zaśmiałem się.- Tak a propos, to twoje siostry są słodkie. Lubisz ubierać koszulki w paski i kolorowe spodnie. Szalejesz na punkcie marchewek.- powiedziałem.- W sumie to tyle. A ty ile o mnie wiesz?
- Tyle ile ty o mnie. Tylko jeszcze nie zdążyłem rozszyfrować twojego stylu ubierania się.- przyznał z uśmiechem.
- Ha! To jest ciężki kawałek do zgryzienia.- zaśmiałem się.- Sam swojego stylu ubierania się jeszcze nie rozszyfrowałem.
- Czeka nas ciężka droga do poznania się. Wiele o sobie nie wiemy.- przyznał Lou.
- To żebyśmy się lepiej poznali, to powiedz najważniejsze rzeczy na swój temat, po czym zrobię to ja. Tak z pewnością będzie nam łatwiej.-zaproponowałem.
- Nie najgorszy pomysł.
- A więc opowiadaj.- zachęciłam go.

   I tak zaczęliśmy naszą długą rozmowę. Nie wiem ile ona trwała, ale nie chciałem jej przerywać. Tak świetnie siedziało nam się w samochodzie i słuchało się nawzajem. Odniosłem wrażanie, że obojgu nam się to spodobało.

   Czas nam leciał, a my nie zamierzaliśmy przestać o sobie odpowiadać. Tak dobrze nam się rozmawiało. Nikt nie chciał skończyć. Gdy jednak opowiedzieliśmy o sobie dość dużo i nasz mózg nie chciał przyswoić już więcej informacji postanowiliśmy posłuchać radia w którym rozbrzmiewała muzyka.

   Louis był zapatrzony w jezdnię starając się jechać poprawnie unikając jakichkolwiek wykroczeń, ale również czasem się popisał przez co na moją twarz często wkradał się uśmiech. Tak, on nie mógł żyć bez jakichkolwiek wygłupów i popisów. Poznałem go na tyle dobrze, że mogłem stwierdzić, że był niezłym zgrywusem i kabareciarzem. Opowiadał mi swoje zdarzenia z dzieciństwa w których brał udział. Niektóre były tak bardzo śmieszne, że myślałem, że umrę ze śmiechu. Wcale nie przesadzam. Nie mogłem przestać się śmiać. Ja nigdy nie miałem takich odpałów. Nigdy nie mógłbym mu dorównać. Był mistrzem wszystkich.

   Dowiedziałem się, że był klasowym klaunem, ale mu to jak najbardziej odpowiadało. Chciał być tak postrzegany. Po prostu chciał, aby wszyscy go lubili i muszę przyznać, że chyba mu się to udawało, ponieważ jego nie dało się nienawidzić. Była to tak pozytywna osoba, że na mnie przechodziła jego pozytywna energia. Miałem ochotę się śmiać i wygłupiać. Chciałem zrobić coś szalonego! Po prostu przy nim nie dało się nie śmiać. To takie ekscytujące, że to właśnie z nim mogłem spędzić te wakacje, które tak dobrze się zapowiadały. W tamtej chwili cieszyłem się, że będę mógł go lepiej poznać, że będziemy mogli być najlepszymi przyjaciółmi, ponieważ w głębi serca czułem, że tak właśnie będzie. I wcale się nie myliłem. Byliśmy jak bratnie dusze, które przez całe życie siebie szukały. I w końcu się odnalazły!

   Mogliśmy się dogadać w każdej sprawie. Mieliśmy takie same poglądy na niektóre tematy co sprawiało, że aż chciało się rozmawiać. Zresztą, nawet jeżeli myślelibyśmy coś całkiem innego w pewnych sprawach, to z pewnością poruszylibyśmy inne, ponieważ czuliśmy, że bez rozmowy nic nie zrobimy, a dzięki temu lepiej się poznamy. Chyba na tym nam najbardziej zależało.

   Louis dlatego poprosił mnie, abym pojechał z nim na wakacje. Po prostu bał się, że za bardzo się od niego oddalę i przestaniemy być przyjaciółmi. Trochę dziwne, ale prawdziwe. W tamtej chwili tego nie rozumiałem, jednak teraz przekonałem się o co mu chodziło. I pomyśleć, że zajęło mi to aż tyle czasu…

   Lou był osobą z którą chciało się żyć. Chciało się pokonać całe życie w śmiechu i bezgranicznej zabawie nie zważając na konsekwencje, które mogą z tego wyniknąć. Przy nim nie dało się zmęczyć. Nie myślało się o tym, że za chwilą może się coś stać, że można kogoś stracić. W jego towarzystwie wszystkie smutki odchodziły na bok. Nie było czasu aby zamartwiać się życiem i codziennymi wpadkami. Z jego opowieści wynikało, że nie lubił, gdy ludzie się smucą. Dlatego chodził cały czas wesoły. Chciał, aby inni brali z niego przykład. Jeżeli ktoś był smutny, zmęczony życiem on chciał mu udowodnić, że jeszcze można się bawić. Że nigdy nie wolno upaść, a gdy już to zrobisz, to zawsze znajdzie się osoba, która cię podniesie, bo od tego się przyjaciele, a jeżeli ktoś już ich nie posiada, to są osoby, które zawsze chcą pomóc i to im należy zaufać.

   Ja byłem osobą, która przejmowała się opinią innych. W przeciwności do Louis’a, ja zwracałem uwagę na każde słowo, które ktoś wypowiedział na mój temat. Nie mogłem przejść obojętnie i udawać, że nie słyszałem krytyki lub pochwał na swój temat. Louis nie martwił się takimi rzeczami i to również było dla mnie przykładem, który mi dawał.

   Byłem osobą, która sądzi, że ma wspaniałe życie i nic dookoła ją nie obchodziło. Byłem kimś w rodzaju egoisty. Nie potrafiłem dostrzec w człowieku cierpienia, póki sam nie pokazywał mi, że cierpi. Czasem przechodziłem obojętnie obok osób, które potrzebowały pomocy. Byłem tak bardzo nieczuły… Nie sądziłem, że na świecie ludzie cierpią, umierają w szpitalach, póki sam się o tym nie przekonałem.

