sobota, 28 czerwca 2014

10 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Czasem dzieją się takie rzeczy, na które nie mamy wpływu, które dzieją się w nieodpowiednich momentach. Staje się coś, czego w ogóle się nie spodziewaliśmy. Na przykład zakochujemy się w osobie. Osobie, o której nigdy nie pomyślelibyśmy w taki sposób. Nie mówię, że ja to przeżywałem. W tamtym momencie nie byłem niczego świadom. Wiedziałem jedynie, że coś siedzi we mnie, ale czeka na odpowiedni moment, aby się ujawnić. Wtedy nie wiedziałem co to jest. Teraz doskonale jestem wszystkiego świadom. Świadom tego, że byłem tak bardzo głupi. Moje serce zrobiło ze mnie totalnego idiotę. Idiotę, który niczego się nie domyślił.

- Dzień dobry.- powiedziałem do babci Lou zasiadając przy stole. Jedliśmy właśnie wspólne śniadanie.
- Dzień dobry.- odpowiedziała uśmiechając się do mnie.- Louis, była u mnie dzisiaj Rosse i poprosiła, czy nie mógłbyś się zając Max’em. Ona musi koniecznie gdzieś wyjechać.
- Jasne.- odpowiedział Louis.

   Spojrzałem na niego zaskoczony. Kim była Rosse? Lou zauważając moje zdziwione spojrzenie uśmiechnął się.

- Rosse to sąsiadka mojej babci. Max to jej dzieciak. Nie raz zdarzało się, że musiałem się nim zając. Max to spoko dzieciak i przyjemnie jest mi się nim zajmować.- wyjaśnił. Dopiero wtedy pojąłem o co chodzi.
- I mam dla was jeszcze jedną prośbę. Dzisiaj do południa mnie nie będzie. Idę dowiedzieć przyjaciółkę. Będziecie musieli sobie sami ugotować obiad.
- Jasne.- zgodził się jej wnuk.

   Dokończyliśmy śniadanie. Później posiedzieliśmy jakąś godzinkę lub dwie przed telewizorem. Babcia Lou wyszła, a my postanowiliśmy zająć się przygotowywaniem obiadu. Wtedy byłem szczęśliwy, że miałem jakiekolwiek zdolności kulinarne.

- To co gotujemy?- zapytałem.
- Naleśniki!- krzyknął szczęśliwy Louis.

   Nie miałem wyjścia i zacząłem przygotowywać składniki. Oczywiście Tomlinson mi przy tym pomagał, bo ja nie wiedziałem, gdzie znajdują się wszystkie potrzebne mi rzeczy. Dużo się przy tym śmialiśmy i wygłupialiśmy. Oczywiście skończyło się na tym, że Lou rzucił ze mnie garścią cukru pudru. Miałem wielką ochotę się odegrać, ale wiedziałem, że może skończyć się to wojną, a nie chciałem robić bałaganu w kuchni pani Tomlinson. Byłem trochę mądrzejszy i dojrzalszy niż mój przyjaciel.

- Louis. Koniec tej zabawy.- zarządziłem.

   Mój przyjaciel uśmiechnął się tylko i przysunął się do mnie na niebezpieczną odległość. Odsunąłem się, ale natrafiłem na półkę i na niej się zatrzymałem. Lou ponownie stanął przy mnie. Nasze usta dzieliło dosłownie parę centymetrów. Tomlinson przeszył mnie swoimi pięknymi oczami, a ja wstrzymałem oddech. Bałem się tego, że mogło dojść do pocałunku. Oblizałem dyskretnie wargę. W tamtym momencie miałem taką ochotę wbić się w jego usta, ale nie wiedziałem, czy mogę. Zresztą on był chłopakiem. A ja kochałem dziewczyny.
   Louis uśmiechnął się do mnie i troszeczkę się oddalił.

- Dlaczego psujesz mi zabawę?- zapytał zmartwiony.
- Louis, to kuchnia twojej babci. Nie możemy tutaj nabrudzić.- zauważyłem i posłałem mu szeroki uśmiech.

   Odsunęliśmy się od siebie i znów zaczęliśmy gotować. Tym razem już bez żadnych walk. Musiałem przyznać, że to, co zdarzyło się między nami było bardzo dziwne. Jeszcze przez długi czas o tym myślałem. A co byłoby, gdybym go pocałował? Czy Lou odwzajemniłby to?  Czy on też, gdy stał blisko mnie czuł się inaczej? Bezpieczniej i był szczęśliwy? Szczęśliwy, że może być ze mną? Czy Louis przypuszczał, że mogę tak na niego działać? A tak szczerze. Wolał dziewczyny czy chłopaków? Nie miałem odwagi go o to zapytać. A i tak miałem przeczucie, że nawet, jeżeli zadałbym mu te pytanie, to jakoś by się wykręcił i mnie okłamał.

   Szybko dokończyliśmy nasze gotowanie i mogliśmy jeść. Zasiedliśmy w salonie naprzeciw siebie i zaczęliśmy konsumować danie. Oczywiście dużo się przy tym śmialiśmy. Nie mogło odbyć się bez wygłupów. Ale to żadna nowość.

   W pewnym momencie Louis zaczął się na mnie gapić. Bez słowa wpatrywał się we mnie, a później wybuchł śmiechem.

- Coś się stało?- zapytałem zszokowany.
- Masz marmoladę na policzku.- odpowiedział wesoły przyjaciel.
- Gdzie?- zapytałem starając się usunąć to z mojej twarzy.
- Tutaj.- odpowiedział mój przyjaciel.

   Nachylił się nade mną i dotknął mojego policzka. Starł marmoladę wpatrując mi się w oczy. Ja również nie mogłem się od nich oderwać. Mimo, że nie czułem już nic na moim policzku, to mój przyjaciel nadal nie odsunął swojej ręki. To było takie dziwne, a zarazem ekscytujące. Chciałbym, aby ta chwila trwała wiecznie.
 
   Po chwili Lou potrząsnął głową i cofnął swoją rękę. Oboje uśmiechnęliśmy się do siebie i znów wróciliśmy do jedzenia. Oczywiście wszystko wróciło na swoje miejsce i znów śmialiśmy się i wygłupialiśmy razem, jakby ta sytuacja nigdy nie miała miejsca. To chyba było najlepsze.

   Gdy zjedliśmy zaczęliśmy się kłócić, kto ma po nas pozmywać. Oczywiście nasza kłótnia trwała trochę czasu, ale w końcu doszliśmy do porozumienia i stwierdziliśmy,  że zrobimy to oboje. Pracę podzieliliśmy na pół. Ja myłem naczynia, a Louis z racji tego, że znał się bardziej na tej kuchni wycierał je i wkładał do szafek.
 
   Akurat gdy skończyliśmy pracę usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Lou postanowił je otworzyć. Oczywiście ja poszedłem za nim. W drzwiach ukazała się nam dziewczyna o rudych włosach, która się do nas uśmiechała.

