czwartek, 18 września 2014

26 - Epilog - It's Only Your Shadow, Never Yourself

Październik, 2019 r.

   5 lat.

   5 lat odkąd moje serce rozpadło się na kawałki.

   5 lat gdy go straciłem.

   5 lat gdy umarł.

   Dzisiaj mija pięć lat. Mimo, że minęło tyle czasu, ja nadal nie potrafię poradzić sobie z jego odejściem. On naprawdę wiele dla mnie znaczy. Kochałem go, kocham i zawsze będę go kochać. Taka miłość nie zdarza się często.

   To co nas łączyło, było nie do opisania. Co z tego, że nie nacieszyliśmy się sobą zbyt długo? Mogłem śmiało powiedzieć, że to był mój najlepszy związek w życiu (jeżeli mogę nazwać tak nasze relacje, bo nie jest to do końca zgodne z prawdą).

   Cieszyłem się, że mogłem go poznać, że mogłem być tak blisko niego. Uraził mnie trochę swoimi kłamstwami, ale wybaczyłem mu. Zasługiwał na to tak samo, jak ja. Może trochę obwiniałem siebie za to, że Lou teraz nie żyje, ale jak sam powiedział, to nie była moja wina. Starałem się już nie rozpaczać. Może czasem przypomniał mi się jego uśmiech, jego piękne lazurowe tęczówki, ale nie trwało to długo. Najczęściej uroniłem tylko kilka łez i miał spokój na parę godzin, a czasem i dni. Zależało, czy byłem bardzo zapracowany czy też nie.

   To prawda, że rodzina się ode mnie odwróciła. Przyjaciele też. Niby próbowali mnie wspierać, byli ze mną, ale widziałem, że czasem mieli mnie dość, gdy płakałem po Lou. Nie dziwię się im. Nic nie powiedzieli, ale wiedziałem, że nie są tacy, jak ja. Nie chciałem być dla nich kłopotem. Odszedłem.

   Pomogła mi siostra, która jako jedyna została ze mną. Znalazła mi małe mieszkanie, pracę. 
Pomogła stanąć na nogi. Dziękowałem jej za to. Nie chciałem już dłużej znosić widoku mojej mamy, która czasem patrzyła na mnie z obrzydzeniem. Starała się tego nie okazywać, ale ja i tak wiedziałem. Wyprowadziłem się.  

   Tak zacząłem nowe życie. Życie bez niego. Muszę przyznać, że na początku było ciężko, ale przyzwyczaiłem się. Zrobiłem to, dlatego, aby on był ze mnie dumny. Czasem jestem ciekaw, co takiego sobie o mnie myśli. Może jest gdzieś blisko mnie i mnie wspiera?

   Przyznam się. Myślałem o śmierci. Nawet raz próbowałem popełnić samobójstwo, ale niestety, albo na szczęście Liam mnie uratował. To właśnie wtedy postanowiłem odejść od moich przyjaciół. Na początku dzwonili do mnie, ale w końcu dali sobie z tym spokój. Zapomnieli. Nie ma co się dziwić. W końcu minęło już tyle lat. Chyba nawet moja mama pogodziła się ze stratą syna.

  Teraz czuję się dobrze. Moje życie powoli się układa. Może jestem sam, ale nie czuję tak bardzo tej samotności. Wiem, że on jest przy mnie. Nie jestem w stanie już nikogo pokochać. Louis zajmuje całe moje serce. Chyba dożyję starości sam. No cóż. Trudno. Jakoś wytrzymam.

   Może kiedyś będę w stanie kogoś pokochać? Sam nie wiem, jak moje życie się jeszcze potoczy. Przecież może się zdarzyć wszystko. Może los napisał dla mnie dużo szczęśliwszą historię, niż sobie wyobrażam? Ha, tego nikt nie przewidzi.


   Spieszę się do pracy, co nie jest żadnym nowym wyczynem. Znów nie potrafię rano wstać i mam miej czasu na przygotowanie się. Wprawdzie mam czas tylko na ubranie się. Niestety na zjedzenie śniadania nie mam już czasu. Obiecuję, że kupię sobie coś do zjedzenia na przerwie obiadowej. To jest najlepszy pomysł, jaki wpada mi do głowy. No cóż poradzę na to, że taki już jestem.