    Chyba za bardzo wierzyłem w to, że świat jest taki idealny i piękny. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że cały czas ktoś płacze, ktoś się smuci. Myślałem, że wszyscy mają idealne życie i nikomu niczego nie brakuje. Och, tak bardzo się myliłem. Żyłem w takim błędzie przez połowę swojego życia. Nie wiem, czy jeszcze kiedykolwiek sobie to wybaczę. Chyba już nigdy…

   Byłem tak zaślepiony swoim idealnym życiem, że nawet nie domyślałem się, że los może sprawić mi tyle kłopotów i psikusów. Wtedy nie sądziłem, że będę kiedyś cierpieć i opłakiwać osobę, którą kochałem. Że ktoś przeze mnie będzie cierpiał. Tak, nie wierzyłem w to, że ktoś przez Harry’ego Styles’a może płakać. Byłem wtedy tak głupi, tak ślepy.


   Wtedy miałem czas aby naprawić swoje błędy, ale nie zrobiłem tego. Nie byłem ich świadom. Teraz było już na to wszystko za późno. Nieźle spieprzyłem sprawę i chyba trochę za szybko się poddałem.


Witajcie!
Na wstępie chciałabym Was przeprosić za ten rozdział. Tak długo na niego czekaliście, a tu okazał się być taki nudny.
Proszę, nie zniechęcajcie się do tego opowiadania.
Wiem, że wszystko wolno rozkręcam, ale na początku chciałam, abyście poznali bardziej bohaterów. O Emily już coś wiecie. Zorientowałam się, że jeszcze nie za dużo napisałam o Harry'm i Louis'ie. Chciałam Wam pokazać, że są to troszkę odmienne osoby. Każdy z nich ukrywa coś. Napiszę Wam coś, o czy będziecie się mogli przekonać w następnych rozdziałach. (na początku możecie tego nie zauważyć, ale myślę, że w późniejszym czasie sami się o tym przekonacie.)
A mianowicie nie wspomniałam w opisie Harry'ego, jak wypowiadał się o Louis'ie, że pan Tomlinson jest bardzo tajemniczy.
Miałam Wam o tym nie mówić, ale postanowiłam, że powinniście to wiedzieć.
Właśnie najwięcej sekretów ma Lou. Dużo z nich wyjdzie na jaw pod koniec opowiadania.
Ale cicho... O niczym nie wiecie.
Hahaha, coś mi dzisiaj odwala xD.

Dziękuję  bardzo za komentarze pod poprzednim rozdziałem.
Muszę przyznać, że na wycieczce było bardzo fajnie.
Jedno z moich marzeń zostało spełnionych i aż szkoda było mi wracać.
Ale wszystko co dobre kiedyś musi się skończyć, prawda?

No to do następnego.
Kocham Was bardzo mocno.
♥♥♥

piątek, 16 maja 2014

04 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Ryzyko jakie ponosimy każdego dnia czyni, że nasze życie jest ciekawsze, bardziej ekscytujące. Znika codzienna proza i w końcu się coś dzieje. Jest to tak nieoczekiwane i fascynujące. Życie odchodzi gdzieś w kąt. Czasem nawet na siłę chcesz poczuć ryzyko, adrenalinę aby przegonić nudę, która pojawia się w niespodziewanych momentach, gdy nie jesteśmy na nie przygotowani.

   Ale czym jest życie bez ryzyka?

   Ryzyko jest czymś w rodzaju wskaźnika strachu lub zdarzenia, przez które się boimy. Czasem przez to dowiadujemy się, jak bardzo jesteśmy słabi. Dużo razy zdarzyło się, że przez ryzyko musiałem zrezygnować z ciekawych i porywających rzeczy. Adrenalina jest częścią naszego życia i nie można go się od tak pozbyć.

    Ile razy zastanawiałeś się co zrobić? Musiałeś wybierać między dwiema opcjami. Ile razy musiałeś dokonać wyboru? Właśnie na tym polega ryzyko. Musisz zaryzykować, co wybrać. Czasem dokonujemy złych, a czasem dobrych wyborów. To tak, jak z błędami. Złe decyzje ciągną za sobą konsekwencje. Ale czasem warto ponosić jest takie ryzyko, prawda? Ono czyni, że życie nie jest monotonne. Przychodzi chwila strachu. Serce mocniej Ci bije, zaczynasz się pocić. Boisz się konsekwencji, ale to sprawia, że czujesz się lepiej… lub gorzej.

   Czasem rezygnujesz. Nie chcesz ponosić ryzyka, więc wycofujesz się w kąt, starasz się jak najszybciej zniknąć. W tym momencie sądzisz, że najlepiej, jeżeli strach by odszedł i już nigdy się nie pojawił. Ryzyko właśnie takie jest. Musisz dokonać właściwego wyboru, albo się poddać. Musisz określić co tak naprawdę jest dla ciebie ważne.

   Tak było ze mną. Musiałem ponieść ryzyko, musiałem wybrać. Wybrać między spędzeniem wakacji z dziewczyną, a przyjacielem. Wybrałem przyjaciela, przez co Emily była wściekła. Obiecałem jej, że nadrobimy wszystko w następnym miesiącu.

- Jak ty to sobie wyobrażasz?- zapytała. Jeszcze nie podniosła głosu, więc nie było źle.

   Ostatnio wiele krzyczała. Nie potrafiła pogodzić się z tym, że wyjeżdżam, co dla mnie było bardzo dziecinnym zachowaniem, ale przecież nie mogłem powiedzieć tego na głos. Nie chciałem jeszcze bardziej jej denerwować.

- Przestań robić sceny.- zwróciłem jej uwagę.-Wyjeżdżam tylko na wakacje z przyjacielem. O co ci znowu chodzi?- zapytałem nieźle wkurzony.

    Drażniło mnie już to wszystko. Rozumiem, jakby była to pierwsza kłótnia na ten temat, ale to się powtarzało codziennie. Codziennie! Codziennie męczyła mnie z tego powodu. Nie wiem, o co jej chodziło. Cały czas chodziła nadąsana. Nic nie mogłem zrozumieć. Wyjeżdżałem tylko na wakacje, a ona była odrażona na cały świat.

- O co mi chodzi?- zapytała wściekła.
- Nie rozumiem cię.- przyznałem.
- Jakbyś ty się czuł, gdybym wyjechała na miesiąc z przyjaciółką?- zagadnęła zbulwersowana. Nie wiedziałem po co znów zaczęła ten temat. Po co znów mnie tak męczy? Nie mogłaby w końcu dać mi spokoju?
- Nic w tym dziwnego.- zauważyłem. Naprawdę jej nie rozumiałem. 
- Nic? Kompletnie nic?- zapytała zdziwiona.
- No nie.- odparłem obojętnie. Odpowiedziałem tak, bo wydawało mi się, że to dobra odpowiedź, jednak mojej dziewczynie to nie wystarczyło.
- Nie podejrzewałbyś mnie o nic?- zaczęła.

