sobota, 6 września 2014

24 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Tak bardzo przez to wszystko cierpiałem. Nie mogłem dojść po tym do siebie. Dałem się tak oszukać. Jak ja mogłem być taki głupi? Louis z taką łatwością mnie okłamał. Zabawił się mną, a ja dałem się na to wszystko nabrać. Łykałem każde jego kłamstwo. Uważałem go za przyjaciela, a on tymczasem to wszystko wykorzystywał. Ułożył sobie plan w głowie, który powoli, bez żadnych przeszkód realizował, a ja nic nie podejrzewałem. Przecież nie miałem do tego podstaw. Naprawdę nie wiedziałem, że Lou knuł coś takiego za moimi plecami.

   Byłem na siebie zły. Zły za to, że dałem się tak nabrać, że mu zaufałem. Żałowałem, że zgodziłem się na te wakacje, że zgodziłem się na to wszystko. Nienawidziłem siebie za to, że wcześniej nie domyśliłem się, że ten cały SMS, to mogła być sprawka Lou.

   Czułem się winny. Przecież Emily przez to cierpiała, ja cierpiałem, a on potrafił na to wszystko patrzeć. Sprawił wszystkim tyle bólu. Zawiódł mnie. Stracił moje zaufanie. Czułem się temu wszystkiemu winny, bo po części tak było. Przecież dałem mu się nabrać. Jednak wcześniej nie wiedziałem, że mój przyjaciel jest zdolny do czegoś takiego.

   Myślałem, że był dobrym człowiekiem, że chciał mojego szczęścia. Tak bardzo się myliłem. Był egoistą. Ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Nie wiedziałem, czy byłbym mu w stanie jeszcze kiedyś zaufać. Zniszczył to, co pomiędzy nami było. Czy to znaczyło, że nasza przyjaźń była dla niego niczym? Najwyraźniej tak.

   A ja myślałem, że to wszystko przeze mnie się niszczy, że to ja jestem winny temu, że nasza przyjaźń powoli zanika, że tak się od siebie oddalamy, że tak często się kłócimy, że coraz mniej normalnie rozmawiamy. To była jego wina. Jego coraz bardziej pożerały wyrzuty sumienia. Nie wiedział, co miał z nimi zrobić. Wolał zwalić winę na mnie.

   Jednego tylko nie potrafię pojąć. To mnie dziwiło. Nie bolało go to, jak patrzył, gdy moje życie się wali, jak powoli nie daję sobie już rady, jak cierpię? Nic go wtedy nie obchodziłem? Wiem, że miał wyrzuty sumienia, ale to było wszystko? Naprawdę tego nie rozumiałem. Zapytałbym go, gdybym miał na to czas, ale nie miałem.

   Leżałem na łóżku i ubolewałem nad swoim losem. Płakałem, chodź nie powinienem. Gdybym wiedział, co takiego się zdarzy później, wybiegłbym za Lou, ale tego nie wiedziałem. Nie mogłem tego przewidzieć. Tak bardzo go zraniłem, że stracił panowanie nad sobą. Doprowadziłem go do płaczu, czego nie powinienem robić.

   Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do domu. Popatrzyłem w tamtą stronę. Zobaczyłem moją mamę, która szybko weszła do salonu. Łzy spływały jej po policzkach. Miała rozmazany makijaż. To było dziwne. Nic nie rozumiałem.

- Och Harry, tak bardzo mi przykro.- powiedziała.

   Szybko do mnie podbiegła i mnie przytuliła. Ponownie się rozpłakała. Tym razem płakaliśmy oboje. Smuciliśmy się. Ja po stracie przyjaciela i po jego kłamstwach a ona… no właśnie, dlaczego moja mama płakała?

- Dlaczego płaczesz?- zapytałem.
- No z powodu Louis’a.- odpowiedziała zdziwiona.

   Odchyliła głowę i spojrzała na mnie jak na wariata. O co mogło chodzić z Lou? Czy coś mu się stało?

- Ale dlaczego?
- Nie słyszałeś?- zdziwiła się.
- O czym?                    
- Louis jest w szpitalu. Jego mama do mnie dzwoniła cała zapłakana. Ciężko było ją zrozumieć. Powiedziała mi tylko, że Lou ciężarówka go potrąciła. Stało się to może jakieś 3 godziny temu. Podobno wbiegł na jezdnię.