   Jestem do tego przyzwyczajony.

   W końcu udaje mi się dobiec na przystanek. Muszę wyglądać przekomicznie. Ciekawe, co myślą o mnie inni ludzie? Zobaczyć chłopaka w garniturze biegnącego z teczką to niecodzienny widok. Nie mogę nic poradzić na to, że praca wymaga ode mnie takiego ubioru, chodź muszę przyznać, że nawet go lubię. Pasuje mi.

   Gdy dobiegam na przystanek zapewne moje loki są porozwiewane na wszystkie strony, sapię, a moje policzki są czerwone. Mogę się założyć, że tak właśnie wyglądam.

   Na szczęście jestem już na przystanku i mogę odpocząć. Staję prosto i przyglądając się jeżdżącym samochodom próbuję unormować oddech.

   Udaje mi się to zrobić. Mogę w spokoju poczekać na mój autobus. Zwracam wzrok na ludzi po drugiej stronie jezdni. Moją uwagę przykuła jedna osoba.

- Louis?- pytam cicho sam siebie.

   Patrzę na jego twarz, która uśmiecha się do mnie. Chcę chwycić go za rękę, ale jest za daleko. Wygląda tak, jak go pamiętam. Nawet z tej odległości mogę zobaczyć jego lazurowe tęczówki, które powodują, że się w nich zatracam. Jego włosy układają się bardzo dobrze. Policzki pokrywają małe rumieńce. Ma na sobie czarne rurki i zwykły t-shirt tego samego koloru. Wygląda jak żywy.

   Już mam się ruszyć i do niego podbiec, gdy drogę przejeżdża mi wieki, dwupiętrowy autobus. Zasłania mi widok. Przez chwilę Louis traci mi się z oczu. Jednak gdy autobus przejeżdża dalej, jego już tam nie ma.

- Wydawało mi się.- szepcze sam do siebie.

   Jestem zawiedziony. Już nigdy go nie odzyskam. On odszedł, a ja już dawno powinienem się z tym pogodzić. Tylko, że to jest trudne.

   Ale to jest jakiś znak. Cieszy się, że żyję dalej, że próbuję sobie ułożyć życie. Niestety bez niego. Nic gorszego już nie może mnie spotkać. A może jednak się mylę?  


No cześć! :)
Jak podoba Wam się zakończenie?
Ja jestem z niego bardzo zadowolona :)
A Wy co myślicie?
Będziecie chociaż tęsknić za tą opowieścią?
Ja bardzo. To było moje oczko w głowie :)
A tak w ogóle, to jak podoba Wam się nowy wygląd bloga?
Może nie jest on jakiś tam nadzwyczajny, ale starałam się. Szczerze, to tło miało być całkiem inne, ale niestety blogger ma ograniczony rozmiar obrazu i w sumie, to musiałam wszystkie warstwy pousuwać ;c
W sumie to mogłam zostawić tylko tyle, ile widzicie ;p

Nie martwcie się. Już w weekend zacznę nową opowieść. 
Tylko że moje kolejne opowiadanie już nie będzie taki słodkie :) Przygotujcie się na dużą dawkę emocji :)
Nie zdradzę Wam w
ięcej.
Będę taka zła ;p
No to co, do następnej opowieści!
Dziękuję, że byliście ze mną aż tyle czasu :)

sobota, 13 września 2014

25 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Rozpaczam. Nic nie mogę z tym zrobić. Boli mnie jego widok. Przecież go kocham! Nic chcę, aby mnie opuszczał. Jeżeli on odejdzie, to ja stanę się nikim. Nie chcę żyć bez niego. Mimo tego, że tak bardzo mnie okłamał, ja nie wyobrażam sobie chociaż jednego dnia bez jego pocałunku, przytulenia. Może to głupie, ale wybaczyłem mu już wszystko.

   Czuję, jak moje serce powoli umiera. Nie wiem, czy będzie w stanie znieść cierpienie, jeżeli on odejdzie. Wydaje mi się, że ono już powoli rozpada się na kawałki. Ja cały jestem rozdarty. Nic nie potrafię z tym zrobić.