   Dopiero wtedy zrozumiałem o co jej chodzi. Myślałem, że się przesłyszałem. Jak ona mogła? Jak mogła podejrzewać mnie o coś takiego?! Myślałem, że mi ufa, że coś dla niej znaczę. To tak, jakby mnie nie kochała. Sądziła, że mógłbym znaleźć sobie inną? Sądziła, że mógłbym ją zdradzić? Jak mogła tak pomyśleć?

   Poczułem ukłucie w sercu. Nie ufała mi. Nie wierzyła mi. Moje obietnice nic dla niej nie znaczyły? O wszystkim co jej mówiłem tak szybko zapomniała? Nie pamięta ile razy powiedziałem, że ją kocham, ile razy ją pocałowałem, ile razy powtarzałem jej, że jest piękna? Nie pamięta już tych wspólnych nocy, które spędziliśmy? Nie pamięta tego, jak było nam dobrze? Jak śmiała nazywać się moją dziewczyną, skoro zapomniała. Myślałem, że mogłem robić cokolwiek, że byliśmy dla siebie wszystkim. Nigdy nie pomyślałbym, że mogłaby mnie zdradzać. Nigdy nie pomyślałbym o niej tak, jak ona wtedy myślała o mnie.

- Powiedz mi, że nie pomyślałaś o tym, że mógłbym cię zdradzić.- poprosiłem. W duchu modliłem się, aby tak powiedziała. Nie chciałem, żeby to wszystko okazało się prawdą. Chciałem wierzyć w to, że się przesłyszałem.
- Harry, ale ja o tym pomyślałam.- przyznała.

   Spojrzałem na nią, jak na zdrajcę. Zdradziła mnie, moje zaufanie. Jednak tak pomyślała. Pomyślała o tym, że jestem niewierny.

- Jak mogłaś.- powiedziałem tylko i chciałem się oddalić. Nie mogłem już na nią patrzeć. Brzydziłem się tym. Dla mnie była tylko zdrajcą, zwykłym zdrajcą!

    Przecież bez wspólnego zaufania nie ma związku. Nie ma niczego… Ona po prostu mi nie wierzyła. Nie wierzyła w to, że nie mógłbym tego zrobić.

   Tylko jak się później okazało, ja mógłbym zrobić to wszystko. Nie miałbym nawet wyrzutów. Czas pokazał, że bardzo się zmieniłem. Jednak nie zdradziłem jej. Nie byłem świnią. Tylko właśnie przez moją dobroć bardzo ucierpiałem.

- Harry, poczekaj.- powiedziała podbiegając do mnie i chwytając mnie za rękę.
- Co znowu?- zapytałem oschle.
- Przepraszam. To nie miało tak być. Nie chciałam tego.
- Ale to powiedziałaś.- zauważyłem.
- Nie…
- Nie chciałaś powiedzieć tego na głos? Ale myślałaś tak. Wierzysz w to, że mógłbym cię zdradzić.- powiedziałem głośno, tak, jakbym chciał samego siebie przekonać, że to miało miejsce. Nadal nie mogłem w to uwierzyć.
- Harry, ale…
- Przestań. Nie chcę już cię słuchać.- przyznałem i znów zacząłem się oddalać. Byłem wściekły. Myślałem, że coś dla niej znaczę.

   Miałem ochotę w coś uderzyć, wyżyć się. Jednak gdybym mógł cofnąć czas, zostałbym. Nigdy nie pojechałbym na te wakacje. One tylko utrudniły moje życie, które już i tak było dość skomplikowane. Gdybym tylko wiedział, wybaczyłbym jej od razu.

- Harry…- ponownie moja dziewczyna próbowała mnie zatrzymać.
- O co ci znowu chodzi?- zapytałem już nieźle wkurzony.

   Łatwiej byłoby, gdyby pozwoliła mi odejść, gdybyśmy w tamtym momencie wszystko zakończyli. Nie miałbym później problemów i jakichkolwiek wyrzutów sumienia. Może nie chciałbym jej wypuszczać i z pewnością wybaczyłbym jej, to i tak w przyszłości zakończyłbym nasz związek. Jednak wtedy nie mogłem przewidzieć tego, co się stanie.

- Przepraszam.- zaczęła. W jej oczach zauważyłem smutek, ale nie dałem się na jej sztuczki. Nie w tym momencie.
- Nie gniewam się.- skłamałem.-  A teraz pozwól, że się spakuję.- dodałem. Znów wysiliłem się na oschły ton głosu. Chciałem, aby zrozumiała, że mnie tym bardzo skrzywdziła.

   Wyswobodziłem moją rękę z jej uścisku i ruszyłem przed siebie. Chciałem jak najszybciej odejść i zakończyć tą rozmowę, jednak moja dziewczyna nie dawała mi za wygraną. Musiało jej bardzo zależeć, abym nie był na nią obrażony. Chyba w końcu mnie kochała i zrozumiałam swój błąd. Tylko czy mi już na tym zależało?

- Hazz, przecież wiem, że jesteś obrażony. Nie chciałam tego powiedzieć.- przyznała płaczliwie. Odwróciłem się w jej stronę i ujrzałem jej załzawione oczy. Za moment powinna wybuchnąć płaczem.
- Już nic nie wiem.- powiedziałem z rezygnacją i opadłem na sofę. Emily zajęła miejsce obok mnie.
- Harry…. Kochanie.- powiedziała czule obejmując moje ramię. Pocałowała mnie delikatnie w szyję.

   Jak mogłem nie ustąpić? Byłbym świnią, jeżeli nadal gniewałbym się na nią. Przecież nie o to chodziło.

    Wiem, że powiedziała coś, co bardzo mnie uraziło, ale nie chciała, aby to tak wyszło. Przecież przepraszała. Musiało być jej przykro. Nie było innego wytłumaczenia.

- Emily, naprawdę myślisz, że mógłbym cię zdradzić?- zapytałem.
- Przepraszam. Po prostu boję się, że to zrobisz. Nie chciałabym cię zranić.- przyznała.
- Właśnie tym mnie zraniłaś.- odpowiedziałam spuszczając swój wzrok na dłonie.
- Nie chciałam. Po prostu się boję. Za bardzo mi na tobie zależy.- powiedziała ponownie składając pocałunek na mojej szyi.