- Cześć Lou.- powiedziała dziewczyna przytulając mojego przyjaciela. Ten ucałował ją w policzek.
- Cześć Rosse.- powiedział radośnie.
   Zauważyłem, że za pleców rudowłosej wyłonił się malutki chłopak, który najwidoczniej się wstydził.
- Witaj Max.- odezwał się Louis.
- Cześć Lou.- chłopak wyszedł do przodu i uścisnął rękę Tomlinsona.
- To co, gotowy na zabawę?
- No jasne!- krzyknął mały.

   Entuzjastycznie podskoczył i bez pozwolenia wszedł do domu. Bardzo zdziwiła mnie ta jego nagła przemiana, ale nie powiedziałem nic na ten temat.

- Dziękuję, że się nim zajmiesz.- odezwała się Rosse posyłając nam obu nieśmiały uśmiech.
- Przyjemność po mojej stronie.- odpowiedział mój przyjaciel.

   Pożegnaliśmy się i Louis zamknął za dziewczyną drzwi. Spojrzałem na jego uśmiechniętą twarz i przez chwilę miałem wrażenie, że Lou był szczęśliwy, że mógł zająć się tym małym chłopakiem. Później okazało się to prawdą. Mój przyjaciel bardzo lubił Max’a.

- To co robimy?- zapytał mały.
- Może pogramy w piłkę nożną?- zaproponował mój przyjaciel.- Dwóch na jednego.- powiedział i spojrzał na mnie, po czym jego uśmiech jeszcze bardziej się powiększył.
- O nie!- nie zgodziłem się.- Czy ty sugerujesz, że niby ja mam być sam w drużynie?- zapytałem, aby upewnić się czy dobrze zrozumiałem przekaz Tomlinsona.
- Tak.- przyznał i wszyscy wyszliśmy na podwórko.

   Nawet nie miałem możliwości zaprotestować. Nie mogłem się sprzeciwić. Nie wiedziałem, czy Louis wiedział czy nie, że byłem bardzo słaby w piłkę nożną. Unikałem tej gry jak tylko mogłem i w przyszłości mi się to odpłaciło. Tak, moje lenistwo kiedyś przekraczało wszelkie granice.

   I tak zaczęła się nasza potyczka. Grałem sam przeciwko najlepszemu piłkarzowi jakiego znałem –Tomlinson’owi, a małym chłopakiem, który grał dużo lepiej ode mnie. Moja porażka była nieunikniona. Nie miałem najmniejszych szans, aby wygrać, nawet aby zremisować, może i nawet aby strzelić chodź jednego gola. Ostatecznie nasza walka była dość zażarta. Mimo moich niskich umiejętności starałem się grać jak najlepiej. Udało mi się nawet obronić parę strzałów, ale i tak przegrałem. Zresztą to było to przewidzenia. Jednak walczyłem, bo chciałem, aby moja porażka nie była aż tak wielka jak się spodziewałem. Ostatecznie skończyło się na tym, że Lou wraz z Max’em strzelił mi 5 bramek, a ja im jedną. To było i tak dużo jak na mnie. Musiałem się bardzo napracować, przez co byłem bardzo zmęczony. Tomlinson zresztą nie wyglądał lepiej.

   Louis wyprzedził moje zamierzenia i położył się na bujaną wielką huśtawkę.

- Ej no. Ja tu chciałem się położyć.- przyznałem zbulwersowany. No jak tak można?!
- Zmieścimy się tutaj obaj.- przyznał mój przyjaciel po czym trochę się przesunął, robiąc mi miejsce.

   Ułożyłem się plecami do niego. Spojrzałem na Max’a, który nadal biegał po ogródku bawiąc się. Podziwiałem go, że miał w sobie tyle energii. Poczułem rękę Lou, która ułożyła się na moim biodrze. Na początku trochę dziwnie się z tym czułem, ale po chwili się do tego przyzwyczaiłem. Nawet pozwoliłem sobie wtulić się w mojego przyjaciela. Żadnemu z nas nie sprawiało to kłopotu. Chyba raczej czuliśmy się przyjemnie. Przynajmniej ja takie coś czułem. Nie wiem, jak było z Louis’em.

   Ułożyłem się na drugim boku i położyłem głowę na ramieniu Lou. Nawet się nie ruszył. Chyba domyślał się, że tak właśnie zrobię. Jedną z rąk ułożyłem na jego umięśnionej klatce piersiowej i zaciągnąłem się zapachem jego perfum, które w tamtym momencie mieszały się z zapachem potu.

- O czym myślisz?- zapytałem cicho. Nie zdążyłem ugryźć się w język.
- O tym jakie życie jest niespodziewane.- przyznał Lou i na chwilę się zatrzymał. Wziął głębszy oddech i kontynuował.- Wszystko dzieje się tak nagle.
- Zgadzam się z tobą.- powiedziałem.
- Czy kiedykolwiek uwierzyłbyś, że możemy być aż tak dobrymi przyjaciółmi?- zapytał patrząc w niebo.

   Również skierowałem wzrok w tamtą stronę. Patrzyłem na białe puchate chmurki, które wolno przesuwały się po niebie. Zamknąłem na chwilę oczy chcąc sobie wyobrazić mnie i Emily w takiej sytuacji. Jednak nie mogłem. Nie potrafiłem wyobrazić sobie, że moglibyśmy tak leżeć i przyglądać się niebu. Na jej miejsce pojawił się Louis, który pasował mi do tej sytuacji.

- Louis, przecież wcześniej byliśmy przyjaciółmi, ale dopiero teraz poznaliśmy lepiej siebie.- przyznałem.
- Tak, masz całkowitą rację. Cieszę się z tego, że los dał nam taką szansę.- powiedział.
- Dlaczego tak myślisz?
- Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Teraz mogę to spokojnie powiedzieć. Nie wyobrażam sobie, że mógłbym te wakacje spędzić bez ciebie.
- Taż tak myślę.- przyznałem.

   Znów zamilkliśmy. Spojrzałem w stronę Max’a, który nie zwracał na nas najmniejszej uwagi. Był zajęty zabawą w swoim świecie. Przez chwilę pomyślałem, że chciałbym być taki jak on, ale później wybiłem sobie ten pomysł z głowy. Przecież lepiej mi jest, gdy jestem z Lou. Nie chciałbym zostać teraz sam.