   Zastanawiam się, czy jeżeli on odejdzie, to ja też pożegnam się z życiem? To byłoby najprostsze rozwiązanie. Tylko czy naprawdę tego chcę? Sam już nie wiem. Przecież tyle razy mówiłem sobie, że nie mogę być tchórzem. Nie chcę się tak łatwo poddać. Może warto jeszcze zawalczyć, nawet jeżeli to mogłoby mnie wiele kosztować? Nie mogę odejść! Nie chcę być tchórzem, a przecież cierpienie wymaga więcej odwagi niż śmierć.

   Jeżeli nie będę cierpieć, to nie zaznam szczęścia, a chciałbym jeszcze kiedyś być szczęśliwym. Nawet, jeżeli miałbym cieszyć się sam, bez Lou. Tylko czy to jest jeszcze możliwe? Jeżeli jego zabraknie, to będę potrafił się uśmiechać? To mnie zastanawia. Chyba nie dowiem się, jeżeli nie spróbuję. Nie! Zaraz, przecież nie chcę, aby Lou umierał. Będę jeszcze bardziej szczęśliwy, jeżeli zostanie przy mnie. Tutaj, na tym świecie. Chodź wydaje się taki okrutny, to może znajdzie się miejsce dla dwóch kochających się chłopaków?

   Przecież na świecie nie jesteśmy tylko my. Jest więcej takich osób. To dlaczego to wydaje mi się takie trudne?

- Louis, obiecuję, że jeszcze kiedyś będziemy szczęśliwi.- mówię.- Kocham Cię.

   Niestety tę piękną chwilę, kiedy w końcu mam odwagę powiedzieć mu wszystko, co do niego czuję, przerywa mi jego rodzina wraz z moją mamą, którzy bez uprzedzenia wchodzą do sali. Naprawdę nie zasługuję nawet na chwilę, aby z nim porozmawiać? Co z tego, że jest nieprzytomny? Wierzę, że mnie słucha.

- Harry, powinniśmy już jechać.- mówi moja rodzicielka.
- Chcę przy nim zostać.- odpowiadam cicho.

   Wszyscy zwracają uwagę na nasze ręce. Nawet nie muszę na nich popatrzeć, aby się o tym przekonać. Wiedziałem, że tak właśnie zareagują. Jestem tylko ciekaw, czy nas odrzucą, czy może dają nam szansę, abyśmy pokazali im, jaką piękną miłością siebie darzymy?

- Jesteście razem?- pyta jedna z sióstr Lou.
- Nie. Nie zdążyliśmy powiedzieć sobie, że się kochamy, ale oboje bardzo dobrze o tym wiemy.- odpowiadam bez skrępowania.

    Powinni wiedzieć. Nie chcę już dłużej tego ukrywać.

- Od kiedy mój syn jest gejem?- pyta mama Lou, jakby miała wyrzuty do mnie, że jej syn woli chłopaków.

   Przecież to niedorzeczne! Nie jestem niczemu winny!

- Nie wiem.- znów odpowiadam.
- A ty?- tym razem zwraca się do mnie moja mama.- Kiedy zamierzałeś powiedzieć mi, że jesteś gejem?
- Nie jestem gejem.- zaprzeczam.- Chyba.- dodaję.- Raczej jestem biseksualny, ponieważ potrafię kochać i dziewczyny i chłopaków.

   Wszyscy patrzą na mnie z wyrzutem.

- Zostawimy was razem.- mówi siostra mojego przyjaciela i wypycha wszystkich za drzwi.

   Słyszę jedynie kłótnię. Niestety nie wiem dokładnie o czym jest. Słyszę pojedyncze słowa: geje, pedały, jak mogli, zawiodłam się, nie jestem w stanie ich kochać, to już nie jest mój syn. Obie kobiety to mówią. Boli mnie to.

   Wiem, że już nie ma sensu, abym wracał do domu. Moja własna matka się mnie wyrzekła, obie nas się wyrzekły. Świat niestety nie jest tolerancyjny. A myślałem, że coś mogłoby się zmienić. Szkoda, że tak się pomyliłem.