   Podniosła się i usiadła za mną. Zaczęła łapczywie całować moją szyję. Zostawiła na niej parę malinek. Swoimi pocałunkami dotarła do mojego ucha i lekko je przygryzła. Później zaczęła bawić się moimi starannie ułożonymi lokami. Tylko jej pozwalałem ich dotykać.

- Obiecaj mi, że już tak nie pomyślisz.- poprosiłem.
- Dobrze. A ty obiecaj, że o mnie nie zapomnisz.- zażądała.
- Nigdy nie mógłbym tego zrobić. Jesteś dla mnie zbyt ważna.- zaśmiałem się i szybko odszukałem jej ust.
- Zrobimy to po raz ostatni?- zapytała z nadzieją.
- Nie zdążymy. Nie wiem, czy później będę miał siłę, aby się spakować.- przyznałem i się do niej uśmiechnąłem.
- Nie bój się, we wszystkim ci pomogę.- zapewniła i nawet nie wiem, jak to zrobiła, a znalazła się na moich kolanach.

   Popatrzyła mi szczerze w oczy. Rozpłynąłem się w ich głębi. Wierzyłem, że nie chciała mnie zranić. Byliśmy parą i nic nie mogło nas zniszczyć, a ja chciałem przekreślić nas po jednej kłótni. Wiedziałem, że to trochę niesprawiedliwe, ale Emily nie musiała o tym wiedzieć. Nie musiała wiedzieć, że w nas zwątpiłem.

   Zgodziłem się na wszystko. Razem postanowiliśmy, że mnie spakujemy. Moja dziewczyna już nie protestowała. Chyba wierzyła mi, że nie mógłbym jej zdradzić. Była moim kwiatuszkiem, o który zawsze dbałem, przez co nie lubiłem patrzeć, jak się smuciła.

   Uległem jej i wylądowaliśmy w moim łóżku. W tym momencie cieszyłem się, że mojej mamy i siostry nie było w domu, ponieważ mogliśmy to robić do woli, a ja kochałem  to z nią robić. Ogółem kochałem ją całą.

- Kocham cię, wiesz?- szepnęła na moje ucho.
- Ja ciebie też kocham.- ostatni raz szczerze powiedziałem jej te słowa.


Hej. A więc tak, jak zapowiedziałam dodaję rozdział w piątek. Jeszcze dziś wyjeżdżam, więc nie będę mogła dodać go jutro.
Muszę Was zasmucić, bo następny rozdział pojawi się dopiero za półtorej tygodnia. Jadę na wycieczkę i mnie nie będzie. Spełniam swoje marzenia! Heh.
Wiem, że rozdział jest nudny, a nawet bardzo, bo ukazana jest w nim tylko kłótnia. Bardzo Was przepraszam. Muszę przyznać, że był on pisany na szybko, ponieważ starałam się napisać jeden rozdział do przodu, aby od razu jak przyjadę to Wam go dodać :D Nie wyszedł mi, ale myślę, że końcówka mogła Was troszkę zaciekawić. 
Z tego co zauważyłam, to wszyscy bardzo polubili Emily. Cieszę się z tego, chodź myślałam, że będziecie obojętne w jej stosunku, ale chyba po prostu zbyt miło ją przedstawiłam. Może nawet dobrze wyszło? Myślę, że w późniejszych rozdziałach zmienicie o niej zdanie :P
Następny rozdział będzie dużo ciekawszy. Prawie cały będzie dotyczyć Harry'ego i Louis'a. A później będzie jeszcze ciekawiej :p

To do następnego.
Kocham Was!

sobota, 10 maja 2014

03 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

Czerwiec, 2014 r.
   Tylko ja i ona. Jedna dusza w dwóch ciałach. Przeznaczeni sobie od maleńkości. Dwie najbardziej zakochane osoby na świecie. Darzące się tak silnym uczuciem, że nie da się go zniszczyć. Do czasu…. Nie wszystko zawsze idzie po swojej myśli i czasem jakieś rzeczy się nie udają. Wtedy najczęściej ludzie się załamują i od razu poddają. Przecież tak nie powinno być. Nie można odpuścić. Nawet jeżeli jest już naprawdę źle, to nie należy odpuszczać. To oznaka tego, że jesteś słaby. A słabość w dzisiejszym świecie oznacza to samo co łamaga. Tak jest właśnie z ludźmi. Czasem załamują się i po prostu odpuszczają. Czy o to tutaj chodzi? Nie! Przecież powinno spełniać się swoje marzenia, dążyć na przód, nie zatrzymując się i na pewno nie spoglądając w tył. Nie można szukać swoich niedociągnięć i słabości, bo to nic nie da. Czy to w jakikolwiek sposób pomoże spełniać swoje marzenia? Wątpię.

   A jak było to ze mną? Byłem ograniczony, pokonany. Kochałem ją nad życie i nie widziałem niczego poza nią. Nie wiedziałem czy to dobrze czy źle. Może za bardzo się w to wkręciłem? Nie, ja po prostu tak bardzo ją kochałem. Chciałem spełniać swoje marzenia, ale nie sam, tylko z nią.

- Emily?- zapytałem. Leżeliśmy na moim łóżku i odpoczywaliśmy. Czułem ciepło bijące od naszych ciał. Mógłbym nawet przysiąc, że słyszałem nasze serca bijące w równomiernym tempie.
- Tak skarbie?- odpowiedziała mi pytaniem głaszcząc moje loki, które zapewne były teraz w nie ogarze.
- Kocham cię.- przyznałem i ucałowałem jej nos. Spojrzała mi w oczy i się uśmiechnęła.
- Ja ciebie też.
- To była najpiękniejsza noc w moim życiu.
- Jeszcze nigdy się tak dobrze nie bawiłam.
- Ja również.- zaśmiałem się.

   Niestety tą błogą chwilę przerwał na mój dzwoniący telefon. Nie chciałem odbierać, ale gdy zadzwonił już po raz kolejny zmusiłem się do tego, aby jednak to zrobić. Tak dla świętego spokoju.

   Z ledwością dosięgnąłem swojej komórki i przycisnąłem zieloną słuchawkę nawet nie patrząc kto dzwoni.

- Tak?- zapytałem.
- Harry? Masz wolną chwilę?- usłyszałem głos jednego ze swoich przyjaciół. Wygląda na to, że miał do mnie ważną sprawę. Jednak dobrze, że odebrałem.
- Louis? Coś się stało?- zapytałem. To było troszkę dziwne, że akurat do mnie dzwonił. Przecież nigdy tego nie robił.
- Mam do ciebie sprawę…- zaczął niepewnie, jakby nie był przekonany, czy to aby dobry pomysł. To naprawdę było dziwne.
- Tak?
- Moglibyśmy się dzisiaj spotkać. Zależy mi na tej rozmowie.
- Jasne.- zgodziłem się. Umówiliśmy się na godzinę, która każdemu z nas odpowiadała i się rozłączyłem.