   Byłem ja i był Louis. Dwóch najlepszych przyjaciół, którzy poza sobą świata nie widzieli, ale to nic złego, prawda?


hej!
Co sądzicie o tym rozdziale? Na Wasze życzenie postanowiłam napisać trochę więcej słodkich scenek :) hahaha
Ale i tak najgorszego nie uniknięcie.
Powoli zbliża się moment, od którego zaczną się wszystkie problemy.
Więcej Wam nie zdradzę.
To do następnego.

sobota, 21 czerwca 2014

09 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Dni mijały jak szalone. Ja i Louis coraz lepiej się dogadywaliśmy. Okazało się, że jesteśmy dla siebie stworzeni. Gdy tutaj przyjechałem, to Lou był mi w ogóle nie znany, prawie nic na jego temat nie wiedziałem.  Teraz to wszystko się zmieniło. Poznaliśmy się lepiej i mogliśmy śmiało stwierdzić, że jesteśmy prawdziwymi przyjaciółmi. Przyjaciółmi, który poza sobą świata nie widzieli, którzy byli dla siebie wszystkim. Było mi tak dobrze w jego towarzystwie. Smuciłem się, gdy musiałem iść spać, ponieważ nie mogłem usłyszeć wtedy jego głosu, zobaczyć jego pięknych lazurowych tęczówek, które wprost śmiały się do mnie. Jedyne co wtedy mogłem poczuć, to jego bliskość. Bliskość, która dawała mi ciepło, poczucie bezpieczeństwa i ogromną radość. Nigdy nie przypuszczałbym, że będę się tak czuć w obecności chłopaka. Byłem tak bardzo zaślepiony Emily, że nie zwracałem na nic innego uwagi. Mimo, że byliśmy tutaj już dość długi czas, to ja aż tak dokładnie nie poznałem mojego przyjaciela. Jak się później okazało, to tak naprawdę nigdy nie poznałem go do końca. Każdy z nas skrywał sekrety, które wyszły na jaw w nieodpowiednich momentach. To co miało miejsce między nami, nigdy nie powinno się wydarzyć. Oboje zniszczyliśmy sobie tym życie. I pomyśleć, że jeden głupi SMS, jedna kłótnia przyczyniła się, aby wyrządzić tyle zła, tyle nieszczęść, tyle łez. Tylko kto wtedy myślał o konsekwencjach? O tym, że krzywdzimy innych? Żadnemu z nas nie wpadło to do głowy. Jednak nie mogłem nic zarzucać Louis’owi. To ja najbardziej nawaliłem, to ja spieprzyłem wszystko. To ja okazałem się takim dupkiem i egoistą. Cholernym gnojkiem, który nie zauważył tego, co się dzieje. Zniszczyłem swoje życie, życie Emily, Louis’a i wszystkich naszych bliskich. To wszystko było moją winą!

   No ok. Nie mogłem się więcej tym zamartwiać. Wróćmy więc do mojej historii.

   Szliśmy wtedy na śniadanie. Nic by mnie nie zaskoczyło, gdyby nie to, że Louis prawie wcale się nie odzywał. Spojrzałem na niego troszkę zaskoczony. Szedł z opuszczoną głową, a na jego ustach nie było tego pięknego uśmiechu, który widziałem prawie cały czas. Przypuszczałem, że coś się stało, ponieważ to było nienormalnie, że Lou zmienił się w jeden dzień. Dziwiłem się. Gdzie pojawił się ten stary Tomlinson?

- Louis, coś się stało? - zapytałem.
- Tak…- przyznał i westchnął.- Ale to nic takiego.- powiedział zwracając się w moją stronę. Posłał mi niezbyt szczery uśmiech, którego nie odwzajemniłem.
- Mów, co leży ci na sercu. Coś źle zrobiłem?- zadałem mu pytanie bojąc się, że to właśnie przeze mnie Lou jest taki smutny.
- Nie!- zaprzeczył.- To nie twoja wina. Po prostu dzisiaj jest dla mnie nienajlepszy dzień.
- Dlaczego?- nie ustępowałem. Chciałem wiedzieć, co gryzie mojego przyjaciela.
- Dziś jest dzień, w którym wypada rocznica, gdy mój dziadek odszedł z tego świata.- uśmiechnął się.- Będę musiał jechać na cmentarz.
- To pojadę z tobą.- odezwałem się.
- Nie trzeba. Poradzę sobie. Możesz zostać w domu. To zajmie tylko chwilę. Skoczymy tam z babcią i zaraz przyjedziemy.- przyznał znów odwracając ode mnie wzrok.
- Pojadę tam z tobą.- zadecydowałem.- Nie zostawię cię w takiej sytuacji.
- Dziękuję.- powiedział, ale tym razem z szerokim i szczerym uśmiechem.

   Razem zaszliśmy na śniadanie. Babcia Lou też nie była w najlepszym humorze, ale nie dziwiłem się temu ani trochę. Mieli prawo, żeby się smucić. Mimo wszystko zamierzałem być blisko mojego przyjaciela i pocieszyć go, gdy będzie tego potrzebował.

   W ciszy zjedliśmy śniadanie. Żadne z nas nie było chętne do rozmowy. Nawet ja nie miałem ochoty zamienić z nikim słowa. Chyba udzielił mi się ten nastrój.

   Po zjedzonym śniadaniu babcia Lou poprosiła, aby jej wnuk zawiózł ją na cmentarz. Oczywiście Louis nie mógł odmówić i zgodził się. Próbował przekonać mnie, że sobie poradzi i mógłbym zostać w domu czekając na nich, ale się na to nie zgodziłem. Chciałem mu towarzyszyć w tej trudnej dla niego sytuacji. W końcu od czego są przyjaciele? Nie mógłbym  go wtedy zostawić.

- Przecież wiesz, że nie musisz.- kłócił się Louis.
- Lou, przestań, bo za chwilę pomyślę, że nie chcesz, abym z wami jechał. Dla mnie to nie jest problem. Chcę ci towarzyszyć.
- Ale jesteś tego pewien?
- Na sto procent. W końcu od czego są przyjaciele?

   Z uśmiechem weszliśmy do przedpokoju. Wiedziałem o tym, że Tomlinson bardzo chciałby, abym był przy nim, dlatego nie mogłem go opuścić.

- Możemy jechać.- odezwał się mój przyjaciel.

   Jego babcia była już gotowa do wyjścia. Ja trzymałem się trochę na uboczu, ponieważ chciałem uszanować to, że pani Tomlinson nie chciałabym mojego towarzystwa na cmentarzu przy grobie jej małżonka. W końcu to są jej prywatne sprawy, a ja się w nie mieszałem, ale nie chciałem opuszczać Louis’a.

   Weszliśmy do samochodu. Ja postanowiłem zająć miejsce z tyłu zaraz za siedzeniem Lou, który zasiadł za kierownicą. Babcia wybrała sobie miejsce z przodu i ruszyliśmy. Cały czas jechaliśmy w ciszy. Było słychać tylko cicho grające radio.

   Co chwilę przyłapywałem Tomlinson’a, jak gapił się na mnie w lusterku i na odwrót, to on mnie przyłapywał na tym. Po prostu nie mogłem się powstrzymać.

   Po chwili dojechaliśmy na miejsce. Jako ostatni wyszedłem z samochodu i ruszyliśmy w stronę cmentarza. Ponownie trzymałem się na uboczu. Gdy doszliśmy do grobu, razem z Lou trochę się od niego oddaliliśmy, aby pani Tomlinson mogła w spokoju się pomodlić. Później przyszła pora na nas.