   I tak spędzam przy Lou cały wieczór, noc. Staram się, aby niczego mu nie zabrakło. Opuszczam go tylko wtedy, gdy muszę. Kładę się obok niego na łóżku i delikatnie przytulam. Oczywiście uważam, aby go czasem nie zranić, gdy się już obudzi. Jeżeli w ogóle się obudzi. Mam jednak nadzieję, że tak się stanie, że zawalczy. Chociażby dla mnie.

   Gdy przychodzi pielęgniarka nic nie mówi. Nawet mnie nie wygania, co bardzo mnie dziwi, ale jestem jej wdzięczny. Jedynie patrzy na mnie ze współczuciem. Przynajmniej ona rozumie. Proponuje mi kawę, ale się nie zgadzam.

   Wieczorem próbuję zatrzymać zmęczenie, ale jednak daje ono za wygraną i zasypiam.

   Śni mi się on. On i ja. Razem szczęśliwi. Trzymamy się za ręce i idziemy przez jakąś łąkę. Ta wizja dodaje mi otuchy, może i nawet nadziei. Uśmiechamy się do siebie. Jesteśmy szczęśliwi jak nigdy dotąd. Tylko dlatego, że możemy być razem.

   Motyle latają dookoła nas również ciesząc się z tego, że jesteśmy, że się kochamy. Wydają się być takie łagodne i niewinne, a w rzeczywistości są inne. Udają szczęście. Po chwili zaczynają nas atakować. Starają się rozdzielić nasze dłonie. Chcą nas od siebie odseparować. Nie życzą nam dobrze. Są złe. Złe tak jak inni ludzie. One nie rozumieją takiej miłości.

   W końcu nas rozdzielają. Jest ich bardzo dużo. Podlatują do Lou i wznoszą go w górę. Nie potrafię ich powstrzymać. Mój przyjaciel jest coraz wyżej i wyżej, a ja nie potrafię tego zatrzymać.  To jest straszne.

   Louis krzyczy do mnie, abym go jakoś uratował, ale nie potrafię. On odchodzi. Zostajemy rozdzieleni, już na zawsze.

   Gdy znika w pola widzenia, to wiem, że już go nigdy nie zobaczę.

- Harry, cichutko, obudź się.- budzi mnie jakiś głos.

   Czuję delikatny dotyk na moim policzku.

- Może zrzucimy go z łóżka?- słyszę głos jakiejś kobiety.

   Mimo tego wszystkiego nie chcę się obudzić. Czuję się dobrze, leżąc tak i mogąc, chociaż przez chwilę wyobrazić sobie, że to Louis właśnie dotyka mojego policzka. To myślenie mnie uspokaja i myślę sobie, że mam jakieś szanse na odzyskanie go. A jeżeli otworzę oczy, to zobaczę jego, jak leży nieprzytomny na łóżku. Nie chcę znosić tego cierpienia.

- Chyba ma straszny sen.- znów odzywa się kobieta.- Może go jednak obudzimy?
- Proponujesz zrzucenie z łóżka? Boję się, że coś mu się stanie.- mówi chłopak. Niby skądś znam ten głos, ale nie umiem przypomnieć sobie do kogo należy.
- Dobrze. To go szturchnę.- śmieje się kobieta.

   Słyszę kroki, a po chwili ktoś dotyka mojego ramienia.

- Harry, pobudka.- słyszę. Nie zamierzam wstawać. Naprawdę tego nie chcę.
- Patrz jaki słodki kotek.- powiedział chłopak.
- Kotek, gdzie?- otwieram oczy i natychmiast wstaje, co nie jest najlepszym pomysłem, ponieważ spadam z łóżka.

   Przecieram oczy i patrzę na kobietę, która wyciąga do mnie rękę. Pomaga mi wstać. Podnoszę się i rozglądam do pokoju. Poznaję dziewczynę. To pielęgniarka, która zajrzała wczoraj i zaproponowała mi kawę. Jest naprawdę bardzo miła. Jednak nie ma tu żadnego chłopaka. Patrzę na łóżko Lou. Teraz poznaję ten głos. Louis uśmiecha się do mnie. Mimo tego, że wydaje się szczęśliwy, wygląda marnie.