   3 godziny temu, 3 godziny. O kurwa! Przecież on właśnie wtedy wybiegł z mojego mieszkania. Przecież wtedy go wygoniłem.

- W jakim szpitalu? Muszę tam jak najszybciej jechać.- powiedziałem szybko wstając i zakładając buty.
- Poczekaj. Pojadę z tobą. Zawiozę cię.

   Wybiegliśmy z mieszkania i szybko popędziliśmy do samochodu. Dobrze, że miałem moją mamę, bo inaczej musiałbym jechać do szpitala autobusem, co zajęłoby mi sporo czasu, albo jechać metrem, ale to nie był dobry pomysł. A tak przynajmniej ominęliśmy korek i szybko znaleźliśmy się w szpitalu. Byłem tak bardzo tym wszystkim przejęty.

   Wbiegłem do szpitala i ruszyłem prosto do recepcji nie zważając uwagi na nic innego. Skupiając się na tym, co musiałem załatwić. Chciałem dowiedzieć się, gdzie wtedy był Lou.

   Na recepcji musiałem skłamać, że jestem z rodziny i dopiero wtedy dowiedziałem się w jakim pokoju leży Louis. 273. Ten numer chyba zapamiętam do końca życia.

   Wybrałem schody, ponieważ stwierdziłem, że będę musiał długo czekać na windę. Na szczęście musiałem dostać się na czwarte piętro, co nie było aż takim wyczynem.

   Podbiegłem pod salę. Wszystko wydawało się jakby z filmu. Nic nie czułem. Nawet nie wiedziałem, co to zmęczenie. Nie obchodziło mnie to.

    Nie wierzyłem, że to właśnie mnie spotkało. Nie mogłem w to uwierzyć, dopóki nie zobaczyłem rodziny mojego przyjaciela siedzącej pod salą, a później jego, leżącego. Był podpięty do jakiejś aparatury. Wyglądał jak martwy.

   Dobrze, że mama Lou dała mi czas, abym mógł przy nim posiedzieć. Tylko chwilę z nią rozmawiałem. Wytłumaczyła mi, jak doszło do wypadku. Louis podobno wbiegł na jezdnię prosto pod ciężarówkę. Kierowca powiedział, że go nie zauważył. To działo się tak szybko. Nie zdążył zahamować. Potrącił go. Wcale tego nie chciał. Wierzyłem mu.

   Jednak to wszystko było bez sensu.


   I tak właśnie znalazłem się w tej całej sytuacji. Teraz pozostało mi tylko patrzeć, jak on umiera, jak cierpi. Czy mogło spotkać mnie coś gorszego? To był najgorszy widok. Czym sobie zasłużyłem na to, aby patrzeć, jak mój przyjaciel umiera?

   Obwiniam siebie za to wszystko. Gdybym wtedy tak na niego nie nakrzyczał, gdybym nie wyprosił go z domu. On nadal by żył. Jestem głupi i egoistyczny. Nie powinienem do tego dopuścić. Być może teraz siedzielibyśmy w moim pokoju i spędzali świetnie czas. Może w końcu posmakowałbym jego ust? Teraz się tego niestety nie dowiem. Tracę go. Może jest jeszcze jakaś szansa na to, że przeżyje, ale w to wątpię. Nam nie jest pisany szczęśliwy koniec.

- Przepraszam.- mówię cicho ściskając jego drobną rękę.

   Wydaje się taki kruchy i bezbronny. Jego głowę pokrył bandaż. Twarz ma całą w zadrapaniach. Ręce posiniaczone. Aż mogę domyślać się, jak wygląda reszta ciała. Ma zamknięte oczy i rozpalone policzki. Wygląda, jakby spał.  Jego usta są rozchylone. Chcę je pocałować, ale wiem, że nie mogę. To najbardziej mnie boli. Najgorsza jest myśl, że to właśnie ja go skrzywdziłem, że to jest tylko i wyłącznie moja wina. Przykre, prawda?

   Czuję, jak po moich policzkach spływają łzy. Splatam nasze palce u rąk ze sobą i zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś się spotkamy, czy jeszcze kiedyś zobaczę jego piękne lazurowe tęczówki, które za każdym razem patrzyły na mnie z miłością i czułością, której nie potrafiłem zauważyć. Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś będę mógł go przytulić, poczuć jego mocne ręce na swoich biodrach, jak delikatnie głaszcze moje włosy.  Chciał dla mnie dobrze. Starał się, a ja go tak po prostu olałem. Źle go potraktowałem.