   Znów powróciłem do mojej błogiej chwili rozkoszując się towarzystwem mojej dziewczyny.


   Wyszedłem z domu. Ruszyłem cały czas zastanawiając się jaką sprawę ma do mnie Louis. Zdziwiło mnie trochę to, że do mnie zadzwonił. Mimo, że przyjaźniliśmy się dość długo, nie byłem z nim tak bardzo zżyty jak z resztą. Najmniej ze sobą rozmawialiśmy, najmniej spotykaliśmy się. Tak właściwie to nigdy nie byliśmy nigdzie tylko we dwoje. Albo całą paczką, albo wcale. Dopiero teraz zorientowałem się, że tak naprawdę nie znamy się za dobrze. I pomyśleć, że to przeoczyłem, że wcześniej tego nie zauważyłem. Nasza przyjaźń wcale nie była przyjaźnią. My tylko ze sobą rozmawialiśmy, śmialiśmy się razem, żartowaliśmy, ale co więcej? Jaki był jego ulubiony kolor? Nie wiedziałem. Wiedziałem tylko, że miał siostry, kiedy się urodził, że był sam. A co więcej? W sumie to nic. Nie znałem go. Nie znałem mojego przyjaciela.

   Byłem ciekaw czy on również odczuwał to, co ja. Czy też zastanawiał się nad tym, jak to między nami było, jaki ja byłem.  Znał mnie lepiej niż ja jego? Wątpię. Byłem osobą, która nie lubiła opowiadać zbyt dużo o sobie.

   Po chwili znalazłem się w kawiarni, w której byliśmy umówieni. Niepewnie rozejrzałem się po wnętrzu. Była to to samo pomieszczenie, w którym siedziałem parę miesięcy temu z moją dziewczyną, gdy próbowała odciągnąć mnie od domu, aby wszyscy mogli przygotować imprezę niespodziankę.

   Gdy wszedłem do pomieszczenia, niepewnie się rozejrzałem. Próbowałem go znaleźć. Na szczęście po chwili ujrzałem jego tył głowy. Wszędzie mógłbym go rozpoznać. Postanowiłem, że zrobię mu kawał, tak jak to on robił wszystkim, więc po cichu zakradłem się od tyłu i stanąłem za nim. Musiał nic nie zauważyć, ponieważ nie spojrzał  za siebie. Chyba pierwszy raz udało mi się go wystraszyć. Będę miał co opowiadać innym.

   Powoli przybliżyłem swoje usta do jego ucha i powiedziałem zdanie, które zapamiętał na długo.

- Doprowadzę do twojej śmierci.

   Podskoczył. Szybko odwrócił się w moja stronę i spojrzał na mnie z pożałowaniem. Wystraszyłem go. O tak! Udało mi się! Kto by pomyślał, że ja - Harry Styles nastraszę Louis’a Tomlinsona.

- Chcesz abym zawał dostał?- zapytał.
- Udało mi się ciebie wystraszyć.- zaśmiałem się i usiadłem naprzeciw niego.
- Proszę cię, nie rób tego więcej. Zabijesz mnie.- również się do mnie uśmiechnął.

    Wtedy ujrzałem rząd białych zębów i jego pełne usta, które aż prosiły się o pocałowanie. Boże, co ja wygaduję. Style, ogarnij się! Nie możesz tak myśleć.

- Chciałbyś się czegoś napić? Ja stawiam.- zaproponował Louis.
- Jasne.- odpowiedziałem.- Może być kawa.- posłałem mu uśmiech i patrzyłem jak odchodzi od stolika aby złożyć zamówienie.

   Nie wiem, co mnie skłoniło, ale popatrzyłem na jego tyłek. Kurwa, ale był zgrabny. Że ja tego wcześniej nie zauważyłem. Idealny. Nawet Emily nie mogła się takim poszczycić. Kurde, co się za mną dzieje?! Znów myślę o nim jak o dziewczynie.

   Louis stanął przy barze. Odwrócił się do mnie i posłał mi uśmiech, który oczywiście odwzajemniłem. Po czym złożył zamówienie. Gapiłem się w niego jak głupi. Był moim przyjacielem od tak dawna, a dopiero teraz zauważyłem w nim tak wiele atutów, jego dziewczęcą urodę, zgrabny nosek.

- Ymmm. Harry?- zapytał Lou. Dopiero teraz zauważyłem, że stoi przede mną. Cały czas się na niego gapiłem.  Czułem, ja do mojej głowy przypływa krew, a policzki zarumieniły się ze wstydu.
- Tak?- zapytałem z nadzieją, że powtórzy to, co przed chwilą do mnie powiedział.
- Pytałem się ciebie, dlaczego się tak na mnie gapisz. Jestem gdzieś brudny czy co?- zapytał ciekawy.
- Nie. Po prostu się zamyśliłem i tak jakoś wyszło.- uśmiechnąłem się nieśmiało i odebrałem moją kawę z jego rąk.

    Siedzieliśmy na przeciw siebie sącząc małe łyki pysznej kawy. Żaden z nas nie miał odwagi się odezwać. Nie wiem czym było to spowodowane. Ja nadal próbowałem się opanować po mojej wpadce, a Louis najwyżej chciał mi dać czas i z pewnością myślał o czymś zawzięcie.

- O czym chciałeś porozmawiać?- zagadnąłem w końcu. Nie potrafiłem dłużej siedzieć w tej krępującej ciszy.
- Mam do ciebie sprawę.- przyznał Louis niepewnie.
- Mów o co chodzi.- chciałem go jakoś zachęcić, ponieważ zauważyłem, że nie jest pewny czy aby mówienie mi o wszystkim to dobry pomysł.
- Zbliżają się wakacje, a to oznacza, że będę musiał wyjechać do babci.- powiedział co chwilę się zatrzymując i zbierając w sobie słowa.
- Co mam z tym wspólnego?- zapytałem ciekawy.
- Mogę zabrać kogoś ze sobą. Wyjeżdżam tak co wakacje i zawsze się nudzę. Pomyślałem sobie czy nie znaleźć by sobie jakiegoś towarzysza.- przyznał.
- I chcesz zabrać mnie?- zapytałem zdezorientowany.
- Tak.- przyznał i spuścił głowę.
- Dlaczego akurat ja?- zdziwiłem się.
- Wiesz jaki jest Zayn. Z pewnością woli spędzić wakacje ze swoją dziewczyną, tak samo jak Liam. A Niall? Proszę cię, nie wytrzymam z nim miesiąca. Jego odpały doprowadzą mnie do załamania.- zaśmiał się.
- Masz całkowitą rację.- uśmiechnąłem się.