- W końcu udało nam się ciebie obudzić.- uśmiecha się delikatnie.

   Dostawiam sobie krzesło do łóżka i siadam. Chwytam go za rękę.

- Jak się czujesz?- pytam.
- Jest dobrze.- mówi Lou siląc się na swobodny ton. Od razu poznaję, że kłamię. Nie jest dobrze.

   Patrzę na pielęgniarkę, która posyła mi przepraszające spojrzenie. To nie wskazuje na nic dobrego. Proszę, niech powie mi, że on właśnie nie umiera.

- Lekarz powiedział, że jego serce jest bardzo słabe. Nie wiadomo ile czasu wytrzyma.- mówi cicho.- Zostawię was samych, abyście mieli okazję porozmawiać, bo z tego co wiem, to macie wiele sobie do wytłumaczenia.

   Wychodzi, a my pozostajemy sami. Siedzimy cicho. Żaden z nas nie wie, co ma powiedzieć. Lou walczy o każdą sekundę swojego życia, a ja wcale mu w tym nie pomagam. Jestem głupi.

- Przepraszam.- odzywam się jako pierwszy.
- Za co?- pyta zdezorientowany Louis.
- To moja wina, że się tutaj znalazłeś.- mówię cicho i spuszczam głowę. Czuję delikatny dotyk ręki Lou na moim policzku.
- To wcale nie twoja wina. Sam się do tego doprowadziłem. To raczej ja powinienem cię przeprosić za swoje kłamstwa.- mówi. Patrzę na niego. Posyła mi delikatny uśmiech. Opuszcza rękę.
- Wybaczam ci.- mówię.

   Biorę jego dłoń i przykładam sobie do ust. Całuję wewnętrzną stronę. Opuszczam ją na łóżko i splatam nasze palce razem. Siedzimy przez chwilę sami ciesząc się ze swojego towarzystwa. Słychać jedynie aparaturę i głośne oddech Lou.

- Kochasz mnie?- pytam po dłuższej chwili.
- Harry, ja zawsze coś do ciebie czułem. Nigdy ci tego nie mówiłem, ale jestem gejem.- wstrzymuje oddech.- Od kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, to cię pokochałem, ale w ogóle nie zwracałeś na mnie uwagi. Później dowiedziałem się, że masz dziewczynę. To jeszcze bardziej mnie zabolało. To dlatego wymyśliłem tan cały plan. Chciałem cię zdobyć. Chciałem być szczęśliwy przy twoim boku. Chciałem ci pokazać jaki jestem i liczyłem, że jakoś cię w sobie rozkocham. Wiem, że było to strasznie egoistyczne, ale byłem zdesperowany. Nie potrafiłem patrzeć, jak jesteś szczęśliwy z nią.
- Też cię kocham.- mówię.- Dziękuję za to, że tak się starałeś. Naprawdę to doceniam.- spuszczam głowę.
- Harry, czuję, że odchodzę. Czy mógłbyś mnie pocałować? Po raz pierwszy… i ostatni?

   Nie odpowiadam. Od razu nachylam się i łączę nasze usta. Pocałunek jest delikatny i bardzo romantyczny. Czuję, jak Lou puszcza moją rękę. Do pocałunku nie dodaje siły. Aparatura zaczyna piszczeć. On umiera.

   Lekarze znajdują się w sali. Starają mnie się odciągnąć od łóżka. Przerywam nasz pocałunek. Zostaję wyprowadzony z sali. Wiem, że to już koniec. Louis umiera.