- Przepraszam kochanie. Proszę, zawalcz dla mnie. Chciałbym móc cię kiedyś pocałować.- przyznaję szeptem i jeszcze mocniej zaciskam moje palce na jego dłoni.- Tak bardzo cię kocham.- pochylam się i dotykam jego policzka, po czym składam na nim delikatny pocałunek, którym chcę pokazać to, jak bardzo go kocham.

   Znów wracam na swoje miejsce i rozpaczam. To takie niesprawiedliwe. Boże, dlaczego mi go odbierasz? Dlaczego to musiało spotkać akurat jego?! To ja powinienem leżeć na tym łóżku, to ja powinienem cierpieć. Chciałbym się teraz zamienić. Bez niego jestem nikim. Nie chcę go stracić!

   Staram się do niego mówić, chodź wiem, że i tak mnie nie słyszy. Wyznaję mu miłość, staram się opowiadać jakieś śmieszne zdarzenia. Chociaż wiem, że leży nieprzytomny, to mam nadzieję, że mnie słyszy i tym jakoś poprawiam mu humor. Może chociaż słyszy, jak mówię mu, że go kocham? A może czuje, jak go całuję po paliczkach, nosie. Próbuję uśmierzyć mu jakoś ból. Przynajmniej tak mogę się zrekompensować.

   Boli mnie to, że muszę patrzeć, jak się męczy i nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Nie potrafię nic zrobić. Ta myśl mnie dobija.

   Chciałbym chodź trochę zmniejszyć jego ból, który z pewnością czuje, ale nie potrafię. Nie umiem mu pomóc! Jak niby miałbym to zrobić?

- Przepraszam.- powtarzam po raz któryś.- To wszystko moja wina. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mi to wybaczysz. A jeżeli mi nie wybaczysz i umrzesz, to ja zrozumiem twój wybór. Zrobiłem coś potwornego, ale mam nadzieję, że zrozumiesz to, jak bardzo żałuję.

   Modlę się o to, abyśmy mieli chociaż szansę ostatni raz porozmawiać. O niczym więcej nie marzę. Ta jedyna rozmowa mogłaby zmienić bardzo wiele. Mam nadzieję, że będę miał szansę z niej skorzystać.

Proszę tylko i wyłącznie o to.

Czy to aż tak wiele?


No hej :)
Łezka zakręciła się w oku?
Bo ja szczerze się przyznam, gdy czytałam ten rozdział przed dodaniem, to troszeczkę sobie popłakałam. 
Może jestem głupia, ale naprawdę zżyłam się z tą historią.
To taka moja mała perełka :)
No więc to jest już przedostatni  rozdział.
Jak myślicie, zakończenie będzie smutne czy szczęśliwe?
 W sumie to wszystko zależy od tego czy Lou przeżyje :)
Szczerze, to miał być ostatni rozdział i tutaj też miałyście się dowiedzieć, jak to dalej będzie, ale tak się rozpisałam, że wyszły mi aż dwa rozdziały z tego :)
W sumie sądzę, że nawet fajnie mi to wyszło.
No to czekam na Wasze opinie :)

Do następnego ♥

4 komentarze:

  1. Czekam na ostatni i na nową historię ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie usmiercaj Lou błagam !! Jakie piękne ! Cudne ! Popłakałam sie. Czekam na nexta i prosze nie zabijaj Lou ;D :(
    / Torii

    OdpowiedzUsuń
  3. Boski *.* Naprawdę podoba mi się ten rozdział. Bardzo fajnie go napisałaś, tyle napięcie, te przemyślenie Harry'ego, prośby, przeprosiny :)) Nie mogę się już doczekać i mam nadzieję, że zakończy się to szczęśliwie ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Lou umrze xd
    Znaczy to tak mi tu pasuje xd
    Nie ze zle my zycze czy cos ale bedzie trupem.
    Na tym jak Harry gadal do Lou w szpitalu mialam lzy w oczach.
    Co ty ze mna robisz ? ;)
    kocham cie

    Harry

    OdpowiedzUsuń