Rozpaczam. Nic nie mogę z tym zrobić. Boli
mnie jego widok. Przecież go kocham! Nic chcę, aby mnie opuszczał. Jeżeli on
odejdzie, to ja stanę się nikim. Nie chcę żyć bez niego. Mimo tego, że tak
bardzo mnie okłamał, ja nie wyobrażam sobie chociaż jednego dnia bez jego
pocałunku, przytulenia. Może to głupie, ale wybaczyłem mu już wszystko.
Czuję, jak moje serce powoli umiera. Nie
wiem, czy będzie w stanie znieść cierpienie, jeżeli on odejdzie. Wydaje mi się,
że ono już powoli rozpada się na kawałki. Ja cały jestem rozdarty. Nic nie
potrafię z tym zrobić.
Zastanawiam się, czy jeżeli on odejdzie, to
ja też pożegnam się z życiem? To byłoby najprostsze rozwiązanie. Tylko czy
naprawdę tego chcę? Sam już nie wiem. Przecież tyle razy mówiłem sobie, że nie
mogę być tchórzem. Nie chcę się tak łatwo poddać. Może warto jeszcze zawalczyć,
nawet jeżeli to mogłoby mnie wiele kosztować? Nie mogę odejść! Nie chcę być
tchórzem, a przecież cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.
Jeżeli nie będę cierpieć, to nie zaznam
szczęścia, a chciałbym jeszcze kiedyś być szczęśliwym. Nawet, jeżeli miałbym cieszyć
się sam, bez Lou. Tylko czy to jest jeszcze możliwe? Jeżeli jego zabraknie, to
będę potrafił się uśmiechać? To mnie zastanawia. Chyba nie dowiem się, jeżeli
nie spróbuję. Nie! Zaraz, przecież nie chcę, aby Lou umierał. Będę jeszcze
bardziej szczęśliwy, jeżeli zostanie przy mnie. Tutaj, na tym świecie. Chodź
wydaje się taki okrutny, to może znajdzie się miejsce dla dwóch kochających się
chłopaków?
Przecież na świecie nie jesteśmy tylko my.
Jest więcej takich osób. To dlaczego to wydaje mi się takie trudne?
- Louis, obiecuję,
że jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi.- mówię.- Kocham Cię.
Niestety tę piękną chwilę, kiedy w końcu mam
odwagę powiedzieć mu wszystko, co do niego czuję, przerywa mi jego rodzina wraz
z moją mamą, którzy bez uprzedzenia wchodzą do sali. Naprawdę nie zasługuję
nawet na chwilę, aby z nim porozmawiać? Co z tego, że jest nieprzytomny? Wierzę,
że mnie słucha.
- Harry, powinniśmy już jechać.- mówi moja
rodzicielka.
- Chcę przy nim zostać.- odpowiadam cicho.
Wszyscy zwracają uwagę na nasze ręce. Nawet
nie muszę na nich popatrzeć, aby się o tym przekonać. Wiedziałem, że tak
właśnie zareagują. Jestem tylko ciekaw, czy nas odrzucą, czy może dają nam
szansę, abyśmy pokazali im, jaką piękną miłością siebie darzymy?
- Jesteście razem?- pyta jedna z sióstr Lou.
- Nie. Nie
zdążyliśmy powiedzieć sobie, że się kochamy, ale oboje bardzo dobrze o tym
wiemy.- odpowiadam bez skrępowania.
Powinni wiedzieć. Nie chcę już dłużej tego ukrywać.
- Od kiedy mój syn
jest gejem?- pyta mama Lou, jakby miała wyrzuty do mnie, że jej syn woli
chłopaków.
Przecież to niedorzeczne! Nie jestem niczemu
winny!
- Nie wiem.- znów odpowiadam.
- A ty?- tym razem zwraca się do mnie moja
mama.- Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi, że jesteś gejem?
- Nie jestem
gejem.- zaprzeczam.- Chyba.- dodaję.- Raczej jestem biseksualny, ponieważ
potrafię kochać i dziewczyny i chłopaków.
Wszyscy patrzą na mnie z wyrzutem.
- Zostawimy was
razem.- mówi siostra mojego przyjaciela i wypycha wszystkich za drzwi.
Słyszę jedynie kłótnię. Niestety nie wiem
dokładnie o czym jest. Słyszę pojedyncze słowa: geje, pedały, jak mogli,
zawiodłam się, nie jestem w stanie ich kochać, to już nie jest mój syn.
Obie kobiety to mówią. Boli mnie to.