   Przynajmniej zdążyliśmy się pocałować. Po raz pierwszy, jak również po raz ostatni…


No hej!
A teraz przyznać się, kto płakał?
Ja szczerze się przyznam, że sprawdzając ten rozdział popłakałam się, a przecież dobrze wiedziałam, co się stanie :) 
Haha. Może to tylko ja jestem tak bardzo uczuciowa?
No to jak podoba Wam się zakończenie?
Ja sądzę, że to jest jeden z moich najlepszych rozdziałów, ale oceńcie sami :)
Przygotujcie się jeszcze na epilog, który może Was zaskoczyć :)
No to do epilogu!
Kocham Was ♥

sobota, 6 września 2014

24 - It's Only Your Shadow, Never Yourself

   Tak bardzo przez to wszystko cierpiałem. Nie mogłem dojść po tym do siebie. Dałem się tak oszukać. Jak ja mogłem być taki głupi? Louis z taką łatwością mnie okłamał. Zabawił się mną, a ja dałem się na to wszystko nabrać. Łykałem każde jego kłamstwo. Uważałem go za przyjaciela, a on tymczasem to wszystko wykorzystywał. Ułożył sobie plan w głowie, który powoli, bez żadnych przeszkód realizował, a ja nic nie podejrzewałem. Przecież nie miałem do tego podstaw. Naprawdę nie wiedziałem, że Lou knuł coś takiego za moimi plecami.

   Byłem na siebie zły. Zły za to, że dałem się tak nabrać, że mu zaufałem. Żałowałem, że zgodziłem się na te wakacje, że zgodziłem się na to wszystko. Nienawidziłem siebie za to, że wcześniej nie domyśliłem się, że ten cały SMS, to mogła być sprawka Lou.

   Czułem się winny. Przecież Emily przez to cierpiała, ja cierpiałem, a on potrafił na to wszystko patrzeć. Sprawił wszystkim tyle bólu. Zawiódł mnie. Stracił moje zaufanie. Czułem się temu wszystkiemu winny, bo po części tak było. Przecież dałem mu się nabrać. Jednak wcześniej nie wiedziałem, że mój przyjaciel jest zdolny do czegoś takiego.

   Myślałem, że był dobrym człowiekiem, że chciał mojego szczęścia. Tak bardzo się myliłem. Był egoistą. Ukrywał swoją prawdziwą tożsamość. Nie wiedziałem, czy byłbym mu w stanie jeszcze kiedyś zaufać. Zniszczył to, co pomiędzy nami było. Czy to znaczyło, że nasza przyjaźń była dla niego niczym? Najwyraźniej tak.

   A ja myślałem, że to wszystko przeze mnie się niszczy, że to ja jestem winny temu, że nasza przyjaźń powoli zanika, że tak się od siebie oddalamy, że tak często się kłócimy, że coraz mniej normalnie rozmawiamy. To była jego wina. Jego coraz bardziej pożerały wyrzuty sumienia. Nie wiedział, co miał z nimi zrobić. Wolał zwalić winę na mnie.

   Jednego tylko nie potrafię pojąć. To mnie dziwiło. Nie bolało go to, jak patrzył, gdy moje życie się wali, jak powoli nie daję sobie już rady, jak cierpię? Nic go wtedy nie obchodziłem? Wiem, że miał wyrzuty sumienia, ale to było wszystko? Naprawdę tego nie rozumiałem. Zapytałbym go, gdybym miał na to czas, ale nie miałem.

   Leżałem na łóżku i ubolewałem nad swoim losem. Płakałem, chodź nie powinienem. Gdybym wiedział, co takiego się zdarzy później, wybiegłbym za Lou, ale tego nie wiedziałem. Nie mogłem tego przewidzieć. Tak bardzo go zraniłem, że stracił panowanie nad sobą. Doprowadziłem go do płaczu, czego nie powinienem robić.

   Usłyszałem, jak ktoś wchodzi do domu. Popatrzyłem w tamtą stronę. Zobaczyłem moją mamę, która szybko weszła do salonu. Łzy spływały jej po policzkach. Miała rozmazany makijaż. To było dziwne. Nic nie rozumiałem.

- Och Harry, tak bardzo mi przykro.- powiedziała.

   Szybko do mnie podbiegła i mnie przytuliła. Ponownie się rozpłakała. Tym razem płakaliśmy oboje. Smuciliśmy się. Ja po stracie przyjaciela i po jego kłamstwach a ona… no właśnie, dlaczego moja mama płakała?

- Dlaczego płaczesz?- zapytałem.
- No z powodu Louis’a.- odpowiedziała zdziwiona.