   Stanęliśmy przy grobie, ramie w ramie. Odmówiliśmy krótką modlitwę i przez chwilę patrzeliśmy na marmur. Po chwili Louis zrobił coś, czego totalnie się nie spodziewałem. Wtulił się we mnie jak małe dziecko. Ale nie protestowałem. Kochałem czuć jego bliskość. Dyskretnie zaciągnąłem się zapachem jego perfum i objąłem go ramieniem. Odeszliśmy od grobu i ruszyliśmy w stronę babci mojego przyjaciela. Ona gdy nas zauważyła posłała mi wielki uśmiech, który bardzo mnie zdziwił. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co on mógł oznaczać. Teraz wszystkiego się domyśliłem i poznałem o co chodziło.

   Przy samochodzie niestety musiałem wypuścić Lou, który niechętnie usiadł za kierownicę. Droga powrotna do domu wyglądała tak samo, jak ta na cmentarz.

   Nie żałowałem, że pojechałem tam w Lou. Myślę, że byłem mu w tamtej chwili potrzebny. I to nawet bardzo.  Po prostu brakowało mu osoby, do której mógłby się przytulić i ja z chęcią mu ją zastąpiłem.

   Dojechaliśmy do domu. Louis poprosił, abyśmy udali się do swojego pokoju. Oczywiście zgodziłem się. Położyłem się na łóżku i Lous wręcz skoczył na mnie. Oboje poprawialiśmy sobie humor. Śmialiśmy się z siebie i rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Udało mi się poprawić mojemu przyjacielowi humor. Było nam tak pięknie razem. Nawet przez chwilę pomyślałem, że jest mi z nim bardzo dobrze i mógłby mnie nigdy nie zostawiać. Jednak szybko wybiłem sobie ten pomysł. Przecież miałem Emily. Nie mogłem o tym myśleć. Właśnie, zdziwiło mnie to, że jeszcze ani razu nie zadzwoniła. Samemu nie chciało mi się tego zrobić.

   Nasze leniuchowanie przerwała babcia Louis’a wchodząc do naszego pokoju. Uśmiechnęła się do nas i zwróciła się do swojego wnuka.

- Mógłbyś przynieść mi album ze zdjęciami? Jest na strychu. Chciałabym sobie poprzypominać stare czasy.- przyznała. Jej wnuk od razu się zgodził i ponownie zostaliśmy sami.
- To ja pójdę po ten album.- powiedział Lou.
- Z chęcią ci potowarzyszę.- odezwałem się.
- Byłoby mi bardzo miło.- zaśmiał się Tomlinson.

   Wstaliśmy z łóżka i wyszliśmy z pokoju. Mój przyjaciel zaczął prowadzić nas na środek korytarza. Spojrzał na sufit i podskoczył, aby chwycić mały uchwyt, który się tam znajdował. Zaśmiałem się widząc jego poczynania. Przecież był zbyt niski, aby tego dosięgnąć. Zacząłem rżeć jak mała dziewczynka.

- Mógłbyś się przestać śmiać i łaskawie mi pomóc?- zdenerwował się Louis. Przestałem się śmiać. Stanąłem za nim i dosięgnąłem uchwytu.
- Tak to się robi kochanie.- wyszeptałem do jego ucha, po czym się odsunąłem.

   Louis stał w miejscu i się na mnie gapił.

- Dziękuję.- odpowiedział po chwili.

   Potrząsnął głową, jakby wyrzucając z siebie pewne myśli.  Na chwilę gdzieś się oddalił. Po chwili przyszedł z latarką. Podszedł do dziury w suficie. Spuścił drabinkę i wszedł po szczeblach. Pozwoliłem sobie ruszyć za nim. Na górze Louis włączył nikłe światło, które nie oświetlało zbyt wiele. Wtedy domyśliłem się po co Lou jest latarka.  Oświecił światełko i zaczął szukać. Tutaj chyba były wszystkie zapomniane przedmioty, których nie wiadomo gdzie schować. Znajdowała się tutaj mała warstwa kurzu, ale nie było aż tak źle, jak myślałem.

- Potrzymasz na chwilę?- zapytał Louis wybudzając mnie z letargu.

   Podał mi latarkę, a ja ją chwyciłam. Stanąłem za nim chcąc i starając się, aby miał lepszą widoczność. Zaczął czegoś szukać. Po chwili zorientowałem się, że chodziło o album.

- Tutaj Harry.- powiedział Louis chwytając moją rękę i przesuwając ją trochę. Zjechał niżej na moje palce i przybliżył do siebie, a by mieć lepszą widoczność.

   Stałem jak wryty i gapiłem się to na niego, to na rękę, która nadal dotykała mojej. Nasze palce się stykały, a ja nie miałem odwagi ich odsunąć. To było takie przyjemne uczucie. Nie pamiętam, co w tamtym momencie chodziło mi po głowie, ale wiem, że nie były to normalne myśli. Zresztą kiedy były one normalne przy Tomlinson’ie? Chyba nigdy.

   Dopiero po chwili Louis zlitował się nade mną i odsunął swoją rękę.  Odetchnąłem. Dopiero wtedy zorientowałem się, że przez ten cały czas nie oddychałem. Boże, co się wtedy ze mną działo?

    Nikt nie działał na mnie tak ja mój przyjaciel. Nikt nie wzbudzał we mnie tyle emocji. Nikt nie przyczynił się do tego, aby w mojej głowie był taki mętlik.

- Harry!- usłyszałem krzyk. Przeraziłem się i latarka upadła na podłogę.
- Co?!- zapytałem zdezorientowany.

   Nie usłyszałem odpowiedzi. Zamiast tego schyliłem się, aby dosięgnąć przedmiot, który mi wypadł. Niestety Louis zrobił to w tym samym momencie i zderzyliśmy się głowami. Oboje szybko odsunęliśmy się od siebie i śmiejąc się chwyciliśmy się za głowy. Zdecydowałem się podnieść latarkę. Wróciliśmy na dół i daliśmy album babci Louis’a.


Witajcie :)
Jeżeli chodzi o rozdział, to miał wyjść całkowicie inaczej. Zepsułam go :(
Ale już mniejsza z tym.
W następnym będzie lepiej, ponieważ zrobię go taki bardziej wesoły. O tak, na pewno coś wymyślę :)
Bo wiecie, powoli ten okres szczęścia się kończy. Jeszcze tylko parę takich sytuacji będzie, no chyba, że coś jeszcze wymyślę.