   Zastanawiałem się czy mam odmówić czy może przyjąć jego propozycję. To prawda, że chciałem te wakacje spędzić z Emily, ale czy warto? Z przyjaciółmi zawsze lepiej, a wakacje z moją dziewczyną oznaczały sklepy i inne wyjazdy, a byłem typem człowieka, który wolał posiedzieć w domu.

- Wiem, że masz dziewczynę, ale pomyślałem sobie, że tylko ty się na to zgodzisz.- uśmiechnął się nieśmiało.
 
   Spojrzałem na jego twarz, zatrzymując się na czerwonych policzkach, które zaróżowiły się z niewiadomego powodu. Wstydził się tego, że chce ze mną jechać na wakacje? Chyba po prostu bał się, jak zareaguję. Później spojrzałem w jego oczy i od razu tego pożałowałem. Zrobiłem błąd swojego życia, ponieważ jego oczy były przepiękne, cudowne… Boże, skąd on takie wytrzasnął?!

- Louis…- zacząłem niepewnie. Co miałem w tej sytuacji odpowiedzieć? Może powinienem przyjąć tę propozycję?  Zresztą, co mi szkodzi?
- Jeżeli nie chcesz, to nie. Pomyślałem jednak, że moglibyśmy się bardziej poznać. Nie wiem czy też to zauważyłem, ale prawie się nie znamy. Rozmawialiśmy kiedyś sami we dwójkę?- zapytał. Miał rację. Powinniśmy się lepiej poznać. - Nie wiem dlaczego, ale zawsze trzymasz się na uboczu.
- Lou, już taki jestem. Nie lubię opowiadać o sobie.- przyznałem.
- To tak, jak ja.
- Wytrzymasz tam ze mną?
- Spróbuję.- zaśmiał się Louis.
- No dobrze. Masz rację. Powinniśmy się lepiej poznać. Pojadę tam z tobą.- powiedziałem.
- Dziękuję.- uśmiechnął się Louis.

   Wstał od stołu i niepewnie się do mnie przytulił. Bardzo zdziwiły mnie jego poczynania, ale nie protestowałem.

   Gdybym wtedy wiedział, jak wyglądały te wakacje nigdy nie zgodziłbym się na to. Wszystko rozegrałbym inaczej.


Witajcie!
Może zacznę od tego, że rozdział bardzo mi się podoba. Myślę, że nawet mi wyszedł. Chciałabym poznać Wasze zdanie :D A więc co o nim myślicie?
Tak jak zauważyłyście, Harry i Louis pojadą razem na wakacje. Nie będę zaprzeczać i od razu powiem Wam, że wiele się będzie działo :D
Na początku będzie niewinnie, fajnie, a później... Hmmm, sami zobaczycie :D
Jak myślicie, co takiego ciekawego może zdarzyć się na tych wakacjach?
Jak zareaguje Emily, gdy dowie się, że jej chłopak wyjeżdża z najlepszym przyjacielem?

Już od razu mogę Wam powiedzieć, że następny rozdział pojawi się albo w czwartek albo w piątek rano, bądź popołudniu, jeżeli mi się uda. Dlaczego nie dodam go w sobotę, tak jak poprzednie? Ponieważ nie będzie mnie w sobotę w domu :D
Ok, to chyba tyle.
No to do następnego.
Kocham Was!

sobota, 3 maja 2014

02 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Dziewczyny są bardzo dziwne. Chyba nigdy ich nie zrozumiem. Kręci je chodzenie parę godzin po sklepie. No jak tak można? Moja dziewczyna była tego żywym przykładem. Nie wiem, czy robiła to już specjalnie czy naprawdę chciało jej się tyle chodzić. To już chyba przekraczało wszystkie granice!  Były moje urodziny, chciałem je świętować z moimi przyjaciółmi, a tutaj musiałem chodzić z moją dziewczyną od sklepu do sklepu. Zaprotestowałbym, ale bałem się, że się na mnie obrazi, a nie chciałem się z nią kłócić. Musiałem jakoś podstępem zakończyć tą całą szopkę.

- Emily, może wracamy już do domu?- zapytałem. Na chwilę przystanęliśmy.
- Jeżeli chcesz możemy zrobić sobie odpoczynek.- zaproponowała i posłała mi najładniejszy uśmiech, jak dotychczas u niej widziałem.
- Jasne.- zgodziłem się. W sumie lepsze to, niż nic. Na spokojnie porozmawiamy, to może uda mi się ją jakoś przekonać, abyśmy wrócili już do domu.

   Poszliśmy do kawiarni i zajęliśmy jeden ze stolików. To miejsce dało nam chwilę wytchnienia. Mogliśmy się zatrzymać i porozmawiać na przeróżne tematy. Czułem się tak, jakbyśmy zatrzymali się na moment w codziennym życiu i rozkoszowaliśmy się odrobiną odpoczynku, podczas której mogliśmy skorzystać ze specjalności lokalu. Przez chwilę się zamyśliłem i spojrzałem na całą kawiarnię. Drzwi, przez które przed chwilą weszliśmy były drewniane. Co chwilę ktoś wychodził, albo wchodził. Podłoga wyłożona była ciemnymi kaflami, które w niektórych miejscach były już zniszczone, zapewne przez codzienny tłok. Ściany wyglądały na świeżo pomalowane kolorem kremowym, dzięki czemu pomieszczenie wyglądało na większe niż w rzeczywistości. Ktoś starannie zadbał o wykończenia na suficie, które rzuciły mi się w oczy. Jednak największą atrakcją tego wszystkiego był mały bar, przy którym kręciło się od ludzi, którzy zamawiali przeróżne dania, desery lub po prostu coś do picia.

   Razem z moją dziewczyną zamówiliśmy sobie lody i zajęliśmy swoje miejsca, naprzeciw siebie.