   Odchyliła głowę i spojrzała na mnie jak na wariata. O co mogło chodzić z Lou? Czy coś mu się stało?

- Ale dlaczego?
- Nie słyszałeś?- zdziwiła się.
- O czym?                    
- Louis jest w szpitalu. Jego mama do mnie dzwoniła cała zapłakana. Ciężko było ją zrozumieć. Powiedziała mi tylko, że Lou ciężarówka go potrąciła. Stało się to może jakieś 3 godziny temu. Podobno wbiegł na jezdnię.

   3 godziny temu, 3 godziny. O kurwa! Przecież on właśnie wtedy wybiegł z mojego mieszkania. Przecież wtedy go wygoniłem.

- W jakim szpitalu? Muszę tam jak najszybciej jechać.- powiedziałem szybko wstając i zakładając buty.
- Poczekaj. Pojadę z tobą. Zawiozę cię.

   Wybiegliśmy z mieszkania i szybko popędziliśmy do samochodu. Dobrze, że miałem moją mamę, bo inaczej musiałbym jechać do szpitala autobusem, co zajęłoby mi sporo czasu, albo jechać metrem, ale to nie był dobry pomysł. A tak przynajmniej ominęliśmy korek i szybko znaleźliśmy się w szpitalu. Byłem tak bardzo tym wszystkim przejęty.

   Wbiegłem do szpitala i ruszyłem prosto do recepcji nie zważając uwagi na nic innego. Skupiając się na tym, co musiałem załatwić. Chciałem dowiedzieć się, gdzie wtedy był Lou.

   Na recepcji musiałem skłamać, że jestem z rodziny i dopiero wtedy dowiedziałem się w jakim pokoju leży Louis. 273. Ten numer chyba zapamiętam do końca życia.

   Wybrałem schody, ponieważ stwierdziłem, że będę musiał długo czekać na windę. Na szczęście musiałem dostać się na czwarte piętro, co nie było aż takim wyczynem.

   Podbiegłem pod salę. Wszystko wydawało się jakby z filmu. Nic nie czułem. Nawet nie wiedziałem, co to zmęczenie. Nie obchodziło mnie to.

    Nie wierzyłem, że to właśnie mnie spotkało. Nie mogłem w to uwierzyć, dopóki nie zobaczyłem rodziny mojego przyjaciela siedzącej pod salą, a później jego, leżącego. Był podpięty do jakiejś aparatury. Wyglądał jak martwy.

   Dobrze, że mama Lou dała mi czas, abym mógł przy nim posiedzieć. Tylko chwilę z nią rozmawiałem. Wytłumaczyła mi, jak doszło do wypadku. Louis podobno wbiegł na jezdnię prosto pod ciężarówkę. Kierowca powiedział, że go nie zauważył. To działo się tak szybko. Nie zdążył zahamować. Potrącił go. Wcale tego nie chciał. Wierzyłem mu.

   Jednak to wszystko było bez sensu.


   I tak właśnie znalazłem się w tej całej sytuacji. Teraz pozostało mi tylko patrzeć, jak on umiera, jak cierpi. Czy mogło spotkać mnie coś gorszego? To był najgorszy widok. Czym sobie zasłużyłem na to, aby patrzeć, jak mój przyjaciel umiera?

   Obwiniam siebie za to wszystko. Gdybym wtedy tak na niego nie nakrzyczał, gdybym nie wyprosił go z domu. On nadal by żył. Jestem głupi i egoistyczny. Nie powinienem do tego dopuścić. Być może teraz siedzielibyśmy w moim pokoju i spędzali świetnie czas. Może w końcu posmakowałbym jego ust? Teraz się tego niestety nie dowiem. Tracę go. Może jest jeszcze jakaś szansa na to, że przeżyje, ale w to wątpię. Nam nie jest pisany szczęśliwy koniec.

- Przepraszam.- mówię cicho ściskając jego drobną rękę.