Początek tego rozdziału odkrywa troszeczkę tajemnic, ale to i tak nie wszystko. Ok, więcej Wam nie zdradzę.
To do następnego.

sobota, 14 czerwca 2014

08 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Czasem nie zastanawiamy się jacy jesteśmy, czego tak naprawdę oczekujemy od życia. Wiele tajemnic ukrywamy przed samym sobą nie chcą się do tego przyznać, nawet nie chcąc o tym myśleć. Dopiero po latach wychodzą z nas jakieś sekrety, dziwactwa, które są dla nas czymś nowym. Czymś, czego nigdy się nie spodziewaliśmy. Dowiadujemy się o sobie nowych rzeczy. Tak naprawdę to nigdy do końca siebie nie poznaliśmy. Czasem nie wiedzieliśmy o połowie rzeczy, które siedziały w nas głęboko, czekając na odpowiednią chwilę, aby się ujawnić. To mogły być jakieś zdolności, zainteresowania, albo kompletnie coś innego. Coś dużo poważniejszego, straszniejszego. Jak na przykład orientacja. Tak, dobrze czytacie. Czasem to pojawia się tak nagle. Ktoś cię zrani i już do końca nienawidzisz tej płci. Albo może stać się coś innego. Do końca tego nie wiadomo. Czasem zakochujesz się w osobie, o której nigdy nie pomyślałbyś jak o chłopaku, dziewczynie. To takie dziwne, a z drugiej strony bardzo ekscytujące, albo bolesne. Każdy w sobie ma coś innego i nie zawsze jesteśmy z tego zadowoleni, ale tego się nie wybiera, prawda?


   Obudziło mnie chrapanie. Dość głośnie. Przewróciłem się na bok i ujrzałem Louis’a, która spał z otwartymi ustami. Odruchowo przygryzłem wargę. Ten widok był cudowny. Louis był przystojny, ale jak spał, to jeszcze bardziej mi się podobał. Boże, jak to zabrzmiało. Lou mi się podobał. Nie wiem dlaczego, ale zamarzyło mi się wtopić w jego czerwone wargi, które w tamtym momencie tak bardzo mnie kusiły. Musiałem się jednak powstrzymać. W końcu to chłopak. Do tego mój przyjaciel. Przecież nie mogę myśleć o nim w ten sposób.

   Zrezygnowany opadłem na poduszkę, ale i tak nie mogłem już zasnąć. Ostrożnie, aby nie obudzić Lou podniosłem się z łóżka i podszedłem do okna. Zapowiadała się piękna pogoda. Słońce już świeciło i dawało swój blask. Ludzie mimo wczesnej pory chodzili już po ogrodach, albo spacerowali po chodniku. Niektórzy byli nawet w krótkich spodenkach. Czyli musiało być ciepło.

   Uśmiechnąłem się sam do siebie i usiadłem na parapecie. Przyglądałem się temu wszystkiemu. Zamierzałem to robić dopóki Lou się nie obudzi. Niestety nie wiedziałem czy jest śpiochem czy może rannym ptaszkiem. Sam byłem zaskoczony, że tak szybko wstałem. To chyba przez to, że nie byłem przyzwyczajony do tego łóżka, ale to nic. W ciągu miesiąca z pewnością się przyzwyczaję i będzie mi się coraz lepiej spało.

   Nagle przypomniałem sobie o czymś. Wstałem i wziąłem swoją komórkę. Ponownie wróciłem na swoje miejsce na parapecie. Odblokowałem telefon i zdziwiłem się, ponieważ nie miałem ani jednej wiadomości czy nieodebranego połączenia. Przecież Emily miała zadzwonić. Najwidoczniej zapomniała albo stało się coś ważniejszego. Nie mogłem tego tak zostawić, więc napisałem SMS’a do niej: Cześć skarbie :* Co tam u Ciebie? xx  Najwidoczniej zapomniała wczoraj do mnie zadzwonić, ponieważ od razu dostałem odpowiedź: Cześć :D U mnie wssystko dobrze. Właśnie leżę w Twoim łóżku :*. Zdziwiłem się. Co ona robiła w moim łóżku. Jak to? xx- napisałem. Nie zapominaj, że Gemma to moja przyjaciółka i zaprosiła mnie na noc. Postanowiłam zając Twoje łóżko. Na samo to zdanie się uśmiechnąłem.

   Nie pisałem już więcej, Emily też się nie odezwała. Najwidoczniej dobrze się bawiła z Gemmą, więc postanowiłem im nie przeszkadzać.

   Ponownie zapatrzyłem się na widoki za oknem. Uśmiechnąłem się sam do siebie.

- Co ty taki szczęśliwy?- usłyszałem pytanie tuż przy moim uchu. Podskoczyłem ze strachu.- 1:1.- zaśmiał się Louis.
- Ach, to tak się bawimy?- zapytałem zły na samego siebie, że dałem się tak nastraszyć. To dokładnie ta sama sytuacja co wtedy w kawiarni, tylko teraz role się odwróciły.
- Możemy.- zaśmiał się Lou.
- Wiesz, że tego pożałujesz?- zapytałem z wielkim uśmiechem.
- Jakoś się ciebie nie boję. Wiesz o tym, że jestem królem dowcipu. Niczym mnie nie zaskoczysz.
- Jesteś tego pewien?
- No jasne.- odpowiedział Louis.
- A przewidzisz to?- zapytałem i szybko zeskakując z parapetu popchnąłem Lou na łóżko.

   Usiadłem na niego i zacząłem go torturować, czyli łaskotać. Dowiedziałem się, że jednak mój przyjaciel na jakieś łaskotki, więc będę mógł za każdym razem w taki oto sposób się na nim mścić. Dobrze wiedzieć.

   Louis nie mógł wytrzymać ze śmiechu. Próbował się jakoś bronić, ale jedną z rąk chwyciłem jego ręce i ułożyłem je nad jego głową. Nie mógł się w taki sposób bronić.  Na jego nogach siedziałem, więc też nie mógł nimi ruszyć. Właśnie w tamtej chwili dowiedziałem się, że jestem od niego silniejszy, co postanowiłem wykorzystać. Lou błagał mnie, abym przestał. Krzyczał, że już nie może. Oczywiście śmiał się przy tym. Chyba musieliśmy być bardzo głośno, ponieważ do naszego pokoju wparowała babcia Lou pytając się, czy aby coś się nie stało.

   Zaśmiałem się i upadłem na Louis’a. On również nie potrafił się powstrzymać od śmiechu. Zapewnił swoją babcię, że wszystko jest ok i znów zaczął się śmiać.  Pani Tomlinson wyszła zostawiając nas samych. Przez chwilę razem z Lou leżeliśmy na łóżku próbując opanować śmiech. Oczywiście ja nadal leżałem na nim. Mój przyjaciel nic mi na to nie odpowiedział, więc pomyślałem sobie, że mu to nie przeszkadza. Swoją twarz wtuliłem w jego włosy, a on swoje ręce położył na moich biodrach. Jednak musiałem nie być aż taki ciężki, ponieważ Lou nie prosił mnie, abym zszedł. Dobrze nam się leżało. Nawet przez chwilę pomyślałem, że mógłbym tak leżeć z Louis’em zawsze, ale po chwili skarciłem siebie za takie myśli.

   Sturlałem się  z jego ciała i ułożyłem się obok.  Popatrzyłem na twarz Tomlinsona, która również zwróciła się w moim kierunku. Uśmiechnęliśmy się do siebie i patrzeliśmy sobie w oczy. Dla mnie nie było to nic dziwnego. Kochałem jego oczy i nie mogłem się napatrzeć. Chyba żaden z nas nie chciał przerywać tej chwili.