- Harry?- zaczęła moja dziewczyna niepewnie. Od razu mogłem poznać, że coś ją dręczy.
- Tak kochanie?- zapytałem. Chciałem tym dodać jej jakoś otuchy, aby nie było jej tak ciężko.
- Przepraszam cię za te zakupy.- powiedziała i spuściła głowę. Zaskoczyły mnie jej słowa. Na prawdę. Tego się nie spodziewałem.

   Podniosłem jej głowę i spojrzałem prosto w jej piwne oczy. Widziałem w nich smutek, przez co poczułem ukłucie w sercu.

- Dlaczego mnie przepraszasz?- zapytałem. Starałem się nie stracić z nią kontaktu wzrokowego, bo chciałem poznać, czy powie mi prawdę. Ona wiedziała o co chodzi, więc starała się jakoś tego uniknąć. Dobrze poznałem, że próbowała mnie okłamać, chodź starała się to ukryć. Jednak znałem ją na tyle, że od razu to zauważyłem.
- Myślałam, że te zakupy zajmą mniej czasu, ale jak na razie nie znalazłam nic, co mogłoby mi się podobać.- zaśmiała się. Jednak w jej głosie wyczułem spięcie. Zastanawiało mnie to, dlaczego poruszyła ten temat, skoro mnie okłamała? Może dowiem się tego później?
- Możemy jeszcze chwilę pochodzić, a później wrócimy do domu, dobrze?- zaproponowałem.
- Tak.- posłała mi szeroki uśmiech.

   Kończąc lody wyszliśmy z kawiarni i ruszyliśmy na zakupy. Tym razem bardziej zaciekawiło mnie to zajęcie, ponieważ chciałem pocieszyć moją dziewczynę, która z jakiegoś powodu była smutna. Wygłupiałem się ile dało, często składałem pocałunki, nie tylko na jej ustach, ale także i na szyi, czy policzkach. Bardzo jej się to spodobało i wspólnymi siłami staraliśmy się przetrwać kolejną godzinę w sklepie. Ostatecznie Emily wybrała sobie jedną bluzkę i postanowiliśmy wrócić do domu.

   Wracaliśmy tymi samymi uliczkami, tym razem w jeszcze lepszych humorach. Przypominaliśmy sobie historie z dzieciństwa. Niektóre były troszkę nienormalne, ale to sprawiało, że jeszcze bardziej zapadły w naszą pamięć.

   Przez tyle lat byliśmy tylko my. Ja i ona. Przyjaciele od maleńkości.

- Cześć, jestem Emily.- powiedziała mała dziewczynka do chłopaka, który bawił się w piaskownicy. Był tak pochłonięty zabawą, że na początku jej nie zauważył. Gdy brunetka powtórzyła swoje słowa, dopiero wtedy zareagował.
- Cześć.- uśmiechnął się chłopczyk.- Jestem Harry.
- Czy mogłabym pobawić się z tobą?- zapytała brunetka. Chłopak od razu przytaknął głową z uznaniem i zaczęli wspólną zabawę. Harry pokazywał dziewczynce, jak najlepiej robić babki z pisaku, a później zabrali się z wspólne budowanie zamku.  Parę razy się zawalił, ale to jednak nie zniechęciło dwójki dzieci. Byli bardzo uparci w tym co robią i się nie załamywali.
   Jednak po godzinie dobrej zabawy Emily została zawołana przez swoją mamę.
- Muszę już iść.- powiedziała smutna.
- To nic. Jutro znowu się razem pobawimy, dobrze?- zaproponował chłopczyk.
- Dobrze.- odpowiedziała brunetka.

   Tak tych dwoje małych dzieci złączyła wspaniała przyjaźń.

   Po chwili doszliśmy do mojego domu. Emily po drodze napisała do kogoś SMS’a. Nie chciała mi jednak zdradzić do kogo.

   Gdy weszliśmy do mieszkania zdziwiłem się, że światła są wyłączone. Czyżby nikogo nie było w domu? Po chwili jednak doznałem szoku.

- Wszystkiego najlepszego!- nagle światło się oświeciło i ujrzałem moich przyjaciół, kuzynki, kuzynów, siostrę i mamę. Nie mogłem w to uwierzyć.

   Nagle wszystko zrozumiałem. To dlatego Emily tak długo chodziła po sklepach. Miała mnie tylko odciągnąć od domu, aby wszyscy mogli przygotować mi imprezę niespodziankę. Dlatego też była skrępowana w kawiarni. Po prostu było jej przykro, że tak to wszystko przedłuża, ale nie mogła mnie za to wprost przeprosić, bo mógłbym się domyślić o co chodzi. Zanim doszliśmy do domu, to do kogoś wysyłała SMS’a, że się zbliżamy, aby mogli się przygotować na moje przyjście. I jak tu jej nie kochać?

- Wszystkiego najlepszego misiu.- powiedziała moja dziewczyna szepcząc mi to na ucho. Przytuliła mnie mocno, a ja ucałowałem jej szyję.
- Dziękuję… za wszystko.- również wyszeptałem. Nie wiem dlaczego tak robiliśmy, ale to nadawało temu tajemniczości.
- Kocham Cię.- ucałowała mnie w policzek i odsunęła się, aby móc spojrzeć mi w oczy. Czułem jak przenika do mojej duszy, a moje serca zaczęło mocniej bić.
- Ja Ciebie też.- przyznałem i skradłem jej pocałunek.

   Jednak dłużej nie mogliśmy się nacieszyć naszą bliskością, ponieważ inne osoby również chciały złożyć mi życzenia urodzinowe. To było takie wspaniałe! Jeszcze nigdy nikt nie zrobił czegoś takiego dla mnie. Miałem wspaniałą rodzinę i znajomych. Byłem tylko ciekaw, kogo był to pomysł? Tak, to raczej pytanie retoryczne, ponieważ nikt mi tego nie powie. Mogłem się jedynie domyślać.

   Gdy już wszyscy poskładali mi życzenia i porozdawali prezenty, miałem chwilę wytchnienia. Zacząłem rozglądać się w poszukiwaniach za Emily, ale nigdzie nie mogłem jej znaleźć. Pewnie siedziała przy jakimś stole i zajadała się przekąskami, albo tańczyła. Jedna rzecz która bardzo mnie zaskoczyła to to, że salon zrobił się całkowicie inny i służył za miejsce do tańczenia. Nie wiedziałem, że mam aż tak wielki salon! Tak, to naprawdę było dziwne.