   Wydaje się taki kruchy i bezbronny. Jego głowę pokrył bandaż. Twarz ma całą w zadrapaniach. Ręce posiniaczone. Aż mogę domyślać się, jak wygląda reszta ciała. Ma zamknięte oczy i rozpalone policzki. Wygląda, jakby spał.  Jego usta są rozchylone. Chcę je pocałować, ale wiem, że nie mogę. To najbardziej mnie boli. Najgorsza jest myśl, że to właśnie ja go skrzywdziłem, że to jest tylko i wyłącznie moja wina. Przykre, prawda?

   Czuję, jak po moich policzkach spływają łzy. Splatam nasze palce u rąk ze sobą i zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś się spotkamy, czy jeszcze kiedyś zobaczę jego piękne lazurowe tęczówki, które za każdym razem patrzyły na mnie z miłością i czułością, której nie potrafiłem zauważyć. Zastanawiam się, czy jeszcze kiedyś będę mógł go przytulić, poczuć jego mocne ręce na swoich biodrach, jak delikatnie głaszcze moje włosy.  Chciał dla mnie dobrze. Starał się, a ja go tak po prostu olałem. Źle go potraktowałem.

- Przepraszam kochanie. Proszę, zawalcz dla mnie. Chciałbym móc cię kiedyś pocałować.- przyznaję szeptem i jeszcze mocniej zaciskam moje palce na jego dłoni.- Tak bardzo cię kocham.- pochylam się i dotykam jego policzka, po czym składam na nim delikatny pocałunek, którym chcę pokazać to, jak bardzo go kocham.

   Znów wracam na swoje miejsce i rozpaczam. To takie niesprawiedliwe. Boże, dlaczego mi go odbierasz? Dlaczego to musiało spotkać akurat jego?! To ja powinienem leżeć na tym łóżku, to ja powinienem cierpieć. Chciałbym się teraz zamienić. Bez niego jestem nikim. Nie chcę go stracić!

   Staram się do niego mówić, chodź wiem, że i tak mnie nie słyszy. Wyznaję mu miłość, staram się opowiadać jakieś śmieszne zdarzenia. Chociaż wiem, że leży nieprzytomny, to mam nadzieję, że mnie słyszy i tym jakoś poprawiam mu humor. Może chociaż słyszy, jak mówię mu, że go kocham? A może czuje, jak go całuję po paliczkach, nosie. Próbuję uśmierzyć mu jakoś ból. Przynajmniej tak mogę się zrekompensować.

   Boli mnie to, że muszę patrzeć, jak się męczy i nie mogę mu w żaden sposób pomóc. Nie potrafię nic zrobić. Ta myśl mnie dobija.

   Chciałbym chodź trochę zmniejszyć jego ból, który z pewnością czuje, ale nie potrafię. Nie umiem mu pomóc! Jak niby miałbym to zrobić?

- Przepraszam.- powtarzam po raz któryś.- To wszystko moja wina. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mi to wybaczysz. A jeżeli mi nie wybaczysz i umrzesz, to ja zrozumiem twój wybór. Zrobiłem coś potwornego, ale mam nadzieję, że zrozumiesz to, jak bardzo żałuję.

   Modlę się o to, abyśmy mieli chociaż szansę ostatni raz porozmawiać. O niczym więcej nie marzę. Ta jedyna rozmowa mogłaby zmienić bardzo wiele. Mam nadzieję, że będę miał szansę z niej skorzystać.

Proszę tylko i wyłącznie o to.

Czy to aż tak wiele?


No hej :)
Łezka zakręciła się w oku?
Bo ja szczerze się przyznam, gdy czytałam ten rozdział przed dodaniem, to troszeczkę sobie popłakałam. 
Może jestem głupia, ale naprawdę zżyłam się z tą historią.
To taka moja mała perełka :)
No więc to jest już przedostatni  rozdział.
Jak myślicie, zakończenie będzie smutne czy szczęśliwe?
 W sumie to wszystko zależy od tego czy Lou przeżyje :)
Szczerze, to miał być ostatni rozdział i tutaj też miałyście się dowiedzieć, jak to dalej będzie, ale tak się rozpisałam, że wyszły mi aż dwa rozdziały z tego :)
W sumie sądzę, że nawet fajnie mi to wyszło.
No to czekam na Wasze opinie :)

Do następnego ♥