- Louis, w końcu musimy wstać.- zauważyłem.
- Jeszcze chwilę.- poprosił mój przyjaciel i wtulił się we mnie. Swoją głowę ułożył na moim ramieniu i tak leżeliśmy przez chwilę.

   Żadnemu z nas nie przyszło do głowy, że może to dziwnie wyglądać. Nie myśleliśmy w tamtej chwili. Nie mieliśmy nic przeciwko, alby okazywać sobie aż tyle czułości. Nam nie wydawało się to dziwne. W końcu byliśmy przyjaciółmi. Czy przyjaciele od czasu do czasu nie mogą się do siebie poprzytulać? No ok, między chłopakami to strasznie dziwnie wyglądało, ale nie zastanawialiśmy się nad tym.

- Lou, musimy wstać. Twoja babcia będzie na nas czekać ze śniadaniem.- zauważyłem.
- Masz rację.- odparł zrezygnowany Tomlinson i wypuścił mnie za swoich objęć. Oboje usiedliśmy na łóżku i uśmiechnęliśmy się do siebie.

   Na równo wstaliśmy i zaczęliśmy szukać czegoś na dziś.

- Na dworze jest ciepło.- przyznałem i wyciągnąłem krótkie spodenki z walizki, po czym wybrałem pasującą do nich bluzkę. Lou wybrał taki sam strój jak ja.

   Uzgodniliśmy, że ja przebiorę się w łazience, a Tomlinson w pokoju i później razem się przygotujemy. Tak też zrobiliśmy. Ja zająłem łazienkę i ubrałem czyste ubrania. Zawołałem Lou, który również zdążył się przebrać i razem szczotkowaliśmy zęby i układaliśmy swoje włosy. Gdy już każdy z nas był gotowy, postanowiliśmy zejść na dół, na śniadanie.

- Dzień dobry.- powiedziałem do babci Louis’a. Wiedziałem, że widziałem ją wcześniej, ale wtedy nie powiedziałem jej nic na powitanie.
- Dobry babciu.- powiedział Lou.
- Witajcie skarby.

   Wszyscy zajęliśmy miejsca przy stole i zaczęliśmy jeść. Oczywiście ja i Tomlinson co chwilę zerkaliśmy na siebie i się śmialiśmy.

- Mamy ci jakoś pomóc?- zapytał niespodziewanie Louis patrząc na swoją babcię.
- Jeżeli mogłabym prosić, to zrobilibyście mi zakupy?
- Jasne.- odpowiedział uradowany Lou, a ja i uznaniem przytaknąłem głową.

   Gdy zjedliśmy śniadanie, to dostaliśmy listę rzeczy, które mieliśmy kupić i udaliśmy się do sklepu. Każdy z nas był w świetnym humorze. Mnie ani trochę nie przeszkadzało to, że musimy pomagać staruszce, zamiast szaleć. To chyba od tamtej pory nauczyłem się pomagać.

- Jak daleko jest tutaj sklep?- zapytałem Louis’a, który szedł obok mnie.
- Niedaleko. Za chwilę będziemy na miejscu.- odpowiedział posyłając mi szeroki uśmiech.

   Lou miał rację. Do sklepu doszliśmy zaledwie po 5 minutach. Był to wielki market i żaden z nas się na nim nie znał, więc zapowiadały się długie zakupy, bo z pewnością będziemy mili problem z odnalezieniem wszystkich produktów. Jednak to nas nie zniechęciło. Potraktowaliśmy to jak dobrą zabawę. Zresztą dla Louis'a całe życie było jednym wielkim żartem, ale już mniejsza z tym.

   Chodziliśmy między regałami i wkładaliśmy do koszyka odpowiednie produkty. Oczywiście kupowaliśmy tylko to, co musieliśmy. Trochę się przy temu wygłupialiśmy. No dobra, więcej niż trochę. Szaleliśmy. Opowiadaliśmy sobie kawały, albo komentowaliśmy niektóre sytuacje, które zauważyliśmy. To była dla nas świetna zabawa! Przynajmniej nie mogliśmy sobie zarzucić, że jesteśmy nudni, bo tego słowa nie znaliśmy.

   Musiałem przyznać, że staliśmy się dobrymi przyjaciółmi.

- Harry, pomożesz?- usłyszałem nagle za swoimi plecami. Odwróciłem się na pięcie i zobaczyłem Louis’a, który nie potrafił dosięgnąć makaronu, ponieważ był za wysoko.- Jesteś wyższy.- przyznał mój przyjaciel.
- Jasne.- odpowiedziałem i się uśmiechnąłem.

   Podszedłem do Lou i stanąłem za nim. Położyłem swoją rękę na jego ramieniu i wspiąłem się na palce, aby dosięgnąć do ostatniej półki. Moja klatka piersiowa dotykała jego pleców. Poczułem przyjemne ciepło w okolicach podbrzusza.

   W końcu udało mi się dosięgnąć makaron i mogłem normalnie stanąć. Louis położył swoją rękę na moją, która nadal spoczywała na jego ramieniu i się do mnie odwrócił. Jeszcze tak blisko niego nie byłem.  Najgorsze było to, że nie mogłem się ruszyć. Nie miałem siły, a przesunąć się o krok w tył i uniknąć tej sytuacji. Jego bliskość była dla mnie czymś bardzo ważnym. Wtedy pierwszy raz na serio pomyślałem, że mógłbym go pocałować i nie przeszkadzało by mi to, że jest chłopakiem.  To co się stało, nigdy nie powinno mieć miejsca.

   Dzieliły nas dosłownie milimetry gdy zorientowałem się, że stoimy w ciszy i patrzymy sobie w oczy. Odchrząknąłem i zrobiłem pół kroku w tył. Na więcej nie było mnie stać.

- Proszę, twój makaron.- powiedziałem i podałem Lou produkt. Louis jakby wybudzony z transu opuścił głowę i wziął mi z ręki moją zdobycz.

   Dopiero wtedy zorientowałem się, że cały czas mnie trzymał. Szybko cofnęliśmy swoje ręce i przez chwilę staliśmy patrząc na podłogę, która w tamtej chwili stała się bardzo interesująca.

   Jako pierwszy ruszyłem. Louis dotrzymał mi kroku i ponownie zaczęliśmy zakupy. Przez jakieś 10 minut było niezręcznie. Później już wszystko wróciło do normy. Na szczęście tego dnia już nie mieliśmy takiej sytuacji.