- Harry!- usłyszałem za sobą krzyk. Odwróciłem się na pięcie i ujrzałem Louis’a, Zayn’a, Liam’a i Niall’a - moich najlepszych przyjaciół.
- Cześć chłopaki.- uśmiechnąłem się do nich. I każdego przywitałem. Najwyraźniej musieli się spóźnić, ponieważ wcześniej ich nie widziałem. Wszyscy złożyli mi życzenia i podarowali wspólny prezent.
- Podoba Ci się impreza?- zapytał Horan.
- No jasne!- odkrzyknąłem. - Nigdy się tego nie spodziewałem.
- Wiedzieliśmy, że Ci się spodoba.- palnął Zayn, a ja już wiedziałem, że to wszystko było wymysłem moich przyjaciół. Jak dobrze, że ich miałem. Tylko mogli wymyślić inny sposób wyciągnięcia mnie z domu, a wykorzystali moją dziewczynę, która z tego powodu mnie przepraszała. No ale na dobre to wszystkim wyszło.
- Kurde chłopaki, nawet nie wiem, jak mam wam dziękować.- zaśmiałem się.
- Nie ma za co stary.- zawtórował mi Louis.
- Stary, a nadal najmłodszy.- zauważył Liam. Wszyscy się zaśmialiśmy. No tak, Payne miał rację.
- Och młody.- zaśmiał się Louis i poklepał mnie po plecach.
- To w końcu młody czy stary?- zapytałem. Już naprawdę ich nie rozumiałem, ale to żadna nowość.
- I to i to.- przyznał Lou. Jeszcze chwilę porozmawialiśmy i każdy odszedł w swoją stronę.

   Rozejrzałem się po tłumie. Wszyscy świetnie się bawili, więc mogłem liczyć na to, że na długo zapamiętają te urodziny. Chciałem oszacować szkody, jakie wyrządzili moli przyjaciele. Przecież na każdej imprezie coś się dzieje, gdzieś szklanka z piciem się rozleje. Tu jednak nic takiego się nie stało.

   Wkrótce znalazłem moją dziewczynę i wyszliśmy na parkiet, aby razem zatańczyć. Rozmawialiśmy ze sobą, szepcząc sobie czułe słówka i komentując niektóre śmieszne sytuacje. Podczas niektórych tańców w ogóle nic do siebie nie mówiliśmy, skupiając się na własnych oczach. Podczas takich tańców pewne wspomnienie pokazywało mi się przed oczyma.

   Dziewczyna i chłopczyk siedzieli razem na trawie. Patrzyli na dzieci, które bawiły się na placu zabaw. Właśnie oboje zrobili sobie przerwę, po wspólnej zabawie.

   Dziewczynka popatrzyła na chłopaka i się do niego uśmiechnęła.

- Harry?- zaczęła nieśmiało.
- Tak?- zapytał.
- Masz ładne oczy.- przyznała Emily posyłając mu szeroki uśmiech, który chłopak odwzajemnił. Bardzo spodobało mu się to, co powiedziała jego przyjaciółka.
- Dziękuję. Pierwszy raz ktoś powiedział mi coś takiego. Przecież nikomu nie podobają się zielone oczy.- zauważył Harry.
- Ja od zawsze kochałam zielone oczy.- przyznała Emily.
- Dlaczego?
- Ponieważ moja mamusia też ma takie, a słyszałam, jak tatuś mówi jej, że ma najpiękniejsze oczy na świecie. Więc ty też musisz mieć najpiękniejsze.

   Spojrzałem na moją dziewczynę i zastanawiałem się czy pamięta jeszcze, że to powiedziała. Już chyba wtedy byliśmy sobie przeznaczeni. Nie wierzyłem, że tak szybko się z nią zaprzyjaźniłem. A teraz do tego jeszcze ją kochałem. Po mojej mamie, była dla mnie najważniejszą osobą w życiu.

   Po 12 w nocy wszyscy zaczęli się rozchodzić. Mojej mamie niestety przypadł dyżur na noc, a Gemma była na tyle mądra, że postanowiła odwieźć kuzynów i zostać u któregoś z nich na noc, więc sam musiałem wszystko posprzątać. Miałem wtedy szczęście, ponieważ moja dziewczyna zaoferowała mi pomoc. Razem próbowaliśmy ogarnąć cały dom. Dopiero wtedy zorientowałem się, że naprawdę wiele musiało się dziać na imprezie.

   Emily właśnie czyściła blat w kuchni, gdy podszedłem do niej i przytuliłem ją od tyłu. Zacząłem składać pocałunki na jej szyi.

- Harry, co ty robisz?- zapytała, ale nie potrafiła udawać poważnej i zaczęła się śmiać.
- Co powiedziałabyś na taki mały układy. Mój pokój, tylko ja i ty?- szepnąłem zadziornie do jej ucha, po czym przygryzłem jego płatek. Dzięki temu usłyszałem cichy jęk.
- Co ty mi proponujesz?- zapytała.
- Ty już dobrze wiesz co.- odpowiedziałem i przerzucając ją sobie przez ramię ruszyłem do mojego pokoju. Nawet nie zaprotestowała gdy położyłem ją na łóżku i zacząłem ją całować. Sama przejęła inicjatywę i ściągnęła z siebie bluzkę rzucając ją gdzieś w kąt.

   Tej nocy nie zapomnę chyba nigdy do końca życia.


Witajcie!
Ok, wiem, że w tym rozdziale nie za wiele się dzieje, ale po prostu musicie jeszcze trochę poczekać.
Obiecuję, że w następnym będzie więcej Louis'a :D
Bo tak w sumie, to od następnego rozdziału rozpocznie się prawdziwa akcja, która będzie się ciągnęła przez parę rozdziałów.
Następny rozdział będzie o parę miesięcy do przodu. 
Z pewnością się zastanawiacie, dlaczego dodałam te dwa pierwsze rozdziały o urodzinach Hazzy, skoro one w ogóle nie będą nawiązywać do reszty. Po prostu chcę, abyście chodź trochę poznały Emily. Chcę, aby mogłyście później zdecydować czy Harry podjął dobrą decyzję w swoim życiu :D
Pozwólcie, że ponownie zapytam: Co sądzicie o Emily?
No, to chyba tyle.

Aha, mam nadzieję, że teraz nie zaliczyłam żadnej wpadki :P Nie pytajcie, co zrobiłam w poprzednim rozdziale, bo do dziś się z tego śmieję.
Bardzo dziękuję Pauli, że zwróciła na to uwagę :P
Kocham Cię, wiesz o tym?
Dlatego rozdział z dedykacją dla mojego ukochanego Harry'ego (Pauli jakby ktoś nie wiedział ;p)

Do następnego!