Wiem, że już nie ma sensu, abym wracał do
domu. Moja własna matka się mnie wyrzekła, obie nas się wyrzekły. Świat
niestety nie jest tolerancyjny. A myślałem, że coś mogłoby się zmienić. Szkoda,
że tak się pomyliłem.
I tak spędzam przy Lou cały wieczór, noc.
Staram się, aby niczego mu nie zabrakło. Opuszczam go tylko wtedy, gdy muszę.
Kładę się obok niego na łóżku i delikatnie przytulam. Oczywiście uważam, aby go
czasem nie zranić, gdy się już obudzi. Jeżeli w ogóle się obudzi. Mam jednak
nadzieję, że tak się stanie, że zawalczy. Chociażby dla mnie.
Gdy przychodzi pielęgniarka nic nie mówi.
Nawet mnie nie wygania, co bardzo mnie dziwi, ale jestem jej wdzięczny. Jedynie
patrzy na mnie ze współczuciem. Przynajmniej ona rozumie. Proponuje mi kawę,
ale się nie zgadzam.
Wieczorem próbuję zatrzymać zmęczenie, ale
jednak daje ono za wygraną i zasypiam.
Śni mi się on. On i ja. Razem
szczęśliwi. Trzymamy się za ręce i idziemy przez jakąś łąkę. Ta wizja dodaje mi
otuchy, może i nawet nadziei. Uśmiechamy się do siebie. Jesteśmy szczęśliwi jak
nigdy dotąd. Tylko dlatego, że możemy być razem.
Motyle latają dookoła nas również ciesząc
się z tego, że jesteśmy, że się kochamy. Wydają się być takie łagodne i
niewinne, a w rzeczywistości są inne. Udają szczęście. Po chwili zaczynają nas
atakować. Starają się rozdzielić nasze dłonie. Chcą nas od siebie odseparować.
Nie życzą nam dobrze. Są złe. Złe tak jak inni ludzie. One nie rozumieją takiej
miłości.
W końcu nas rozdzielają. Jest ich bardzo
dużo. Podlatują do Lou i wznoszą go w górę. Nie potrafię ich powstrzymać. Mój
przyjaciel jest coraz wyżej i wyżej, a ja nie potrafię tego zatrzymać. To jest straszne.
Louis krzyczy do mnie, abym go jakoś
uratował, ale nie potrafię. On odchodzi. Zostajemy rozdzieleni, już na zawsze.
Gdy znika w pola widzenia, to wiem, że już
go nigdy nie zobaczę.
- Harry, cichutko,
obudź się.- budzi mnie jakiś głos.
Czuję delikatny dotyk na moim policzku.
- Może zrzucimy go
z łóżka?- słyszę głos jakiejś kobiety.
Mimo tego wszystkiego nie chcę się obudzić.
Czuję się dobrze, leżąc tak i mogąc, chociaż przez chwilę wyobrazić sobie, że
to Louis właśnie dotyka mojego policzka. To myślenie mnie uspokaja i myślę
sobie, że mam jakieś szanse na odzyskanie go. A jeżeli otworzę oczy, to zobaczę
jego, jak leży nieprzytomny na łóżku. Nie chcę znosić tego cierpienia.
- Chyba ma straszny sen.- znów odzywa się
kobieta.- Może go jednak obudzimy?
- Proponujesz zrzucenie z łóżka? Boję się,
że coś mu się stanie.- mówi chłopak. Niby skądś znam ten głos, ale nie umiem
przypomnieć sobie do kogo należy.
- Dobrze. To go
szturchnę.- śmieje się kobieta.
Słyszę kroki, a po chwili ktoś dotyka mojego
ramienia.
- Harry, pobudka.- słyszę. Nie zamierzam wstawać.
Naprawdę tego nie chcę.
- Patrz jaki słodki kotek.-
powiedział chłopak.
- Kotek, gdzie?-
otwieram oczy i natychmiast wstaje, co nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ
spadam z łóżka.
Przecieram oczy i patrzę na kobietę, która
wyciąga do mnie rękę. Pomaga mi wstać. Podnoszę się i rozglądam do pokoju.
Poznaję dziewczynę. To pielęgniarka, która zajrzała wczoraj i zaproponowała mi
kawę. Jest naprawdę bardzo miła. Jednak nie ma tu żadnego chłopaka. Patrzę na
łóżko Lou. Teraz poznaję ten głos. Louis uśmiecha się do mnie. Mimo tego, że
wydaje się szczęśliwy, wygląda marnie.
- W końcu udało
nam się ciebie obudzić.- uśmiecha się delikatnie.
Dostawiam sobie krzesło do łóżka i siadam.
Chwytam go za rękę.
- Jak się czujesz?- pytam.