Witajcie!
Przepraszam, że rozdział nie pojawił się wcześniej, ale mam małe problemy z komputerem :(
Na szczęście udało mi się dodać rozdział.
Nie wiem jak Wam, ale mi rozdział bardzo się podoba.
Nie zdradzie Wam, co zdarzy się w następnym. Będzie to niespodzianką :)
No to czekam na Waszą opinię.
Do następnego.

sobota, 7 czerwca 2014

07 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Czasem w życiu nie zwracamy uwagi na małe rzeczy. Rzeczy, które nie obchodzą nas aż tak bardzo, które są prawie niewidzialne. Z takimi małymi rzeczami możemy porównać uczucia. Szczególnie uczucie przyjaźni. Dla nas jest to normalne, że ma się przyjaciela, z którym można się zawsze spotkać, porozmawiać, zaszaleć. Jednak czasem nie zwracamy uwagi na to, jakie są relacje między nami. Czasem zapominamy o innych. Poznajemy kogoś nowego i porzucamy starych przyjaciół. To chyba najgorsze co możemy robić. To jest bardzo wielki błąd, który często popełniamy. Nie jesteśmy świadomi tego, że ktoś przez nas może cierpieć, że to my wyrządzamy komuś krzywdę.

   Taki właśnie byłem ja. Popełniłem największe błędy w swoim życiu. Spieprzyłem wszystko co mogłem. Byłem tak bardzo zaślepiony uczuciem, które czułem, że nie zwracałem uwagi na te małe rzeczy, które zawsze były obok mnie. Zapomniałem o uczuciach. Wmawiałem sobie, że to ja mam rację, że to ja jestem najmądrzejszy, a wcale tak nie było. Uważałem siebie za nie wiadomo kogo. Zapomniałem, że obok mnie również są osoby, które potrzebują mojej uwagi. Tak bardzo zraniłem najbliższych. Teraz tego wszystkiego żałuję. Po prostu nawaliłem na całej linii. Chyba za bardzo wierzyłem w to, że jestem idealny.


   Louis i ja szliśmy obok siebie. Na dworze powoli zaczęło się ściemniać, ale nam to nie przeszkadzało. Na niebie zaczęło pojawiać się pierwsze gwiazdy, które współgrały razem z połową księżyca. To wszystko dawało taki blask, że aż poczułem się jak w jakiejś wymyślonej krainie. To niebywałe, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi. Od zawsze lubiłem przyglądać się gwiazdą, ale nigdy nie sądziłem, że mogą być one aż tak cudowne.  No ale przecież nigdy nie zwracałem uwagi na takie małe rzeczy.

   Co chwilę mijał nas jakiś przechodzień, który kompletnie nie zwracał na nas uwagi. Tak samo było z samochodami, które mijały nas. No ale kto zwracałby uwagę na dwójkę normalnych chłopaków? Chyba nawet ja nie zainteresowałbym się tym.

   Poczułem chłodny wiatr na swojej twarzy. Moje loki lekko się poruszyły. Spojrzałem na Louis’a, który szedł obok mnie zamyślony. Zastanawiałem się, jak zacząć rozmowę. Denerwowało mnie to, że idziemy obok siebie bez słowa. Jeszcze do tego zamyślony Lou zaczął mnie przerażać. Przecież on zawsze był rozgadany. Nie wiedziałem, dlaczego teraz zamilkł. Postanowiłem go o to zapytać.

- O czym myślisz?- zagadnąłem. Odruchowo spojrzałem na niego i się uśmiechnąłem. On również spojrzał na mnie i gdy zobaczył moją reakcję, na jego twarzy pojawił się wielki banan. Machinalnie spuściłem głowę.
- Zastanawiam się, gdzie moglibyśmy iść.- przyznał i kontem oka zauważyłem, że on również przestał patrzeć na mnie.
- Może pokarzesz mi okolicę?- zaproponowałem. Ode chciało mi się iść do jakiegokolwiek baru. Bałem się, że przesadzimy i wrócimy pijani, a nie chciałem zniszczyć sobie reputacji u babci Louis’a.
- No dobrze. W sumie, to nawet ode chciało mi się iść do baru.
- Tak. Możemy sobie na spokojnie porozmawiać.- przyznałem i uśmiechnąłem się delikatnie.

    Znów ruszyliśmy obok siebie. Żaden z nas nie wiedział, o czy moglibyśmy porozmawiać.

   Powoli można było zauważyć przybywające gwiazdy, których z każdą minutą było coraz więcej. Niebo było już całkowicie ciemne i nie przykrywała go żadna chmura.

- Patrzyłeś kiedyś w gwiazdy?- zagadnąłem nawet nie odwracając wzroku od tego pięknego widoku, który malował się na niebie.
- Nie. Jakoś nigdy nie miałem na to czasu.- przyznał i mogłem się założyć, że właśnie wtedy spojrzał w niebo i się uśmiechnął.
- To co takiego robisz gdy nie możesz spać?- zapytałem lekko zdziwiony tym co odpowiedział. No jak można nie patrzeć w gwiazdy?! Do teraz tego nie zrozumiałem. Przecież ja robiłem to codziennie.
- Przeważnie myślę i zastanawiam się, co jest w moim życiu nie tak, co mógłbym jeszcze zmienić.- odpowiedział.
- Chcesz coś jeszcze zmieniać? Przecież masz idealne życie. Możesz mieć wszystko.- zauważyłem. Zazdrościłem mu tego, że mógł mieć co tylko zapragnął.
- Harry, wcale nie jestem bogaty. Podpuściłem cię.- zaśmiał się.- Przyznaję, że moja babcia ma kasę, ale ja wcale nie mam. Jeżeli chodzi o samochód, to dostałem go na 18 urodziny. Nic nadzwyczajnego.- przyznał.
- To dlaczego mnie tak podpuściłeś?- zapytałem i odwróciłem wzrok na niego. Louis szedł przed siebie cały czas patrząc w gwiazdy.
- Chciałem zobaczyć, jak się zdenerwujesz, gdy nazwę cię myszką.- zaśmiał się.- Tak ładnie się czerwienisz, gdy coś Cię wkurzy.- przyznał i od razu opuścił głowę zdając sobie sprawę z tego, co właśnie powiedział. Chociaż było ciemno, to nie mógł ukryć swoich czerwonych policzków.
- Och Lou.- również się zaśmiałem.- A ja lubię, jak czerwienisz się ze wstydu.

   Przez chwile szliśmy w ciszy, ale nie była ona krępująca. Każdy z nas był zamyślony i nie wiedział co w tej sytuacji ma powiedzieć. Baliśmy się do siebie odezwać, aby nie palnąć czegoś głupszego.

- A co takiego widzisz w tych gwiazdach?- zapytał nagle Louis.
- Sam chciałbym to wiedzieć.- zaśmiałem się.- Nie wiem, co w nich jest. Dla mnie są po prostu jakby ukojeniem.
- Jak to?
- Gdy nie mogę w nocy spać, to wstaję i podchodzę do okna. Patrzę na gwiazdy, jeżeli oczywiście są i marzę. Wiesz, że czasem moje marzenia się spełniają? I myślę, że to właśnie dzięki gwiazdą.- przyznałem. Tak, wiem, że się rozmarzyłem, ale Louis’owi ani mnie to nie przeszkadzało.
- To piękne, co mówisz. Ja nigdy o tym nie myślałem. No ale dobra. Dosyć tej babskiej gadki.- zaśmiał się Louis.- Wracamy do domu czy jeszcze chwilę pochodzimy?
- Możemy jeszcze chwilę pochodzić?- zapytałem ponownie patrząc na gwiazdy.
- Oczywiście.