- Jest dobrze.-
mówi Lou siląc się na swobodny ton. Od razu poznaję, że kłamię. Nie jest
dobrze.
Patrzę na pielęgniarkę, która posyła mi
przepraszające spojrzenie. To nie wskazuje na nic dobrego. Proszę, niech powie
mi, że on właśnie nie umiera.
- Lekarz
powiedział, że jego serce jest bardzo słabe. Nie wiadomo ile czasu wytrzyma.-
mówi cicho.- Zostawię was samych, abyście mieli okazję porozmawiać, bo z tego
co wiem, to macie wiele sobie do wytłumaczenia.
Wychodzi, a my pozostajemy sami. Siedzimy
cicho. Żaden z nas nie wie, co ma powiedzieć. Lou walczy o każdą sekundę
swojego życia, a ja wcale mu w tym nie pomagam. Jestem głupi.
- Przepraszam.- odzywam się jako pierwszy.
- Za co?- pyta zdezorientowany Louis.
- To moja wina, że się tutaj znalazłeś.-
mówię cicho i spuszczam głowę. Czuję delikatny dotyk ręki Lou na moim policzku.
- To wcale nie twoja wina. Sam się do tego
doprowadziłem. To raczej ja powinienem cię przeprosić za swoje kłamstwa.- mówi.
Patrzę na niego. Posyła mi delikatny uśmiech. Opuszcza rękę.
- Wybaczam ci.-
mówię.
Biorę jego dłoń i przykładam sobie do ust.
Całuję wewnętrzną stronę. Opuszczam ją na łóżko i splatam nasze palce razem.
Siedzimy przez chwilę sami ciesząc się ze swojego towarzystwa. Słychać jedynie
aparaturę i głośne oddech Lou.
- Kochasz mnie?- pytam po dłuższej chwili.
- Harry, ja zawsze coś do ciebie czułem.
Nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem gejem.- wstrzymuje oddech.- Od kiedy
pierwszy raz cię zobaczyłem, to cię pokochałem, ale w ogóle nie zwracałeś na
mnie uwagi. Później dowiedziałem się, że masz dziewczynę. To jeszcze bardziej
mnie zabolało. To dlatego wymyśliłem tan cały plan. Chciałem cię zdobyć.
Chciałem być szczęśliwy przy twoim boku. Chciałem ci pokazać jaki jestem i
liczyłem, że jakoś cię w sobie rozkocham. Wiem, że było to strasznie
egoistyczne, ale byłem zdesperowany. Nie potrafiłem patrzeć, jak jesteś
szczęśliwy z nią.
- Też cię kocham.- mówię.- Dziękuję za to,
że tak się starałeś. Naprawdę to doceniam.- spuszczam głowę.
- Harry, czuję, że
odchodzę. Czy mógłbyś mnie pocałować? Po raz pierwszy… i ostatni?
Nie odpowiadam. Od razu nachylam się i łączę
nasze usta. Pocałunek jest delikatny i bardzo romantyczny. Czuję, jak Lou
puszcza moją rękę. Do pocałunku nie dodaje siły. Aparatura zaczyna piszczeć. On
umiera.
Lekarze znajdują się w sali. Starają mnie
się odciągnąć od łóżka. Przerywam nasz pocałunek. Zostaję wyprowadzony z sali.
Wiem, że to już koniec. Louis umiera.
Przynajmniej zdążyliśmy się pocałować. Po
raz pierwszy, jak również po raz ostatni…
No hej!
A teraz przyznać się, kto płakał?
Ja szczerze się przyznam, że sprawdzając ten rozdział popłakałam się, a przecież dobrze wiedziałam, co się stanie :)
Haha. Może to tylko ja jestem tak bardzo uczuciowa?
No to jak podoba Wam się zakończenie?
Ja sądzę, że to jest jeden z moich najlepszych rozdziałów, ale oceńcie sami :)
Przygotujcie się jeszcze na epilog, który może Was zaskoczyć :)
No to do epilogu!
Kocham Was ♥
Spodziewałam się tego! :D fajny rozdział :3
OdpowiedzUsuńPopłakałam sie jeju dlaczego;-; super rozdział:(
OdpowiedzUsuńPrawie się popłakałam :/ Z jednej zakończenie jest szczęśliwe, a z drugiej nie, więc z jednej się cieszę, a z drugiej jestem wkurzona xd A tak na serio to rozdział jest mega , świetnie go napisałaś, zresztą jak cały ten blog, już nie mogę się doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuńJednak dobrze myslalam, ze tak zakonczy sie rozdzial, ale mam nadzieje, ze Lou przezyje. <3
OdpowiedzUsuń