   I tak szliśmy dalej. Każdy z nas rozmyślał o czymś innym. Drogi powoli zaczęły pustoszeć. Coraz mniej ludzi nas mijało. Ulice nie były już tak zatłoczone. Wszędzie zrobiło się tak cicho i spokojnie. Nawet wiatr ucichł. Drzewa w ogóle się nie ruszały. Czasem jedynie było słychać ich cichy szum, który był muzyką dla moich uszu. Teraz nie cieszyłem się z tego. Marzenia są dla mnie niczym. Ja jestem niczym. Zwykłym dupkiem. Ach, gdybyście tylko wiedzieli jaki wielki błąd popełniłem. Tak bardzo chciałbym już do tego przejść, ale żebyście mogli to zrozumieć, muszę opowiedzieć całą swoją historię.

   Czasem zastanawiam się co by było, gdyby wszystko inaczej się potoczyło. Nie, to musiało się tak stać. Musiało do tego dojść.

- Harry?- zapytał Louis machając mi ręką przed twarzą. Zamyśliłem się w tamtej chwili.
-Tak?
- Słyszysz mnie?- zaśmiał się Lou.
- Tak. Przepraszam, zamyśliłem się.
- No. Mam nadzieję, że już powróciłeś do normalnego świata. Chciałem ci tylko powiedzieć, abyśmy wracali.
- Dobrze.- zgodziłem się.

   Louis poprowadził nas jakimiś ścieżkami. Oczywiście ufałem mu i dzielnie szedłem za nim. Nawet nie przyszło mi na myśl, że Lou mógłby coś kombinować. Znałem go już na tylko dobrze, że wiedziałem, że idziemy prawidłowo. Bardzo mu ufałem. Nawet teraz po tym, co zrobił. I tak zaufałbym mu. Mimo, że tak mnie oszukał. Wierzyłem mu i wiedziałem, że to co zrobił, było w ważnej sprawie.

   Po chwili doszliśmy na miejsce. Weszliśmy przez bramę i podeszliśmy do drzwi, które otworzył Tomlinson. W przedpokoju zdjęliśmy buty i przeszliśmy do salonu. Tam zastaliśmy babcię Louis’a, która jeszcze nie spała i czekała na nas.

- Nie chcielibyście czegoś zjeść?- zapytała.
- Nie.- odpowiedzieliśmy na równo i żegnając się poszliśmy do ‘’swojego’’ pokoju.

    Oboje usiedliśmy po przeciwnych stronach łóżka i szukaliśmy ubrań, w których spaliśmy. Ja oczywiście musiałem przeszukać całą walizkę, aby to znaleźć. Louis nie miał z tym takiego problemu.

- To kto pierwszy idzie się wykąpać?- zapytałem odwracając się w stronę Lou. Ten również się odwrócił i spojrzał na mnie.
- Nie wiem. Mnie to obojętne.- przyznał i się do mnie uśmiechnął.
- Ok. To pozwolisz, że ja pójdę pierwszy.- uśmiechnąłem się i czekałem na jego odpowiedz.
- Jasne.- zgodził się.

   Wstałem z łóżka i szybko zniknąłem za drzwiami łazienki, która była połączona z naszym pokojem. Zaparło mi dech w piersiach. Łazienka była… cudowna. Zresztą tak jak reszta domu. Podłogę oraz ściany pokrywał kafelki w jasnym odcieniu zieleni. Sufit był biały i wisiała na nim malutka lampa, która doskonale oświetlała całe to pomieszczenie. Po prawej stała ubikacja, zaraz za nią znajdowała się umywalka. W rogu łazienki umieszczona była kabina w której można było się wykąpać. Oczywiście obok tego stała wanna, która lśniła swoją bielą.

   Przeszedłem na środek łazienki i zacząłem się rozbierać. Wszedłem pod prysznic i puściłem ciepłą wodę. Rozkoszowałem się ciepłą wodą i chwilą wytchnienia. Mogłem pomyśleć, ale nie wiedziałem o czym. Musiałem przyznać, że Louis to świetny przyjaciel i myślę, że się dogadamy. W ogóle nie przeszkadzała mi jego obecność w pokoju. Może to nawet i lepiej. W końcu będę mieć dobrego towarzysza. Tak, z pewnością się nie nudziłem. Lou mi na to nie pozwolił.

   Jeszcze chwilę postałem pod prysznicem. Jednak w końcu musiałem zakończyć moje drobne przyjemności.

   Wyszedłem i owinąłem się ręcznikiem. Dokładnie wytarłem całe swoje ciało i ubrałem krótkie spodenki. Włosy mniej - więcej ułożyłem, aby nie były w aż takim nieogarze, chodź w sumie szedłem spać. Jednak Louis nie mógł zobaczyć mnie w takim stanie. W końcu byłem chłopakiem, który lubił o siebie dbać.

   Wyszedłem z łazienki i wpuściłem do niej Louis’a. Wprost rzuciłem się na łóżko. Swoją głowę oparłem o poduszkę i przymknąłem oczy. Czekałem aż zasnę, jednak ta chwila nie nastąpiła.

   Usłyszałem jak ktoś otwiera drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę i ujrzałem Lou, który miał na sobie tylko ręcznik.

- Co ty wyczyniasz?- zapytałem.
- Zapomniałem wziąć bokserek. To nic.- uśmiechnął się do mnie podchodząc do łóżka.

   Wziął swoje spodnie i szybkim krokiem podążył do łazienki. Nie był świadomy, że ujrzałem kawałem jego… tyłka. Tak, dobrze czytacie. Widziałem jego tyłek. Taki zaszczyt mi się trafił. Aż uśmiechnąłem się pod nosem.

   Boże, co ja wygadywałem? Zachwycałem się jego tyłkiem. Nie Styles, tak nie można. Nie można podziwiać czyjegoś tyłka. Koniec tych fantazji!

   Po chwili Lou dołączył do mnie. Zagasił światło i położył się obok mnie.

- Dobranoc.- szepnąłem.
- Dobranoc myszko.- odpowiedział mi.


Hej! :)
Ten rozdział miał być słodki, ale wszystko zepsułam. Przepraszam. Nie potrafiłem jakoś tego opisać.
Aby jakoś wam się zrekompensować zdradzę Wam, że w następnym na pewno będzie słodka scena między Harry'm i Louis'em, a nawet nie jedna! Hahaha. 
A tak w ogóle to co tam u Was słychać?
Ja ostatnio na nic nie mam czasu. Przeważnie wiedzę z nosem w książce i to już zaczyna mnie przerażać. Na szczęście za niedługo się to wszystko skończy.


Rozdział z dedykacją dla mojego ukochanego Harolda. To taka spontaniczna decyzja. Po prostu chcę Ci podziękować za to, że jesteś. Kocham Cię ♥



Do następnego.
Kocham Was.